Zycie Kolorado
Blog 6_24.jpg

Na skróty

Tradycja - Nić Ariadny w labiryncie wieków | HANNA CZERNIK

Napisała pięknie współczesna polska poetka, Mira Kuś. Ariadna, królewna kreteńska zakochana w Tezeuszu stojącym przed zadaniem walki z potworem Minotaurem ukrytym w głębi labiryntu - wybudowanego przez wielkiego Dedala na polecenie jej ojca i króla wyspy, Minosa - podarowała mu kłębek nici, by przywiązał go przy wejściu i mógł po owej nitce wrócić z przepastnej plątaniny korytarzy, w której niejeden przed nim zginął. Nić Ariadny stała się synonimem ratunku, wskazaniem drogi z sytuacji wydawałoby się bez wyjścia, pomocną dłonią podaną, gdy grozi niebezpieczeństwo.

Mit o Tezeuszu i Ariadnie, jak wiele mitów greckich, sam należy do naszego kulturowego dziedzictwa, do europejskiej tradycji. Pojęcie to ma tyle odcieni i znaczeń, jest przedmiotem rewerencji i sporów. Bo czymże jest tradycja i jaką rolę powinna odgrywać w naszym życiu indywidualnym i społecznym? Tyle się przecież na nią składa - i mity właśnie, nie tylko śródziemnomorskie, i dorobek kulturowy, i wyznawane przez nas wartości, nawet nasze zachowania, pielęgnowane przez nas lub odrzucane rytuały. Są wśród nas niemal fanatycy tradycji i buntownicy uznający ją za więzy krępujące rozwój i swobodę. Tacy, którzy widzą w niej ratunek i inni, dla których jest zbędnym ciężarem.

Tezeusz i Minotaur - Mistrz z Tavarnelle XV wiek - Zbiory Muzeum w Luwrze

Jednym z najwyraźniejszych przejawów tradycji w naszym życiu są oczywiście święta. Powtarzające się w rocznym cyklu wyznaczają dla większości z nas rytm życia religijnego, rodzinnego, społecznego. Towarzyszące im rytuały właśnie przez swoją powtarzalność dają poczucie bezpieczeństwa, zapewniają coroczny kontakt z tym, co od dzieciństwa znajome, bliskie, stanowiące oparcie w rozdygotanym nierzadko świecie. Kiedy piszę te słowa, trwa w najgorsze brutalna wojna na Ukrainie i właśnie kończy się najważniejsze święto chrześcijan - Wielkanoc (oczywiście w obrządku zachodnim, wschodnie kościoły wg kalendarza gregoriańskiego obchodzą je później), a nie minęło jeszcze żydowskie święto Pesach - oba wywodzące się ze ściśle splecionej ze sobą judeochrześcijańskiej tradycji, dzielące nawet do pewnego stopnia te same księgi święte. Miały one wspólne źródło i nie przypadkiem Pascha może oznaczać zarówno święto judejskie jak i chrześcijańskie. „Odpłynęliśmy z Filippi po Święcie Przaśników” - pisał św. Łukasz w Dziejach Apostolskich i nie jest do końca pewne, czy już o odrębnym chrześcijańskim święcie myślał, czy jeszcze o tym wspólnym wczesnym obrządku. Oczywiście obecna religijna tkanka tych świąt jest całkowicie różna - żydzi celebrują wyjście Izraelitów z niewoli egipskiej, chrześcijanie zmartwychwstanie Syna Bożego, Chrystusa. Idea wyzwolenia - z opresji, z grzechu - wpisana jest jednak w oba święta i oba też włączyły ludową, odwieczną tradycję witania wiosny do swoich rytuałów - przychodzą one w tej porze roku, kiedy odradza się życie, kury się niosą, króliki mnożą, bazie kwitną, forsycja żółci świat. Oba też obrosły przez wieki w aspekty ważne dla celebrujących je społeczności. I tu nie religijny, choć dla wierzących oczywiście najważniejszy, aspekt i znaczenie świąt jest przedmiotem naszej uwagi - przekraczałoby to o wiele kompetencje autorki i wkraczałoby w wymagającą rewerencji domenę sacrum, ale towarzyszące im obyczaje i całkiem świeckie obrzędy. Wszechobecne zwyczaje mieszają się bowiem ze specyficznymi dla danego narodu tradycjami, religijne ze świeckimi i do wszystkiego rozbuchany komercjalizm współczesności dorzuca swoje trzy grosze.

Postać Wiosny z obrazu Sandro Botticellego,1470–1482,

Galeria Uffizi

Powszechną - poprzez kraje, narody i wyznania - jest obecność jajek, tych symboli życia. Jajek prawdziwych, wydmuchanych, jajek z czekolady. Jajek dla dekoracji, jajek jako potraw. Polacy i inni Słowianie malują pisanki (i tu widzimy to prasłowiańskie źródło słowa : jak ikony są tradycyjnie do dziś pisane, a nie malowane, bo dawniej pisać znaczyło także malować). Francuskie dzieci szukają w ogródkach jajek z czekolady, jak głosi legenda - rozrzuconych przez bijące od Wielkiego Czwartku dzwony, który to zwyczaj, jak tyle innych całkowicie się zinternacjonalizował i obecnie w wielu krajach une chasse aux oeufs stanowi dla małych dzieci główną atrakcję świąt wielkanocnych. We Włoszech podobnie - jajka czekoladowe nadziewane niespodziankami są najpopularniejszym prezentem świątecznym nie tylko dla najmłodszych. W wielu domach w trakcie Postu w centralnym miejscu stawia się wielkie, nawet metrowe jajo, które można rozbić z pomocą specjalnego młotka dopiero w Wielkanoc. Czekoladę zbiera tradycyjnie głowa rodziny i wszyscy zajadają się nią przez całe święta. W Anglii i w Stanach bardzo popularne są zawody w toczeniu jajek, nieobce oczywiście i innym narodom, jeśli tam ich zaprowadzi inwencja w wymyślaniu wiosennych rodzinnych czy komunalnych zabaw. Można toczyć pojedynki na jajka - czyje nie zostanie stłuczone, ten wygrywa.

Innym oczywistym symbolem wiosny stają się słynne z rozrodczości króliki, zające. Pojawiają się w dekoracjach, w niektórych krajach, szczególnie protestanckich, przyjmują nawet rolę wiosennego św. Mikołaja przynosząc prezenty. Jako że w tradycyjnych zachowaniach człowieka wszystko się splata, przenika - symbolizm, praktyczność i estetyka - młode

zwierzęta urodzone na wiosnę pojawiają się też na świątecznych stołach dosłownie i przenośnie. Formę baranków, królików, gołębic i jaj przyjmują rozmaite popularne wypieki, jak choćby włoska la colomba, czyli puszysta, drożdżowa babka, pełna skórki pomarańczowej, udekorowana cukrem i migdałami, czy francuskie nid de Pâques, dosłownie gniazdo Wielkanocy. Nie przypadkiem też najpopularniejszym daniem obiadowym jest jagnięcina w wielu odmianach, od baraniego rosołu z pierożkami cappelletti we Włoszech, przez udziec jagnięcy z fasolką we Francji (jak to u Francuzów jest on w środku praktycznie surowy) po grillowaną baraninę w Stanach. W Polsce akurat baranina nie miała nigdy tej samej popularności, może z powodu ograniczonej do terenów górskich hodowli, głównie na wełnę i mleko, a może z powodu rewerencji religijnej. Baranek pozostaje symbolem ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Chrys- tusa, choć niewątpliwie i to skojarzenie sięga czasów pogańskich, kiedy składało się bogom ofiary ze zwierząt i ludzi, nawet z dzieci jako daninę największą. Ifigenia ofiarowana przez Agamemnona Artemidzie, Izaak poświęcony przez Abrahama, Chrystus - złożony przez swego Ojca w ofierze dla zbawienia ludzi…

He is called by thy name,

For he calls himself a Lamb:

He is meek and he is mild,

He became a little child:

I a child and thou a lamb,

We are called by his name.

Little Lamb God bless thee.

Little Lamb God bless thee…

(William Blake, The Lamb, 1789)

Wiele tradycyjnych obrządków wielka-nocnych szczególnie wśród narodów wyraźnie katolickich ma oczywiście ściślejszy związek z religią i historią Kościoła. Są one nierzadko specyficzne dla danego kraju. Hiszpanie na przykład celebrują nie tyle Niedzielę Wielka-nocną, ile Wielki Tydzień, skupiając się na przypomnieniu Męki raczej niż Zmartwychwstania. Co więcej, obchody te nie zamykają się w kościołach czy gronie rodziny, ale wychodzą na ulice miast w niekończących się procesjach organizowanych przez różne bractwa, z których najstarsze istnieją od XIV wieku. Wzdłuż głównych ulic ustawia się krzesła, pozostawiając centralne miejsce dla procesji, aby nawet ci, którym brakuje sił, mogli uczestniczyć w wydarzeniach. Dla jednych jest to ważne przeżycie religijne, dla wielu innych po prostu spektakl kulturalny, tradycyjny rytuał, nierzadko umiejętnie wykorzystywany dla turystycznej reklamy miejscowości. Najbardziej spektakularne procesje odbywają się w Valladolid, Saragossie i na południu - w Sewilli, Maladze, czy Murcji. Ubrani w historyczne stroje członkowie bractw niosą ogromne pasos, czyli platformy z figurami przedstawiającymi Matkę Boską, Chrystusa i sceny pasyjne. Często towarzyszą im osoby ubrane jak postaci z Biblii i pokutnicy w specyficznych nakryciach głowy - capirotes. Tradycja pokutników (jak i historia samych bractw procesje organizujących) sięga średniowiecza, kiedy osoby ukarane przez inkwizycję musiały przywdziewać san benito - szaty pokutnicze oraz zakładać spiczasty kaptur.

Niezwykłą tradycją jest florencka scoppio del carro, czyli eksplozja wózka. Jej korzenie sięgają czasów wypraw krzyżowych i historii młodego Florentczyka, Pazzino de’ Pazzi, który w czasie pierwszej z nich wyróżnił się szczególną odwagą i otrzymał w nagrodę trzy krzemienie ze Św. Grobu. Relikwie te przechowywane są do dziś w kościele Santi Apostoli i one stały się inspiracją dla spektaklu przyciągającego corocznie tłumy turystów. Około godziny 10 rano kapłan pociera krzemienie Pazzino, by zapalić wielkanocna święcę. Ona z kolei służy do podpalenia kilku kawałków węgla umieszczonych w specjalnym kontenerze na wozie pełnym fajerwerków, po czym procesja w historycznych strojach, z bębnami i flagami prowadzi święty ogień do katedry Santa Maria del Fiore, zwanej popularnie, jak w każdym włoskim mieście, po prostu Duomo. Około jedenastej, kiedy wewnątrz kościoła śpiewana jest Gloria, arcybiskup zapala świętym ogniem małą rakietę w kształcie gołębicy - symbol Ducha Świętego, która po drucie wysłana zostaje do oczekującego wozu. Efekt pirotechniczny jest oczywiście niezwykły, powtarzany rytualnie od kilku stuleci, choć teraz rejestrowany natychmiast przez tysiące kamer w rękach zgromadzonych głowa przy głowie widzów.

Procesje wielkanocne, choć wyrastają z chrześcijańskich tradycji, bywają obecnie całkowicie świeckie, jak słynna nowojorska parada kapeluszy. Easter Bonnet Parade, organizowana od ostatnich dziesięcioleci dziewiętnastego wieku i dla wielu będąca emblematem amerykańskiej Wielkanocy, łączy w sobie dawne tradycje z nowoczesnym festiwalem. Przekonanie, że święta i wiosnę trzeba witać także nową szatą, nowym nakryciem głowy sięga dawnych czasów - w czasach Tudorów w Anglii na przykład sądzono, że osobom, które nie będą miały na Wielkanoc nowej tkaniny grozi zniszczenie przez mole całego dobytku, a i w wielu innych krajach zaniedbanie włożenia nowej części garderoby wróżyło nieszczęście. Jeszcze nasze babcie nie wyobrażały sobie Wielkanocy bez nowego kapelusza i nowych rękawiczek, nawet jeśli już nie wiązały z tym grozy złego omenu.

Ale co z Polską i jej tradycjami?

Przecież, jak pisał cudnie Norwid:

Do kraju tego,

gdzie kruszynę chleba

Podnoszą z ziemi

przez uszanowanie

Dla darów Nieba....

Tęskno mi, Panie...

Do kraju tego,

gdzie winą jest dużą

Popsować gniazdo

na gruszy bocianie,

Bo wszystkim służą...

Tęskno mi, Panie...

Nawet mieszkając za granicą i siłą rzeczy przejmując wiele obyczajów nowego kraju, wracamy myślą do ojczyzny przede wszystkim w okresie świąt, bo one, pamiętane z dzieciństwa zawsze w nas gdzieś tkwią. Szczególną i szczególnie piękną polską tradycją jest oczywiście święconka. Znana w różnych formach i w niektórych innych regionach, ale nigdzie nie mająca takiej rangi i ogólnonarodowego zasięgu, jak w Polsce. Piszę ogólnonarodowego, bo nie zamyka się w granicach kraju nad Wisłą, rozrzuceni po świecie Polacy przywiązują do niej często wielką wagę, dekorują z pieczołowitością koszyki z chlebem naszym powszednim, solą (od dawna cenioną jako niezbędna do życia i konserwująca żywność, symbolicznie oznaczała kogoś głęboko prawego lub coś, co niezbędne: bo nie jest światło, by pod korcem stało, ani sól ziemi do przypraw kuchennych - Norwid), jajkami do dzielenia się przy wielkanocnym śniadaniu, wędlinami, ciastami i przede wszystkim Barankiem z czerwoną chorągiewką:

I wiem, gdy łzę swoją trzymam

jak złoty kamyk z procy -

zrozumie mnie mały Baranek

z najcichszej Wielkiej Nocy.

Pyszczek położy na ręku -

sumienia wywróci podszewkę -

serca mego ocali

czerwoną chorągiewkę

(Jan Twardowski, Wielkanocny pacierz)

Święcenie jadła ma oczywiście szersze korzenie niż obecny polski rytuał. Przy różnych okazjach prosiło się kapłana o błogosławieństwo stołu. Modlitwy przed posiłkiem choćby są bardzo rozpowszechnione wśród protestantów, szczególnie w północnej Ameryce, bo w laickiej Europie ten zwyczaj zanika. Niemniej jednak ma on to samo, co polska wielkanocna święconka sens - odwieczna ludzka prośba o przysłowiowy chleb na stole, o to, by nigdy nie zabrakło jedzenia dla wyżywienia rodziny.

Chrystus Zmartwychwstały - Bartolomeo Suardi, 1490

Thyssen-Bornemisza National Museum

Mniej poważną i bardzo w swojej istocie ludową tradycją jest polski śmigus dyngus, choć sama nazwa ma niemieckie proweniencje. Być może pochodzi od słowa dingen, co oznacza wykupywać się, ale Zygmunt Gloger, historyk i etnograf, dostrzegł również może bardziej trafnie podobieństwo do niemieckiego słowa Dünnguss: kałamarz, chlust wody. Jak i tyle innych obrządków wielkanocnych i on wyraża radość z odradzającego się na wiosnę życia. Wyrósł najprawdopodobniej z wiary, że oblewanie wodą ma sprzyjać płodności, stał się formą odświętnych, pierwszych w roku zalotów. O wiele bardziej popularny na wsiach, obecnie trwa głównie w nazwie świątecznego lanego poniedziałku, albo okazjonalnie w zupełnie symbolicznych gestach kropienia się wzajemnego perfumami czy wodą kolońską.

Szczególną tradycją jest ubieranie w kościołach grobów, do których w Wielki Piątek składa się obrzędowo ciało Chrystusa. Zwyczaj nie jest ekskluzywnie polski, oczywiście, ściśle związany z chrześcijańską religią i powszechny szczególnie w katolicyzmie. W Polsce jednak, w okresie komunizmu, ‘groby’ odgrywały niezwykłą rolę - były najczęściej wyrazem politycznej opozycji w sferze, gdzie cenzura miała wstęp ograniczony i interpretację symboli zawężoną. Kościoły, szczególnie w wielkich miastach wprost prześcigały się w pomysłowych i wymownych grobach, najsłynniejsi artyści angażowali się we współpracę, a ludność ustawiała w ogromnych nieraz kolejkach, wędrując od kościoła do kościoła w rytuale politycznego wyzwania. Chodzenie na groby było wprost społecznym obowiązkiem w ostatnie dni Wielkiego Tygodnia i to zarówno wśród wierzących jak i agnostyków.

***

Tradycja, jak widać choćby z tego pobieżnego szkicu, jest raczej ewoluującym procesem, niż zamkniętą księgą z nabożeństwem przez pokolenia odczytywaną. Nie można wstąpić dwa razy do tej samej rzeki, bo to już nie jest ta sama rzeka i już nie ten sam wstępujący… W rzeczach ludzkich jedyną stałą jest, paradoksalnie, ciągła zmiana. Ale Heraklit tworzący słynną metaforę rzeki zawsze zmiennej, jednocześnie zauważa istnienie uniwer- salnego prawa, uniwersalnego porządku. My także przy- glądając się ludzkiej tradycji zauważamy, że pewne treści, nomen omen archetypy, się nie zmieniają, znajdują one jedynie nową szatę, nową formę wyrazu. Jajka czekoladowe mogły pojawić się dopiero dobrze w dziewiętnastym wieku - na początku XVI w wyniku tzw. wymiany kolumbijskiej ziarna kakao przywędrowały pierwszy raz do Europy, ale długo zadamawiało się ono na nowym kontynencie, a i później pozostawało jedynie napojem i to dla niewielu wybrańców. Czekolada w stanie stałym to wynalazek trzeciej dekady XIX stulecia. Jej obecność w wielu wielkanocnych zwyczajach nie ma więc długiej historii. Easter Bonnet Parade jest nowym dodatkiem do starej tradycji, ale jakże kreatywnym i radosnym! Bo radość z odradzającego się życia, triumfu tego życia nad śmiercią jest tak stara, jak ludzka społeczność. Podobnie jak sama potrzeba świętowania, obrzędu, powtarzalności rytuałów dających psychiczne i emocjonalne oparcie. Lubimy teatralność, wizualność obchodów, lubimy zasiadać z rodziną i przyjaciółmi do stołu, lubimy po prostu być - odświętnie - razem. Tradycja w swojej esencji, choć niekoniecznie w ciągle ewoluujących szczegółach, jest dla nas istotnie tą nicią Ariadny w nierzadko groźnym labiryncie wieków.

Katarzyna Hypsher