Zycie Kolorado
Blog 6_24.jpg

Na skróty

Ciekawy przypadek Amber Heard i Johnny’ego Deppa | KARINA BONOWICZ

Amber Heard mówi, że była fizycznie, seksualnie i emocjonalnie wykorzystywana przez swojego byłego męża Johnny’ego Deppa, a Internet się śmieje. Johnny Depp, który pisze w SMS-ach do swojej ówczesnej patnerki: “I headbutted you in the f*** forehead”, przy okazji nazywając ją „cunt” i „filthy whore”, jest uważany za ofiarę. Proces celebrytów to nie tylko rozrywka dla mas, ale też bardzo niebezpieczny moment dla problemu przemocy domowej.

Żeby było jasne: nie lubię ani Amber Heard, ani Johnny’ego Deppa. Nie trzymam kciuków za żadne z nich. Dlaczego? Bo nie interesują mnie szumne rozstania celebrytów. Bardziej jednak martwię się o szkody, które może wyrządzić ten proces poważnemu problemowi, jakim jest przemoc domowa, i to ta, która dotyczy obydwu płci.

Dla tych, którzy nie kojarzą sprawy (chociaż nie wiem, czy jest to możliwe, bo proces Heard vs. Depp jest częściej googlowany niż wojna na Ukrainie). Mimo przegranego procesu o zniesławienie, którą Depp wytoczył brytyjskiej bulwarówce „The Sun” za nazwanie go „wife beater”, aktor nie tylko odwołał się od wyroku, ale zażądał od byłej żony 50 milionów dolarów za szkody moralne. Ona z kolei odpowiedziała pozwem z zadośćuczynieniem opiewającym na 100 milionów dolarów. Od tego momentu zaczęła się trwająca tygodniami telenowela, którą śledzą miliony widzów (w momencie oddawania miesięcznika do druku nie jest jeszcze znany wyrok w tym procesie – przyp. K.B.). Bo proces jest upubliczniony, dzięki czemu można w każdej chwili wejść do Internetu i posłuchać najbardziej intymnych wyznań byłych małżonków, wśród których nie brakuje tematów, takich jak: utrata palca, rysowany krwią penis, ale także uryna, wymiociny i fekalia.

“Our relationship was intensely passionate and at times volatile, but always bound by love. Neither party has made false accusations for financial gain. There was never any intent of physical or emotional harm” – można było przeczytać we wspólnym oświadczeniu rozwodowym aktorów po zaledwie 15 miesiącach małżeństwa. Depp i Heard w czasie trwania ich związku byli jedną z najbardziej komentowanych par show biznesu, chociażby z tego względu, że aktor dla swojej nowej miłości odszedł od wieloletniej partnerki i matki ich dzieci, Vanessy Paradis. Bomba wybuchła jednak nie po ogłoszeniu rozwodu, ale po opublikowaniu przez Amber Heard listu otwartego w „Washington Post”, w którym napisała o swoich doświadczeniach z przemocą domową. „I became a public figure representing domestic abuse, and I felt the full force of our culture’s wrath for women who speak out” – brzmiały jej słowa. Nie padło tam ani razu nazwisko Deppa, ale wszyscy zgodnie uznali, że o innym przemocowym partnerze nie może być mowy. Depp wytoczył Heard proces o zniesławienie, w tym samym czasie przegrywając proces z brytyjskim „The Sun”, który uczynił go bohaterem swojej okładki, podpisując go dwoma krótkimi słowami „wife beater”. Heard odpowiedziała pozwem na „kampanię nienawiści”, którą miał rozpętać Depp w sieci. I stąd mamy to, co mamy.

Problem jednak w tym, że zostaje tutaj poruszony bardzo poważny temat przemocy domowej, który zaczyna być spłycany, ośmieszany i traktowany jak coś zupełnie niepoważnego. Ot, rozrywka dwójki bogatych ludzi, którzy mają wszystko, oprócz poukładanego jak należy w głowie. Świat Internetu stał się Colosseum; z areną, na której pojawiają się walczący byli małżonkowie i trybunami, gdzie rozemocjonowany tłum uniesieniem kciuków w górę lub dół decyduje, kto przeżyje, a kto zostanie rzucony na pożarcie internautów. I Internet wydał już wyrok: Amber Heard to kłamliwa i wredna osoba, która ośmieliła się podnieść rękę na amerykańskie dobro narodowe w osobie Johnny’ego Deppa. Da się zauważyć tutaj podwójne standardy: jeśli narkotyki bierze Johnny, to jest to efekt jego traumatycznego dzieciństwa, jeśli robi to Amber, jest rozpieszczoną bogaczką, która się potwornie nudzi. Kiedy ujawnione zostają maile aktora, w których obrzuca Amber niewybrednymi epitetami i opisuje ze szczegółami, jak mógłby ją zabić, to jest to chwilowe załamanie albo wpływ narkotyków, które musi zażywać, bo miał traumatyczne dzieciństwo. Jeśli Amber nazywa swego ówczesnego męża „old fat man”, to jest wredną i niewdzięczną osóbką, która nie doceniła tego, że była żoną jednego z najbardziej rozpoznawanych i wielbionych osób show biznesu. Jeśli Johnny szarpał Amber, to się bronił, jeśli Amber Johnny’ego, to atakowała go bez powodu. Czy ktoś zwrócił na to uwagę? Internet wydał już wyrok i jak by się ten proces nie skończył, Amber jest zła, Johnny – dobry. Tymczasem z taśm i korespondencji wyłania się obraz pary, która jest uwikłana w „mutual abuse”. Kto jest ofiarą, kto sprawcą? Mam wrażenie, że zmienia się to w kalejdoskopie i trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, kto jest kim. Ale Internet już wie. Co chwilę natykam się na memy, które pokazują klęskę Amber i zwycięstwo Johnny’ego. Nie mówiąc już o niewybrednych komentarzach pod jej adresem, łącznie z groźbami gwałtu i zabójstwa. To, że to też przemoc, tyle że werbalna, nikogo z lajkujących te posty już nie zastanawia.

Na to, żeby sugerować, że zarówno Depp, jak i Heard obopólnie stosowali wobec siebie przemoc, są wystarczające dowody, ale tego nie chcą zaakceptować zwolennicy Johnny’ego. W ich oczach, Depp nie zrobił nic złego, nie mógł, ponieważ go znają i kochają od prawie czterech dekad. Dla nich nie jest on sprawcą nadużyć, on jest ofiarą. Prawdziwym sprawcą jest Amber Heard, która fałszywie oskarżyła byłego męża, żeby zdobyć pieniądze i sławę. Jako dowód przytaczają, że Depp nigdy nie był przemocowy wobec którejkolwiek z poprzednich partnerek, podczas gdy Amber została oskarżona przez swoją ex (zarzuty niemal natychmiast zostały cofnięte). Poza tym Amber jest okropna i nikt jej nie lubi. Po pierwsze, sprawca nie musi mieć wcześniejszych ofiar, aby być sprawcą w nowym związku. Po drugie, to, że ktoś jest nielubiany nie znaczy, że jest przemocowy wobec innych. Ale kiedy adwokaci Amber powołują się na przeszłość Deppa, w której aż gęsto od narkotyków, alkoholu, zachowań autodestrukcyjnych i przemocy wobec innych (wystarczy wymienić agresywne zachowania wobec dziennikarzy, ochroniarzy i Ellen Barkin, w którą – jak zeznała w sądzie – rzucił butelką alkoholu), słyszymy, że to o niczym nie świadczy. Kiedy adwokaci Deppa wyciągają niechlubne historie z życia Amber, słyszymy, że od razu wiadomo, że skoro się tak zachowywała, to znaczy, że kłamie i nie jest wiarygodna. Czyli przeszłość Johnny’ego o niczym nie świadczy, a przeszłość Amber już tak. Czy nie widać tu pewnej niekonsekwencji?

Po co to wszystko piszę? Nie, żeby bronić Amber Heard, ani żeby pogrążać Johnny’ego Deppa, bo jak mówię, trudno tu odróżnić kto jest ofiarą, a kto sprawcą. Wszystko wskazuje na to, że tak naprawdę oboje są i sprawcą, i ofiarą wzajemnej przemocy. I to jest główny problem. Istnienie przemocy domowej, która może zdarzyć się wszędzie. To, że kobieta może być sprawcą przemocy, a mężczyzna jej ofiarą. To, że bez względu na to, czy jest to rzucanie w kogoś butelką, czy nazywanie kogoś „cunt” i „filthy whore”, mamy do czynienia z przemocą. Odnoszę jednak wrażenie, że nie o przemoc domową tutaj chodzi. Nikt chyba tak naprawdę nie przejmuje się w tym momencie przemocą domową. Ani Amber Heard, ani Johnny Depp, ani internauci. I to właśnie ta ośmieszana i spłycona przemoc domowa jest największą ofiarą tego procesu.

Katarzyna Hypsher