Zycie Kolorado
Blog 6_24.jpg

Na skróty

Legendy Dzikiego Zachodu | HALINA DĄBROWSKA

Indianie, nazwani tak przez Krzysztofa Kolumba w przekonaniu, że dopłynął do Indii, przybyli do Ameryki z Azji przez Cieśninę Beringa pomiędzy 12 a 27 tysięcy lat temu. Różnorodności warunków przyrodniczych i innych czynników doprowadziły do zróżnicowania kultur, typów gospodarki i organizacji od rozproszonych grup zbieracko - łowieckich do wysoko zorganizowanych cywilizacji. Nikt nie wie, ilu było Indian przed przybyciem białego człowieka. Szacunki są bardzo różne. Najczęściej powtarza się liczba 47 milionów. Dziś na terenie Ameryki Łacińskiej mieszka 18, 5 miliona Indian, a w Ameryce Północnej ponad 4 miliony. Pierwszym turystą na amerykańskiej ziemi był biały człowiek. Koniec piętnastego wieku stał się początkiem historii rozpaczy, buntów, walk prawowitych właścicieli ziemi o przetrwanie i istnienie. Indianie mieszkający na terenie dzisiejszych Stanów Zjednoczonych z ostatecznymi intencjami białego człowieka spotkali się dopiero pod koniec osiemnastego wieku. Nowo powstałe państwo ogarnięte ideą powiększania terytorium i rozwoju gospodarki podjęło intensywne działania opano- wania Zachodu.

Na początku największe zainteresowanie wzbudził handel skórami. Środkami płat-niczymi były alkohol, broń, paciorki i garnki. Narodził się stereotyp pijanego Indianina. Łatwo było go oszukać i wykorzystać. Amerykanie, idąc po ziemie i bogactwa w niej ukryte, burzyli ustaloną wiekami egzystencję plemienną Indian, przesiedlając ludzi, masowo wybijając bizony, zabijając kobiety i dzieci, obiecując, zawierając układy i łamiąc je (ponad 500). Prowadzili taktykę spalonej ziemi. Podeptani w swej godności Indianie walczyli. Konie i broń, które stały się ich zdobyczą, wprowadzają nowe jej formy. Wodzowie organizują i porywają do walki swoich współplemieńców. Jednym z nich jest Sitting Bull. „My jesteśmy biedni, ale wolni. Biały człowiek nie będzie kontrolował naszych śladów. Jeżeli nawet musimy umrzeć, będziemy bronić swoich praw”. Spełnienia tych słów przestrzegał przez całe życie.

Sitting Bull, 1883 r. Fot: Wikipedia

Sitting Bull urodził się 15 grudnia 1831 roku na rzeką Grand w Dakocie. Wychowywany przez ojca i stryjów według ichniejszej tradycji został szamanem. Z zapałem polował i wprawiał się do wojennego rzemiosła. Mając czternaście lat, samodzielnie upolował bizona. Zyskał prawo do noszenia orlego pióra. Był silny. Znakomicie posługiwał się bronią od noża po strzelbę. Pościł. Wystawiał swoje ciało na mróz, wiatr i upał. Kaleczył się. Pierwszy raz, kiedy miał 25 lat, przekłuto mu skórę na piersi i plecach, a przez otwory przeciągnięto rzemienie i powieszono go na słupie. Wisiał, aż do momentu przerwania jej. Praktykom tym poddawał się często, żeby dowieść, jak kocha boga i swój lud. Szeroko rozniosła się wieść o jego czynie podczas jednej z walk z amerykańskimi żołnierzami.

W czasie strzelaniny usiadł na linii ognia i spokojnie zaczął nabijać fajkę. Zapytał: „Kto chce ze mną zapalić?” Kule omijały go. Twardy i zdolny negocjator zawsze bronił swoich braci. Był jednym z tych, którzy nie podpisali traktatu w Laramie w 1868 roku. Postanowieniem tego dokumentu Czarne Wzgórza miały być własnością Lakotów. Odkrycie złóż złota gwałtownie zmieniło sytuację. Poszukiwacze zjawili się tłumnie. Indianom nakazano opuszczenie tych terenów. Latem 1876 roku Sitting Bull wprowadził się w trans pięćdziesięcioma nacięciami na każdym ramieniu i po dwu dniach bez jedzenia i wody opowiedział resztkami sił swoje widzenie. Widział żołnierzy na koniach spadających na obóz głową w dół jak szarańcza. Za kilka dni 7 Pułk Kawalerii generała Georga Custera zaatakował ośmiotysięczny obóz Lakotów. Zjednoczone siły indiańskie odniosły wielkie zwycięstwo. Po bitwie pod Little Big Horn nie chciał przenieść się do rezerwatu i wyprowadził swoich ludzi do Kanady, pozostając tam pod opieką policji kanadyjskiej.

W 1881 roku zmuszony został do powrotu do Stanów. Krótko występował w Buffalo Bills Show. Za objazd wokół areny płacono mu 50 dolarów tygodniowo. Dorabiał sprzedażą autografów i zdjęć.

Osadzony w rezerwacie Standing Rock zezwalał swoim ludziom na Taniec Duchów.

W latach osiemdziesiątych XIX wieku rozpowszechniła się wśród Indian wiara w zbawienne skutki Tańca Duchów, którego kreatorem był Wovoka, Indianin z plemienia Pajutów. Rzekomo miał wizję spotkania Boga ze szczęśliwymi Indianami. Nauczał, że powinno się zaniechać wojen, kradzieży, dążyć do miłości i połączenia ze zmarłymi w odrodzonym świecie, wolnym od starości, chorób i śmierci. Nadejdzie katastrofa kosmiczna i zginą wszyscy, którzy gnębili Indian. Wovoka obmyślał cały rytuał tańca. Tańczono w transie dnie i noce.

Amerykanie obawiali się, że udział w łańcuchu tańca może doprowadzić do rewolty. Wydano nakaz aresztowania Sitting Bulla. Policja weszła po kryjomu do pomieszczenia, gdzie wódz spał. Obudzono go, nakazując zachowanie milczenia. Sittig Bull zaczął krzyczeć. Przybiegł jego syn i inni. Padły strzały. Syn zginął pierwszy. Wódz upadł na twarz. Trupy załadowano na wóz i przetransportowano do Fortu Yates. Tam został pochowany wielki wizjoner zastrzelony przez indiańskiego policjanta na służbie armii USA. W 1953 roku Szary Orzeł wykradł szczątki Sitting Bulla i pochowano je na wzgórzach na rzeką Missouri. The Sitting Bull Monument znajduje się w pobliżu Mobridge w Dakocie Południowej.

Crazy Horse

Słynny wódz Lakotów nigdy nie pozwalał się fotografować. Nie ma jego portretu. Z ustnych przekazów wyłania się sylwetka, rosłego, dobrze zbudowanego, muskularnego, o jasnej karnacji mężczyzny. W dzieciństwie miał kręcone włosy. Nazywano go Kędzierzawym. Urodził się 4 grudnia 1840 roku w Dakocie Południowej. Jego ojciec był szamanem. Matka zmarła, kiedy miał cztery lata. Podobno był nieśmiały, trzymał się z daleka od rówieśników. Nie miał jeszcze dwunastu lat, kiedy upolował pierwszego bizona. Zyskał sławę wojownika i przywilej posiadania swojego wierzchowca. Był świadkiem wybicia żołnierzy w obozie Lakotów w 1854 roku. Powód był błahy. Mormon zgłosił zaginięcie krowy. Indianin zabił zabłąkane zwierzę i krowa została zjedzona. Zaczęło się dochodzenie z udziałem wojska. Właściciel nie godził się na proponowaną przez Indianina zapłatę. Do wioski wkroczył trzydziestoosobowy oddział żołnierzy. Indianin nie pozwolił się aresztować. Wódz plemienia też nie chciał oddać go w niewolę. Jeden z żołnierzy strzelił. Wódz padał. Żołnierze jeszcze nie zdążyli sięgnąć po broń i już większość dosięgnęły strzały indiańskie. Uciekających dopadli wojownicy. Zginęli wszyscy.

Crazy Horse Memorial w Dakocie Południowej | Fot: Wikipedia

Mieszkańcy wioski opłakiwali swojego wodza. Niedługo po tym wydarzeniu wyruszył samotnie w góry. Medytował. Nic nie jadł, nie pił przez kilka dni. Wpadł w trans. Swoją wizję opowiedział potem ojcu i szamanowi. Nadeszła burza z piorunami i gradem. Zobaczył wojownika na koniu w nurtach spienionej rzeki. Wojownik powiedział: „Bądź skromny, noś się skromnie.” Otoczyli go Indianie. Chciał się wyrwać. Chwycili za ramiona. Piorun przeleciał koło jego twarzy i pozostawił ślad. Został wojownikiem nazwanym Szalonym Koniem. Przed każdą bitwą wpinał we włosy jastrzębie pióro, kamyk za ucho i drugi w grzywę konia. Nosił koszulę z koziej skóry. Ciało malował w gradowe kulki, a na twarzy znak błyskawicy. Walczył zawsze na przodzie. Kule go omijały.

Ekspansja białych na tereny zamieszkałe przez Indian nie ustawała. Napływali osadnicy. Budowali linie kolejowe. Tubylcy buntowali się. Ciągłe potyczki, zasadzki. Ginęli miejscowi i żołnierze. Podpisywano traktaty i łamano je. Szalony Koń stawał się sławny. Współplemieńcy wierzyli w jego nadludzkie moce. A on dążył do zjednoczenia plemion w walce ze wspólnym wrogiem. Był odważny, inteligentny, charyzmatyczny. Armia poniosła duże straty. Obawiano się go więcej niż wszystkich Siuksów razem. W 1874 roku w Czarnych Górach, świętym obszarze Indian, odkryto złoto. Rząd posyłał coraz więcej żołnierzy. Chciał wykupić te tereny. Część wodzów się zgodzała, inni nie, a wśród nich Szalony Koń i Siedzący Byk.

Indian zaczęto spychać do rezerwatów. Wojenna atmosfera gęstniała. Do wielkiej bitwy doszło 25 czerwca 1876 roku nad rzeką Little Bighorn w Montanie. Północnoamerykańscy Indianie zjednoczeni pod wodzą Sitting Bulla i Szalonego Konia rozbili zupełnie 7 Pułk Kawalerii Stanów. Śmierć poniósł dowódca wojsk generała Georga Armstronga Custera. Największa i ostatnia bitwa Indian trwała cały dzień. Indianie zwyciężyli, ale nie powstrzymali pochodu białych. Oddziały indiańskie zostały rozproszone i zmuszone do osiedlenia się w rezerwacie. Sitting Bull wyprowadził swoich ludzi do Kanady. Szalony Koń wprowadził do Fortu Robinson w rezerwacie Czerwonej Chmury. Byli wyczerpani, obszarpani, wynędzniali. Grupa liczyła 800 wojowników. Poddał się. Chwilowo musiał opuścić Fort, żeby przewieźć chorą żonę do jej rodziców. Generał Crook, obawiając się podjęcia działań wojennych kazał go aresztować. Dzielny wojownik próbował uciec. Został osaczony. Wyciągnął nóż i walczył na oślep. Śmiertelny cios zadał mu szeregowy żołnierz amerykański.

Szalony Koń - najwybitniejszy strateg, czerwonoskóry Amerykanin zmarł 4 września 1877. Sława jego nie minęła. Indianie Czarnych Wzgórz prosili Korczaka Ziółkowskiego o utrwalenie jego dziedzictwa rzeźbą w skale, aby biały człowiek dowiedział się, że również czerwony człowiek ma wspaniałych bohaterów.

Geronimo

Geronimo (Guiyatle), Apache, 1913 r. | Fot: Wikipedia

Jedni wywodzą to imię z okrzyków żołnierzy meksykańskich przerażonych widokiem walczącego z furią Indianina, błagających o litość i miłosierdzie nad sobą Świętego Jeromina. Inni ze zniekształconej wymowy „goyahkla”, co znaczy ten, który ziewa. A tak na imię miał Apacz urodzony 16 czerwca 1829 roku w okolicy Gila River, na pograniczu Arizony i Meksyku. Nie pochodził z rodu wodzów, ale sukcesy wojenne zyskały mu wielu zwolenników. Miał niezwykłą siłę. Przypisywano mu nawet moce magiczne. Przepowiadał przyszłość. Podobno potrafił wywołać deszcz i burzę. Cieszył się opinią znakomitego medicine man.

Kiedyś wraz z innymi mężczyznami z wioski wybrał się na targ do Meksyku. Pozostały kobiety, dzieci i kilku wartowników. Już w drodze powrotnej dowiedzieli się, że Meksykanie napadli na wioskę i wymordowali jej mieszkańców. Zabili śliczną żonę Geronimo, trójkę jego dzieci i matkę.

Geronimo urodził się po raz drugi jako mściciel. „Moje serce opanowała zemsta” - powiedział po latach. Wkroczył na ścieżkę wojenną. Walczył tylko nożem. Ilu Meksykanów zabił? Pewnie setki. Walczył z amerykańskimi żołnierzami. Nie chciał żyć w rezerwacie. Nie chciał uprawiać kukurydzy. Ścigany, okrążany, aresztowany, osadzany w więzieniu, rezerwatach sprytnie oszukiwał, zawsze uciekał. Osaczony przez żołnierzy mógł się ratować tylko skokiem z wysokiego, pionowego klifu. Przyklejony do grzbietu konia skoczył z mrożącym w żyłach krew okrzykiem swojego imienia. Uratował się. I dziś komandosi amerykańscy każdą akcję bojową rozpoczynają okrzykiem „Geronimooooooooo!” W 1855 roku 135 Apaczów wyprowadził z okrążenia i długo błąkał się po przygranicznych górach. Szukały go setki żołnierzy amerykańskich i meksykańskich, cywilów, skautów. Poddał się, bo jego ludzie już nie chcieli walczyć, byli zmęczeni. Złożył broń w Wąwozie Szkieletów 4 września 1886 roku, a generał Crook powiedział: „Oto koniec Starego Zachodu!” Ostatni Indianin walczący o swoją ziemię został poskromiony i skazany na wegetację w rezerwatach. Wraz z innymi wojownikami załadowany do bydlęcych wagonów przewieziony na Florydę, do St. Augustine stał się wielką atrakcją. Fort Pickens gromadnie odwiedzali ciekawscy, nieraz czterysta osób w ciągu dnia, ku zadowoleniu administracji.

W 1894 roku przeniesiono go do Fort Silly w Oklahomie. Ten dumny wojownik zaczął uprawiać kukurydzę i melony. Przeszedł na chrześcijaństwo. Tęsknotę za rodziną i górami koił alkoholem. Geronimo miał dziewięć żon. Ostatnią poślubił trzy lata przed śmiercią. Przez krótki okres był mężem trzech równocześnie. Ale tylko pierwsza Alope zawładnęła jego sercem na zawsze.

Dziennikarz Stephen Melvil Barret zdobył jego zaufanie i Geronimo opowiedział mu historię życia, burzliwego i naznaczonego wieloma kontrowersjami. W 1904 roku zaproszono go na Światową Wystawę do St. Louis. Mieszkał w wiosce indiańskiej, pozował do zdjęć. Sprzedawał je po 25 centów. Zarobił dużo pieniędzy. Najwięcej w życiu. Rok później brał udział z innymi pięcioma wodzami w inauguracyjnej paradzie prezydenta Theodora Roosevelta. Grupa Indian wzbudzała powszechny aplauz. Na drugi dzień rozmawiał z nim. Wygłosił długą mowę zakończoną słowami: „I pray to cut the ropes and make me free.” Wielki ojciec zgodził się ze wszystkimi argumentami, ale przyzwolenia na uwolnienie nie wyraził. Nie miał więcej czasu dla Indianina. Geronimo zmarł na zapalenie płuc 17 lutego 1909 roku. Choroby nabawił się, leżąc pijany w zimną noc albo też spadł z konia. Pogrzeb odbył się w obrządku chrześcijańskim i zgromadził tysiące białych i czerwonoskórych żałobników. Pochowany został na indiańskim cmentarzu w Oklahomie. Jego imię przeszło do legendy. Geronimooooooo!

Chief Ouray

Odwiedzający położone w górach Kolorado miasteczko Ouray mają często spore kłopoty z prawidłową wymową tej nazwy, ale i też nie wiedzą, że jest to imię znakomitego wodza plemienia Ute – „ludzi niebieskiego nieba”.

Chief Ouray Ute Chief, Colorado, 1874

Ouray urodził się w okolicy Taos w Nowym Meksyku, a rodzicami byli Apacz Jacarille i Indianka Ute. W grudniową noc 1833 roku, kiedy rodził się Ouray, niebo rozświetlały błyski meteorów i starsi w wiosce mówili, że to ważne dla jego życia znaki.

Ouray i jego przyrodni brat dzieciństwo spędzili na ranczu bogatej meksykańskiej rodziny w Taos. Paśli owce, wywozili drzewo z lasu, posługiwali w domu. Ouray nauczył się hiszpańskiego, języków indiańskich, dobrych manier i zasad religii chrześcijańskiej. W 1856 roku opuścił Taos i połączył się z ojcem. Po jego śmierci został wodzem plemienia Ute zamieszkującego okolice Gunnison w Kolorado. Ożenił się i doczekał się syna. Młoda matka zupełnie nieoczekiwanie zmarła. Do opieki nad dzieckiem zatrudniono ładną, młodą Indiankę Chipete, która niebawem została żoną wodza. Kiedy synek miał pięć lat, ojciec zabrał go na polowanie. Na obóz myśliwych napadła grupa Siuksów.

Wywiązała się walka. Po utarczce nie znaleziono małego, Ouray już nigdy nie zobaczył swojego syna. W kilka lat po tym wydarzeniu, odwiedzając Kita Carsona we Fort Garland, adoptowali dwoje indiańskich dzieci.

Indianie Ute zamieszkiwali Kolorado ponad pięćset lat. W osiemnastym wieku pojawili się biali. Penetrowali teren, zmuszając Indian do przesuwania się na zachód. Ouray należał do tych wodzów, którzy, wierząc w uczciwość białego człowieka szukali pokojowych sposobów rozwiązywania spornych spraw. Uważał, że walki wyniszczą jego ludzi. Część współplemieńców nazywała go zdrajcą. Nawet jego szwagier. Na mocy układu z 1863 roku tereny leżące na wschód od Continental Divide znalazły się w posiadaniu białych, ziemie na zachód należały jeszcze do Indian. Ute musieli opuścić Manitou i Pikes Peak, krainę, gdzie mieszkał ich bóg, Wielki Manitou.

San Juan Mauntain były dalej ważnym dla Ute terenem polowań. Ale sytuacja zmieniła się po odkryciu złóż srebra w tych okolicach. Coraz częściej powtarzany jest slogan: „The Utes must go”. Ouray i Chipeta mieszkali w okolicy Montrose. Ich ranczo to pastwiska i nieużytki oraz 50 akrów nawadnianej ziemi. Mieli ładnie urządzony dom z fortepianem i zabudowania gospodarcze.

W północno-zachodniej części Kolorado obejmującej dolinę Białej Rzeki pozycje Indian objął agent Nathan Meeker. Zmuszał ich do uprawy roli, przejścia na chrześcijaństwo. Indianie buntowali się. W 1879 roku napadli na agencję, zabili Meekera i dziesięciu pracowników, porywając żonę i córkę w charakterze zakładników. Wysłani żołnierze zostali zaatakowani. Zginął major i 13 wojskowych. Gazety w całym kraju pisały o masakrze w Kolorado.

Ouray i Chipeta wystąpili w roli negocjatorów. Akcja wyrzucenia Indian z Kolorado spotęgowała się. W 1880 roku umarł Ouray - przyjaciel białych, doskonały negocjator, obrońca swojego ludu. Pochowano go sekretnie w okolicy Ignacio. Po 45 latach jego szczątki zostały przeniesione na cmentarz w Ignacio. Zawsze martwił się, co stanie się z Chipetą po jego śmierci. Chciała mieszkać na farmie, ale zmuszono ją do przeniesienia się do Utah. Mieszkała w tipi. Chorowała, traciła wzrok. W 1888 roku doniesiono, że wyszła za mąż. Dla jednych jej bogaty mąż był draniem, innym wydawał się cichy, spokojny. Zmarła w 1924 roku i pochowano ją tradycyjnie wśród kamieni. Grupa ludzi z Montrose doprowadziła do przeniesienia jej szczątków i pochowania na cmentarzu na południe od miasteczka, gdzie dzisiaj znajduje się Ute Indian Museum zbudowane w 1956 roku.

Na terenie Ameryki Północnej żyło 500 plemion indiańskich. Odebrano im ziemie, przyzwolono na mordowanie, okradanie, poniżanie, zarażanie obcymi im chorobami. Ogarnięty szałem bogacenia się biały człowiek omal doszczętnie wymazał Indian z mapy kraju, w którym idea suwerenności ludu rozpoczyna się słowami: „We, the People”. Prezydent George Washington powiedział: „Odebranie Indianom ziemi będzie moralną klęską, która legnie cieniem na charakterze naszego narodu.” I tak też się stało.

Katarzyna Hypsher