Zycie Kolorado
Blog 6_24.jpg

Na skróty

Bomb(k)owa historia | MAŁGORZATA CUP

Gdzieś między indykiem a karpiem, zaczyna się polowanie na choinkę i wszystko to, co z nią związane. Prezenty, jeśli ktoś miał więcej przytomności umysłu, być może zakupione i czekają spokojnie na świąteczny papier, który je otuli. Dom, jeśli ktoś miał trochę więcej czasu i dobrze zaplanował działania, wysprzątany i pachnący świeżością. Lista zakupów niezbędnych do wyczarowania dwunastu wigilijnych potraw, jeśli ktoś potrafił zdecydować się na konkretne świąteczne menu, zapewne gotowa, a może nawet częściowo zrealizowana. Sfera duchowa zadbana, jeśli w całym tym zamęcie była chwila na zatrzymanie się i pomyślenie, o co w tym wszystkim chodzi. Słowem, święta za pasem, a wraz z nimi trochę oddechu i oderwania się od codzienności.

Bombki polskiej firmy Vitbis | Fot: www. vitbis.com

Z powyższej listy zrealizowałam (bardzo częściowo) tylko dwa punkty – prezenty zaplanowane w mniej więcej w połowie, a w menu znalazł się tylko jeden punkt, którego absolutnie nie pomijam od kilku lat i w związku z tym w mojej lodówce na nieco ponad miesiąc zadomowiło się ciasto na piernik dojrzewający. Od czasu do czasu muszę przepędzać mojego małżonka od tejże lodówki, bowiem piernikowy zapach nęci, a ciasto dobre jest nawet surowe.

Od lat toczymy też z księciem małżonkiem wojnę o to, kiedy należy choinkę ubierać. Dla mnie to zawsze Wigilia, no, może dzień wcześniej. Książę się zamerykanizował i najchętniej postawiłby choinkę w domu tuż obok indyka. Szczęśliwie jest zwykle na tyle zajęty (księciunio, nie indyk), że i tak wychodzi na moje i choinka pojawia się niemal w ostatniej chwili. Natomiast decyzja o tym, jaką choinkę mamy mieć podjęta została jednogłośnie i bez rozlewu krwi dawno temu – mężyk wykonał projekt, który następnie zrealizował – nasza choinka nie jest sztuczna, ale można jej używać przez wiele lat, nie zajmuje miejsca (wisi na ścianie), ładnie się prezentuje z kolorowymi lampkami i łańcuchami, a nade wszystko bombkami! Na dodatek, po świętach, można ją pozbawić wszystkich ozdób, zrolować, zapakować w foliową torbę i schować do szafy, gdzie też nie przeszkadza.

Co innego z bombkami. Niemal co roku nie potrafimy oprzeć się pokusie i nasza kolekcja powiększa się o kolejne okazy. Nie są tak piękne, jak te, które pamiętam z rodzinnego domu, ale każda ma w sobie coś, co urzeka.

Te z dzieciństwa nie były zapewne tak kolorowe, może mniej błyszczały, może kształty były bardziej standardowe, ale każda miała duszę. A jeszcze, kiedy obok nich powiesiło się cukierki-sople w kolorowych papierkach albo orzechy włoskie zawinięte w sreberko po czekoladzie, albo małe jabłuszka czy pierniczki, to taka choinka nie miała sobie równych. (Nadal pamiętam, jak z kuzynostwem u babci w Krakowie, podkradaliśmy się do choinki po nocy i zgrabnie wyłuskiwaliśmy cukierki z opakowań – cukierki w smaku były mocno takie sobie, ale jaka frajda, kiedy się udało i nikt nas nie przyłapał!)

W domu w Polsce zostało wielkie pudło moich bombek z dzieciństwa. Niektóre mocno nadszarpnięte zębem czasu, powyszczerbiane może nawet niekiedy, ale żal wyrzucić, bo wszystkie niosą ze sobą jakąś historię albo wspomnienie osoby, której już wśród nas nie ma. Każda inna, nikt wszak w tamtych czasach nie myślał o modernistycznych choinkach monochromatycznych. Każda szczególna, dmuchana ze szkła, ozdabiana ręcznie. Może nie perfekcyjna, ale piękna!

Zaczęłam czytać o bombkowej historii w ramach antidotum. Bo wokół nadal mało optymizmu, wojna na Ukrainie, wojna w Palestynie, inflacja w Argentynie, Polska na politycznej huśtawce a firma, w której pracuję ma za zarzdzającą osobę, która „zna się na wszystkim najlepiej” i w związku z tym skutecznie chroni firmę przed normalnym rozwojem, a jej pracowników zniechęca do jakiejkolwiek inicjatywy. Wyliczać można bez końca, ale to może doprowadzić wyłącznie do depresji. A zatem, będzie o bombkach. Żeby nie zwariować.

Praktycznie od początku „cywilizacji” człowiek nosił w sobie potrzebę świętowania, ale też kreowania symbolu. W Egipcie 2 tysiące lat przed naszą erą, palmy daktylowe stanowiły symbol zwycięstwa życia nad śmiercią, przyozdabiano nimi domostwa w najkrótszym dniu roku. 500 lat p.n.e. w Grecji podobnemu celowi służyły gałązki oliwne – przyozdabiano je wstążkami w kolorze bieli i czerwieni, owocami figowymi, maleńkimi naczynkami z oliwą, winem i miodem, a także kawałkami pieczywa. Tysiąc lat później cała Skandynawia tę samą noc świętuje umieszczając w domach gałązki jesionu, dębu lub sosny, a czasem także jemioły. Zwyczaj ten pojawił się także w Polsce. Kiedy w VIII wieku do Niemiec dotarł misjonarz św. Bonifacy, podobno wyciął święte dla Niemców drzewo dębu. Drzewo upadając zniszczyło wszystkie inne drzewka dookoła, została tylko mała jodła. Święty miał podobno zwrócić uwagę Niemców na to drzewko, porównując je do wiecznie żywego Boga. Według przekazów, to wtedy jodła stała się symbolem Bożego Narodzenia. Siedem wieków później, na pograniczu Niemiec i Francji, na terenie dzisiejszej Alzacji, pojawił się podobno pogański zwyczaj stawiania w domach iglastych drzewek, które przyozdabiano ciasteczkami, orzechami, rajskimi jabłuszkami, a także wycinankami.

W połowie XVIII wieku w Europie rozpowszechniona została technika formowania i obróbki szkła przy użyciu ognia. W tamtym czasie używano do tego celu płomienia lampy. Niemal sto lat później technika dmuchania szkła była już stosunkowo dobrze rozwinięta, a przedmioty, jakie można było uzyskać tą metodą zaczęły nabierać nieco bardziej fantazyjnych kształtów.

W 1948 r. w niemieckiej w hucie szkła w miejscowości Lauscha pracował niejaki Hans Greiner. Jak mówi legenda, nie należał do bogatych, zatem świąteczna choinka była zwykle bardzo skromna, bowiem brakowało funduszy na ozdoby i świece. Podobno wtedy właśnie Greiner wpadł na pomysł, by do ozdobienia choinki wykorzystać szkło, do którego miał nieograniczony dostęp. Wydmuchał kuliste, puste w środku bańki i powiesił na swoim drzewku. Dzieci były zachwycone, nigdy wcześniej nikt nie miał takich ozdób na choince! Pomysł ponoć spodobał się także sąsiadom, a że cała okolica pełna była domowych warsztatów produkcji szkła, to niebawem wszyscy prześcigali się w produkcji świątecznych dekoracji choinkowych – początkowo tylko dla własnej rodziny, ale wkrótce dla sąsiednich miejscowości i coraz dalej, aż do innych landów. Lauscha stała się sławna, a urodzona tu bombka, z prostej formy zaczęła przybierać coraz to bardziej wyrafinowane pod względem kształtu i koloru. W procesie bombkowej produkcji brały udział całe rodziny – mężczyźni dmuchali bombki, kobiety je malowały, dzieciaki posypywały czym się dało, by ozdoby bardziej się błyszczały i pakowały tak, by bombki można było bezpiecznie transportować.

Prawdziwym przełomem dla skali produkcji stało się uruchomienie w 1867 r. pierwszej gazowni w mieście. Dysponując palnikiem z gazem zamiast lampy naftowej, można było pomyśleć o większych bomkbach i bardziej różnorodnych kształtach. Lauscha dysponowała coraz to większą liczbą manufaktur bombkowych, z których każda starała sie przyciągnąć uwagę kupujących nowymi pomysłami. Bombki zagościły powszechnie niemal we wszystkich niemieckich domach.

Kilkanaście lat później okolice Lauscha odwiedził podobno Amerykanin, pan Woolworth. Prawdopodobnie pojawił się tam w czasie Bożego Narodzenia, bowiem miał okazję zobaczyć przepiękne ozdoby choinkowe na licznych drzewkach w mieście. Zachwycony odkryciem, zakupił cały zestaw bombek i powrócił do rodzinnej Pensylwanii. Tam sprzedał bombki za skrajnie szaloną kwotę 25 dolarów (dziś byłby to ekwiwalent około 600 USD!) i w ten sposób rozpoczął się intratny interes. Bombki z Lauscha zagościły na dobre w amerykańskich domach, a manufaktury powoli zmieniały się w coraz bardziej nowoczesne zakłady produkcji szklanych ozdób choinkowych. Dziesięć lat od sprzedaży pierwszego zestawu bombek, Lauscha wysyłała do Stanów Zjednoczonych 200 tysięcy bombek rocznie. Najstarszy katalog domu towarowego, w którym reklamowano szklane ozdoby pochodzi z 1860 r.

Z biegiem lat doskonalono formy produkcji. Kolejnym przełomem było zastosowanie ceramicznych form odlewniczych, dzięki którym możliwa stała się produkcja bombek na większą skalę. Wkrótce potem uznano, że bombkowa sztuka wymaga prawdziwej edukacji – w 1923 r. powstała pierwsza szkoła rzemiosła artystycznego, której celem było dokosnalenie umiejętności w kształtowaniu ozdób szklanych.

Bombka produkcji polskiej firmy Vitbis | Fot: www. vitbis.com

W dzisiejszej Lauscha nadal działa około 20 fabryk ozdób choinkowych. Praktyki w nich odbywają młodzi adepci rzemiosła z całego świata. W okresie adwentu w Lauscha odbywają się doroczne targi bombek, którym oczywiście towarzyszy grzane wino, niemieckie kiełbaski i korzenne ciasteczka. Nigdy nie dojechałam do Lauscha, ale przy następnej zimowej wizycie w Europie, na pewno to uczynię. W czasie targów, które trwają dwa tygodnie, Lauscha odwiedzają tysiące turystów, którzy mają tylko jeden cel – znaleźć najpiękniejszą, najbardziej unikatową bombkę, która zakróluje na domowym drzewku. Na uwadze jednak trzeba mieć kilka kwestii, o których prawdopodobnie mało kto z nas myśli, kierując się przede wszystkim zmysłem estetyki.

Kolor. Jeśli naszą intencją jest wyciszenie i skupienie, wówczas należy wybierać ozoby w kolorze srebra i bieli, które ponadto oznaczają niewinność. Czerwień symbolizuje życie, miłość, radość i dostojność. Złoto to jasność i zwycięstwo dobra nad złem, a zieleń to naturalnie nowe życie i nadzieja, a także zwycięstwo. Niebieski symbolizuje uduchowienie i spokój, zaś różowy to przyjaźń, ciepło i bezpieczeństwo.

Kształt. Najprostsza, najczęściej spotykana forma, to okrągła szklana bańka, która niesie przesłanie ciągłości życia ludzkiego, trwałości, powtarzalności oraz perfekcji. Kuliste bombki z wgłębieniem jakby na kształt snopu światła mają chronić przed złymi mocami (to wgłębienie dawniej nazywano okiem wiedźmy). Bombki w kształcie cukierków czy pierniczków symbolizują dostatek i są bezpośrednim odwołaniem do tradycyjnych dekoracji choinkowych sprzed wieków. Orzechy, szyszki i żołędzie oznaczają płodność i urodzaj. Dzwoneczki to mnóstwo dobrych wieści w kolejnym roku. Grzybki, serduszka, kominiarze to szczęście. Gwiazda umieszczana na czubku drzewka chroni domowników przed niemiłymi niespodziankami i nieszczęściem, symbolizuje gwiazdę betlejemską i podróżnym wskazuje bezpieczną drogę do domu. Anioł ma otaczać opieką wszystkich członków rodziny. Ptaki niosą pokój i miłość, zaś bombki w kształcie owoców mają oznaczać zdrowie, pozytywne emocje, życie i dobrobyt.

W Polsce choinka pojawiła sie najpierw na ziemiach zaboru pruskiego i austriackiego w pierwszej połowie XIX wieku. Podobnie, jak u naszych zachodnich sąsiadów, początkowo ozdabiano drzewka jabłuszkami, pierniczkami, żołędziami, w bogatszych domach pojawiały się na choince cukierki i świeczki. W niektórych domach dzieciaki wieszały na choince ozdoby wykonane z wydmuszek, a także papierowe wycinanki.

Nasza choinka nie jest sztuczna, ale można jej używać przez wiele lat, nie zajmuje miejsca (wisi na ścianie), ładnie się prezentuje z kolorowymi lampkami i łańcuchami, a nade wszystko bombkami! | Fot: Małgorzata Cup

Podobnie jak Niemcy, Polska również może się poszczycić wspaniałą historią bombkową. W kraju działa lub działało kilkadziesiąt manufaktur, największa zaś fabryka bombek powstała w Miliczu w 1951 r. Do 2008 r., kiedy to fabryka upadła, produkowano tam (tradycyjnymi metodami) około 1 miliona bombek rocznie. Fabryka splajtowała, kiedy Chiny zalały Europę swoimi plastikowymi wyrobami – nawiasem mówiąc, mniej więcej w tym samym czasie, kiedy w Polsce pojawiały się pierwsze chińskie bombki, w Pekinie z radością odkrywałam polskie dekoracje choinkowe w tamtejszym sklepie Friendship.

Na podwalinach milickiej fabryki zrodziła się nowa spółdzielnia, która do dziś produkuje piękne, szklane bombki. W miejscu starego zakładu powstało Muzeum Bombki, w którym znaleźć można niezwykłe okazy, w tym te, pochodzące z pierwszych bombkowych kolekcji. W sumie w Muzeum wyeksponowano ponad 6 tysięcy szklanych ozdób, które każdego roku podziwiają nie tylko dzieciaki, ale całe rodziny. Dodatkową atrakcją jest to, że w jednej z dawnych hal produkcyjnych uruchomiono Kreatywny Obiekt Multifunkcyjny. Choć w moim odczuciu nazwa nie jest chwytliwa, to jednak idea, przyświecająca instytucji szalenie mi się podoba. KOM służy przede wszystkim najmłodszym, a głównym zadaniem jest pobudzenie ich kreatywności, uwolnienie niebywałych pokładów pozytywnych emocji, którymi zastępowane są te złe. Dzieci mają się tu nauczyć, w jaki sposób można wykorzystać nawet porażkę tak, by przerodziła się w coś dobrego. Rozwój emocjonalny idzie tu w parze z rozwojem intelektualnym.

W duchu miejsca, w którym mieści się KOM, gospodarze postanowili kontynuować bombkowe tradycje, tyle tylko, że w miejsce szkła i klasycznego dmuchania wprowadzono... druk 3D. W 2013 r. powstały 3 bombki wyprodukowane tą metodą. Hmmm... Jednak trochę żal...

Do największych producentów bombek w Polsce należy obecnie powstała w 1953 r. firma Vitbis. Mieści się w Złotoryi, a bombki tam produkowane nadal powstają przy wykorzystaniu tradycyjnych metod. Wszystko odbywa się tak, jak w XIX wieku, może tylko łatwiej jest bomkę wydmuchać z gorącej szklanej rury, kiedy jest ona podrzegwana specjalnym palnikiem, a nie płomieniem lampy. Do wydmuchanej kuli wtłaczane jest naturalne srebro, które pokrywa wewnętrzne ścianki przyszłej bombki. Po ostygnięciu forma malowana jest specjalną kolorową farbą – wedle uznania i panującej właśnie mody. Kolejna faza to ręczne zdobienie bombek. Okazuje się, że bardziej masowa produkcja jest w stanie wysłać na rynek kilkaset bombek dziennie, jednak te, które robione są na specjalne zamówienia i z których każda stanowi małe arcydzieło, są bardzo nieliczne.

Producenci każdego roku próbują odgadnąć, jaki kolor bombek będzie modny, jaki wzór najbardziej popularny. Oczywiście zagadki te rozwiązywane są przy pomocy badania rynku (i tu nieco pryska czar tradycyjnych metod działania) oraz zwykłych zamówień, w których klienci określają swoje bombkowe i estetyczne potrzeby. Podobno najbardziej eleganckie bombki zamawiane są przez klientów z Włoch i Francji. Super błyszczące, kolorowe i często zdobione dodatkowo kryształkami Swarovskiego trafiają przede wszystkich do Rosji i USA. W Polsce wciąż najbardziej lubiane są bombki klasyczne.

Wygląda na to, że Polska nadal „bombką stoi”, bowiem nasze wyroby można znaleźć nawet w najlepszych sieciach sklepów na całym świecie. Każdego roku eksportujemy kilka milionów ozdób do Europy Zachodniej, Azji, obu Ameryk i Australii. Muszę przyznać, że z wielką radością oglądam bombki w sklepach i sprawia mi niemałą przyjemność odkrywanie tych, które z Polski przyleciały – zwykle można je szybko rozpoznać, bo są naprawdę piękne.

Na mojej tegorocznej choince najwięcej będzie ozdób zielonych, bowiem bardzo potrzebuję nadziei (na lepszy rok, w którym wreszcie wszyscy dojdziemy do wniosku, że to nie wojna rozwiązuje problemy). Na pewno powiesimy na niej czerwone jabłuszka jako symbol zdrowia, radości i miłości. Nie wiem, co zrobić z różowym, bo nie jest to mój ulubiony kolor, ale bardzo też chciałabym, by towarzyszyła nam przyjaźń i bezpieczeństwo. Muszę poszukać dzwoneczków, by zwiastowały dobrą nowinę i ptaków, by przyniosły pokój. Wygląda na to, że pora ruszyć na bombkowe zakupy!

Życzę Państwu takiej choinki, jaka sprawi najwięcej radości. Niech niesie ze sobą wszystko to, co dla Państwa najważniejsze. Niech będzie zapowiedzią wspaniałego Nowego Roku, niech spełnia marzenia.

Katarzyna Hypsher