Radość pisania cz.I | HANNA CZERNIK
Pismo - dla wielu najbardziej wyróżniający aspekt czło- wieczeństwa. Nie dla wszystkich. Johan Huizinga, holenderski historyk i językoznawca, w słynnej, wydanej w 1938 roku, ale dotąd nierzadko przywoływanej książce, Homo ludens (człowiek bawiący się) wysunął tezę, że to zdolność do zabawy, gry, nie tylko w dzieciństwie, ale też w wieku dojrzałym, do współzawodnictwa i rywalizacji określa społeczność ludzką. Od dawna już i we wzrastającym stopniu umocniło się we mnie przekonanie, że kultura ludzka powstaje i rozwija się w zabawie i jako zabawa. Inni wskazywali na umiejętność komunikacji, czy skłonność do ingerowania w środowisko naturalne i modelowania go dla swoich potrzeb. Niektórzy cytowali agresywność ludzi - gdyby zwierzę zabiło z premedytacją, byłby to ludzki odruch, pisał Stanisław Jerzy Lec. Zdarzały się też zadziwiające obserwacje, jak ta poczyniona przez Pliniusza Starszego w pierwszym wieku naszej ery: Tylko ludzie mają uszy, które się nie ruszają.
Niemniej jednak we wszystkich tych sugerowanych cechach (pomijając już niepoważną sprawę nieruchomych uszu) odróżnia ludzi od ich braci mniejszych, jak nazywał zwierzęta św. Franciszek z Asyżu, jedynie stopień zaawansowania, nie sama istota. Wiele zwierząt komunikuje się w wyszukany nieraz sposób, komponując nawet muzykę. Bobry zmieniają kierunki strumieni, a nawet rzek. Mrówki spędzają dużą część życia na prowadzeniu zaciekłych wojen, a rywalizacja w walce o dominację terytorialną i seksualną, a więc o przekazanie genów, znana jest wśród bardzo wielu gatunków, żeby wspomnieć tylko najbardziej spektakularne i najłatwiej dostrzegalne - wspaniałe rogi jeleni czy tęczowe ogony pawi. Pszczoły organizują się w wysoce zdyscyplinowane społeczności; wilki, psy, czy koty bawią się i żartują - humor wydaje się zwiększać szansę przetrwania, ale to samo można przecież powiedzieć i o nas…
Niemniej jednak tylko ludzie wykształcili potrzebę, więcej: nieodparte pragnienie utrwalania emocji, informacji o swoim życiu, z czasem także refleksji i idei. Początkowo były to rysunki czy rzeźby, sięgające daleko w przeszłość. Paleolityczne ‘Wenus’ sprzed circa 30 tysięcy lat, wizerunki kobiet o obfitych kształtach - siły rozrodczej? - wydawały się być nader częstą inspiracją. Wenus z Willendorfu, Wenus z Dolních Věstonic, Wenus Morawiańska itd., itp. - rzeźbione w kamieniu, w kości mamuta. Odkrywca pierwszej z nich jeszcze w XIX wieku, francuski arystokrata markiz Paul de Vibraye, nazwał tę znalezioną w Laugerie Basse Venus impudique, nieskromną, bowiem uznał, że naga postać nie prezentowała żadnych oznak wstydu… Były one, obok innych - jak personifikująca siłę figura Człowieka Lwa sprzed 40 tysięcy lat należąca do środkowoeuropejskiej kultury oryniackiej - najprawdopodobniej wyrazem kultu, ale nie wiemy tego na pewno, możemy tylko snuć przypuszczenia, próbować odczytać intencje naszych przodków, uchylić choć na sekundę gęstą zasłonę czasu i tajemnicy.
Sztuka paleolitu była jednak przede wszystkim animalistyczna, jej najczęstszym motywem pozostawały zwierzęta. Poznajemy ją dzięki malowidłom naskalnym odkrywanym w jaskiniach w różnych częściach świata. Najlepiej nam znane są te europejskie sprzed kilkudziesięciu do kilkunastu tysięcy lat. Najgłośniejsze - i pewnie najbardziej spektakularne są odkryte w dziewiętnastym i dwudziestym wieku Altamira i Lascaux, czy stosunkowo niedawno odnaleziona Jaskinia Chauveta. Pokryte polichromią ściany i sufity grot zaskakują swoim dynamizmem i pięknem. Mamuty, żubry, niedźwiedzie, konie, lwy jaskiniowe, nawet nosorożce. A pomiędzy nimi istoty antropomorficzne (z greki: anthrōpos - człowiek, i morphē - kształt) jak wizerunek żubra przypominający stylistycznie „czarownika” z jeszcze innej groty, Trois Frère, postaci ludzkiej odzianej w skórę jelenia. Co jednak jest dla nas tym razem najistotniejsze, pomiędzy sylwetkami dostrzegamy znaki pisane - kropki, kreski, wyryte kształty przypominające naszą literę ‘Y’. Nie możemy być pewni ich znaczenia, ale naukowcy uznają te znaki za protopismo, za przekazywanie informacji o liczbie miesięcy księżycowych i okresie rodzenia się młodych. Inni widzą w malowidłach i znakach magiczne odzwierciedlenie gwiezdnych konstelacji… Kto ma rację? Czy ci z bardziej praktycznym podejściem, czy ci skłonni do marzeń? Nie wiemy, ale tajemnica otaczająca naszych przodków nie przestaje fascynować.
Stopniowo - i w różnych społeczeństwach w rozmaitych formach - wykształcały się sposoby przekazywania informacji. Mogły to być nanizywane na sznurki muszelki, odmiennie zawiązywane czy barwione supły, wreszcie uproszczone rysunki - symbolizujące rzeczy, osoby, pojęcia. Tak wykształciło się pismo obrazkowe, zwane piktograficznym - w pewnym sensie istniejące do dziś, na przykład na znakach drogowych czy tzw. emotikonach w rozmowach internetowych.
Tak naprawdę jednak wszystko zaczęło się od Sumerów, agresywnych i kreatywnych, którzy potrafili ujarzmić rzekę Tygrys, trudniejszą nawet od Nilu, skłonną do niespodziewanych wylewów, i którzy stworzyli pismo dominujące krąg kultury bliskowschodniej przez trzy tysiące lat - znacznie dłużej niż istnieli oni sami. Pierwsze tabliczki sprzed ponad pięciu tysięcy lat, najpierw kamienne a potem z wypalanej gliny, odnajdujemy w okolicy Uruk w dolnej Mezopotamii. Uruk, w Biblii wspomniany jako Eruk, dzisiejszy Irak. Tabliczki zapisane pismem klinowym, znaki odciskane w glinie uciętą trzciną. Najstarsze są po prostu rachunkami,
notatkami z transakcji, wypłat - czysto utylitarne, ale świadczące o rozwijającej się gospodarce i wymianie handlowej. Wraz z rozwojem języka i wyobraźni społeczeństw Mezopotamii (czyli: Międzyrzecza - pomiędzy Tygrysem i Eufratem) pojawia się historia i poezja - Inana i Enki, Epos o Gilgameszu, Dialog o ludzkim nieszczęściu... Eposy opowiadające o początku świata, o pierwszych ludziach stworzonych z żebra i piór, o wężu, o wielkim potopie, o tablicach z prawami boskimi. Podobieństwa do Biblii są uderzające, ale nie mogło być inaczej. Kultury pożyczają od siebie nieustannie bez kwitów i weksli, przenikają się, dodając swoje treści i formy, modulując legendy, kreując na ich podstawie własne mity. A kto wie, czy biblijna Wieża Babel nie była inspirowana rzeczywistymi mezopotamskimi zigguratami, które mogły być interpretowane jako symbol pychy, a ich ruiny - znak gniewu Boga.
Pismo, jak i język ludzki, ciągle ewoluuje - od dosłowności pierwszych symboli do coraz bardziej abstrakcyjnych idei. Przybywa znaków - ideogramów. Nie są najbardziej praktyczne, bo jest ich dobrze ponad tysiąc i tylko elitarna grupa skrybów potrafi się nimi posługiwać. Eposy są więc czytane ludowi, śpiewane, z częstymi powtórzeniami, by można je było zapamiętać. Ale ludy Mezopotamii dążą do uproszczenia pisma - coraz bardziej odchodzą od ideogramów. Pojawiają się znaki wyrażające dźwięk - sylabę, nie ideę, pierwowzory naszych liter. Ludzie orientują się, że można je wówczas układać w słowa, posługując się mniejszą liczbą symboli…
Pismo Sumerów dominowało Bliski Wschód aż do czasów podbojów Aleksandra Wielkiego. Było językiem dyplomacji w całym regionie, najprawdopodobniej wpłynęło na rozwój słowa pisanego w Dolinie Indusu i w Egipcie. Pierwszym jednak narodem, który stworzy pismo naprawdę alfabetyczne, będą Fenicjanie, o czym później.
Tymczasem przenieśmy się do Egiptu, do czasów tzw. predynastycznych, do około trzy tysięcznego roku przed naszą erą, bo tej epoki sięgają początki egipskiego pisma. Rozwijało się ono przez następne kilka tysięcy lat przechodząc różne fazy i formy - od hieroglifów przez literackie pismo hieratyczne po ludową, utylitarną wersję zwaną demotykami. Hieroglify nie zanikły, ale stawały się coraz bardziej ezoteryczne - zarezerwowane tylko dla wtajemniczonej kasty kapłanów. Rękopisy egipskie są piękne. Najstarszy znaleziony liczy sobie pięć tysięcy lat i jego jakość jest świetna, sugerująca długą praktykę. Dorzecze Nilu, a szczególnie jego deltę porastały wówczas gaje papirusowe. Wg legendy w takim gaju został porzucony jako niemowlę Mojżesz, uratowany przez córką faraona, bo też i jego imię znaczy: ocalony. Tylko tam papirusy rosły proste i grube, ich miąższ ceniony jako przysmak do spożywania na surowo i po ugotowaniu. Papirus ma jednak w tamtych czasach ważniejsze zastosowania - wyplata się z niego kosze i naczynia, buduje tratwy i łodzie. Kilka tysięcy lat później norweski badacz, Thor Heyerdahl (ten od wyprawy Kon-Tiki), wzorując się na starożytnych opisach, z papirusu skonstruuje tratwę „Ra” - imię egipskiego boga słońca, na której wraz z siedmioosobową załogą przepłynie w 1970 roku Atlantyk udowadniając, że starożytni Egipcjanie teoretycznie mogli przepłynąć z Afryki do Ameryki Południowej. Świecisz o Ra, nam grzesznym, nie zważając na to, żeś uznany za grzejnik, za wielki radiator...
Co jednak dla kultury najistotniejsze, papirus okazuje się świetnym materiałem pisarskim. Wypiera sumeryjskie tabliczki, jego zwoje wypełnią wielkie biblioteki. I to prowadzi nas do czasów po śmierci Aleksandra Macedońskiego, kiedy rozpada się jego imponujące choć krótkotrwałe imperium. Władzę w Egipcie obejmuje jeden z jego wodzów, Ptolemeusz I, założyciel nowej hellenistycznej dynastii panującej w tym państwie przez następne trzysta lat, do czasu, kiedy ostatnia władczyni z tego rodu, słynna Kleopatra, zostaje pokonana przez Rzymianina Oktawiana. Jak jego poprzednicy w Babilonii i innych miejscach, Ptolemeusz ma wielkie ambicje. Ze swoim greckim rodowodem ceni sztukę i wiedzę, pragnie uczynić z Aleksandrii ogromne centrum kultury. Tworzy Muzejon Aleksandryjski, największy w starożytności ośrodek naukowy i Bibliotekę, przez kilkaset lat najbogatszy zbiór dzieł pisanych ówczesnego świata - w szczytowym okresie liczy on ponoć 700 tysięcy zwojów, a wybudowana przez niego latarnia morska na wyspie Faros zaliczona zostaje do siedmiu cudów starożytności.
Papirus, choć doskonalszy od glinianych tabliczek, był zawsze drogi i Egipt miał praktyczny monopol na jego produkcję przez stulecia. Nic dziwnego, że ludzie zaczęli rozglądać się za innymi materiałami, zwłaszcza że tymczasem pojawili się Fenicjanie. Żeglarski i kupiecki naród pierwszy zaczął używać monet do wymiany handlowej (i odtąd w sercu pretensja gorzka do Fenicjan, którym kiedyś, podobno, forsę znaleźć się udało. Wynaleźli to dobrze, tylko czemu tak mało!?) Wymyślili nie tylko pieniądze, ale i - około 13 wieku przed naszą erą - bazując na językach protokanenejskich uprościli pismo stwarzając pierwszy linearny alfabet, składający się początkowo z 30, później z 22 tylko liter, samych spółgłosek. Pismo fenickie pozwalało na zapisywanie pełnych zdań, nie było już tak trudne jak w przypadku sumeryjskiego zapisu klinowego, skomplikowanych egipskich hieroglifów czy do dziś nieodszyfrowanego pisma cywilizacji doliny Indusu. Miało ogromny wpływ na pisma innych języków semickich, przede wszystkim hebrajskiego i arabskiego, a także licznych indyjskich. Na grekę i łacinę. Dziś praktycznie jedynymi systemami znaków, które nie pochodzą od Fenicjan są pismo chińskie i inne z niego się wywodzące, oraz koreański hangul.
Grecy i później Rzymianie wprowadzili samogłoski i około piątego wieku przed naszą erą zmienili kierunek zapisu na od lewej do prawej. Pisali na papirusach, ale szukali tańszych materiałów, tak powstały m.in. tabliczki woskowe używane w bardzo wielu krajach, z czasem także w Polsce. Tabliczka woskowa pozwalała przede wszystkim na notowanie treści, które można było później wymazać. Drogi papirus czy wypalona glina nadawały się dla zapisów ważnych i trwałych. A kamień, no cóż - to, co się w nim ryło, zostawało także metaforycznie wyryte w kamieniu… Stąd przecież kamienne tablice Mojżesza, Dekalog, nie podlegające dyskusjom i zmianom. Tabliczki woskowe miały zwykle drewniane ramki, lekko wystające, co pozwalało składać je nie niszcząc zapisu w tzw. dyptyk, a nawet w więcej stron - zapowiedź późniejszej książki. Nie rozwiązywały jednak problemu większych i ważniejszych tekstów.
Legenda głosi, że rządzący w drugim wieku przed naszą erą hellenistycznym państwem w Azji Mniejszej, Eumenes II, wielki budowniczy i mecenas sztuki, zapragnął stworzyć bibliotekę na wzór aleksandryjskiej, popadł jednak w konflikt z władcami Egiptu, którzy nałożyli embargo na eksport papirusu. Postanowił szukać alternatywy - nic tak przecież nie rozwija ludzkiej przedsiębiorczości i wyobraźni jak konieczność - i przez następne 100 lat mieszkańcy Pergamonu nauczyli się wyprawiać skóry zwierzęce na cienkie arkusze - nomen omen - pergamin. Zdominował on sztukę wydawniczą w Europie i na Bliskim Wschodzie na stulecia aż do czasu, kiedy został zastąpiony przez wynalazek Chińczyków w najbardziej kreatywnym okresie ich cywilizacji - przez papier. Papier bywa trzymany dostojną ręką monarchy, pisze się na nim papieskie i cesarskie imiona. Pochodzi ze złego domu. Jego ojciec był gałganem, jego matka szmatą, ale z biegiem lat to cygańskie dziecko, które rozwinęło się z nieczystego łachmana, osiągnęło olbrzymią sławę. /…/ Papier jest narzędziem uczonego, tworzywem książki, pomocą kancelarii, skarbem uczniów, podporą ludzkiej przyjaźni…Te słowa napisane w siedemnastym wieku przez Abrahama a Sancta Clara, kaznodzieję wiedeńskiego dworu, charakteryzują co prawda technologię wytwarzania papieru opracowaną przez Arabów, tych wielkich pośredników pomiędzy cywilizacjami, nie Chiń-czyków. Ale o tym już w następnym odcinku.