O czasie minionym, który wciąż w nas żyje | ROZMOWA Z IRENĄ STRUM
- Kasia Hypsher – Sięgam pamięcią do 2018 roku, kiedy rozpoczęłyśmy korespondencję e-mailową i zaczęła Pani przesyłać teksty do publikacji w Życiu Kolorado w kolumnie pt. „A to Polska właśnie”. Po kilku miesiącach utwierdziłam się w przekonaniu o Pani głównym profilu zainteresowań: Lublin, jego okolicach, historie i legendy o ludziach zwykłych i tych, którzy przeszli pięknie i chwalebnie do historii Polski. Z konsekwencją napisała Pani kilkadziesiąt tekstów o tej tematyce. Czy to wynika z faktu, że jest Pani Lublinianką, dumną ze swojego miasta i swoich korzeni?
Irene Strum - Kozi Gród nad Bystrzycą, jak pospolicie co poniektórzy nazywają Lublin, moje rodzinne miasto swoimi korzeniami sięga średniowiecza i jest największym miastem leżącym na wschód od Wisły. Ja jako były przewodnik miejski PTTK po Lublinie chciałam gościom przybyłym do Lublina z daleka i bliska opowiadać nie o „starych kamieniach”, bo te jak wiadomo można spotkać w każdym mieście, ale o tych którzy urodzili się tutaj, czy zawitali przypadkiem i bardzo zacnie zapisali się w naszej historii: Biernat z Lublina - poeta, bajkopisarz, autor modlitewnika „Raj duszny” wydanego w Krakowie na początku XVI wieku, o jakże ważne bo w języku polskim. Nie omieszkam wspomnieć o Janie z Lublina i jego słynnej tabulaturze organowej zaliczanej do najcenniejszych zabytków muzycznych okresu renesansu. Idąc dalej: o Sebastianie Klonowiczu, który w swoim poemacie łacińskim „Philitron” z końca XVI wieku z wielkim uznaniem pisał o Lublinie, mieście, do którego przybył w gościnę i pozostał. Jan Kochanowski, zmarł w naszym mieście, Mikołaj Rej z Nagłowic - i jego nieustannie powtarzanym powiedzonku, jakże aktualnym na Obczyźnie: „iż Polacy nie gęsi i swój język mają”. Z kolei słynny doktor medycyny Wojciech Oczko zwany „ojcem balneologii polskiej” znany był ze słów: „ruch zastąpi prawie każdy lek, podczas gdy żaden lek nie zastąpi ruchu” - w Lublinie pożegnał się z tym co doczesne. A któż z nas nie zna pieśni: „Nie ma pana nad ułana” Wincentego Pola, który urodził się w Lublinie. Józef Ignacy Kraszewski, autor powieści historycznych był uczniem Lubelskiej Szkoły Wojewódzkiej a w jednej z kamienic na Starym Mieście przyszedł na świat słynny skrzypek Henryk Wieniawski. Maria Skłodowska - Curie, nasza noblistka często przyjeżdżała w odwiedziny do swoich kuzynów mieszkających na Lubelszczyźnie i wielokrotnie bywała w Lublinie o czym świadczy wpis do księgi pamiątkowej przechowywany w lubelskiej katedrze. Także Henryk Sienkiewicz urodzony w Woli Okrzejskiej bywał w Lublinie przeważnie w okresie karnawału. Nie można nie wspomnieć o wybitnym lubelskim poecie Józefie Czechowiczu, który wspólnie z poetką Franciszką Arsztajniową założył w 1932 Lubelski Związek Literatów. …I Czesławie Miłoszu, który cenił sobie przyjaźń z J. Czechowiczem. Zadedykował temu awangardowemu poecie wiersz pt. „Kołysanka” napisany w Wilnie w 1933 roku, a będąc w Lublinie odwiedził grób Józka i składając kwiaty powiedział: „Pamiętajcie o grobie Józka, bo miasto, które zapomina o swoim poecie, przemija”.
- KH – Wydała Pani kilka powieści i opowiadań – proszę przybliżyć naszym Czytelnikom jaką tematykę Pani podejmuje i rozwija w swoich książkach.
IS - Moje powieści dzieją się w czasach historycznych, ale postaci są fikcyjne Jedynie wzmiankuję wydarzenia historyczne, tylko po to, aby czytelnik zorientował się w jakim czasie toczy się akcja książki, na przykład „trzy wielkie mocarstwa dokonały trzeciego rozbioru ziem polskich” czyli łatwo zorientować się, że chodzi o koniec XVIII wieku. W swoich powieściach koncentruję się na losach moich bohaterów. A właściwie bohaterek - w zasadzie skupiam się na losach nas, kobiet i one są zawsze na pierwszym miejscu mojej uwagi;ich troski, w jaki sposób starają się pokonać kłopoty, które pokazują się na ich ścieżce życia. Ale zarówno ja, jak i każda z nas, dobrze o tym wiemy, że choć bardzo staramy się, to nie zawsze to się nam udaje. Jednocześnie myślę, że dla każdej z nas najważniejsze jest i każda z nas o tym marzy - i moje bohaterki też - aby w swoim życiu spotkać mężczyznę „Wiarygodnego”, zasługującego na zaufanie, na którego ramieniu mogłyby się wesprzeć, znaleźć podporę, który mógłby przyjść z pomocą w każdej sytuacji… To brzmi pięknie, ale jakże często to jest bardzo trudne do zrealizowania w codziennym życiu, ale... w moich książkach to dość często udaje się.
KH – Pani powieściowym bohaterom towarzyszą powiewne duchy i nocne mary… Skład pochodzą te motywy?
IS - Przez prawie pięć lat mieszkam na przedmieściach Bazylei, w domu, który usytuowany był nad samym brzegiem Renu. Zawsze marzyłam o tym, aby wybrać się w podróż statkiem wzdłuż Renu i to się spełniło. Po drodze zwiedzaliśmy zamczyska wznoszone w zamierzchłych czasach, a które w swoich mrocznych wiekowych zmurszałych murach kryły zagadkowe, niezbadane tajemnice. To wspomnienia zainspirowały mnie do pisania i wiele z legend „o zwiewnych duchach” i „nocnych marach” przeniosłam i rozwinęłam w na kartach moich powieści i wiem to od moich czytelników, którzy piszą do mnie, że podobają im się te „zamkowe sekrety”.
KH - Skąd u Pani wzięła się fascynacja legendami Litwy?
IS - Moja Mama mnie i rodzeństwu w dzieciństwie opowiadała o świętych gajach i wiekowych dębach czczonych przez Litwinów...i to był początek. Lublin leży w połowie drogi z Krakowa do Wilna i w naszym mieście przez wieki zatrzymywali się na krótki odpoczynek podróżni w drodze na Litwę, a także z Litwy przybywali kupcy przyjeżdżający na słynne lubelskie jarmarki, od których kupowano jantar, a także różne przedmioty z niego wykonane. Jantar pochodzi od litewskiego słowa ginataras - to bursztyn, skamieniała kopalna żywica drzew iglastych. Największe złoża bursztynu znajdują się w obwodzie kaliningradzkim i na Litwie, w okolicy Kłajpedy. Bałtycki bursztyn jest najbardziej cenny, był i jest używany do wyrobu wyrobów jubilerskich między innymi ozdobnych amuletów, naszyjników i korali, które noszone na szyi mają zapobiegać bólom gardła i głowy. Zatrzymywali się w lokalnych gospodach i przy kuflu lubelskiego piwa opowiadali o potężnym Parkunie, który, gdy się gniewa na Litwinów to rzuca piorunami, o Gabij bogini - opiekunce ogniska domowego, Medeinie - bogini lasów i drzew, która objeżdża świat powozem zaprzężonych w dwa białe gołębie i o bogini miłości - Mildzie… Te opowieści przekazywano sobie z ust do ust i krążą do dziś. Fascynuję się litewskimi legendami, bo one są owiane mgłą niezgłębionej tajemniczości.
KH – Kiedyś ludzkość była zdana na przekazywanie mitów, legend tylko i wyłącznie słownie. W konsekwencji cywilizacji powstały książki… Czy jest pisarka tudzież pisarz, którego Pani ceni wyjątkowo i wraca do lektury?
IS – Tak - „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej, której akcja toczy się na Litwie. Autorka nie tylko opisuje Niemen wijący się nieopodal korczyńskiego dworu, a także w sposób radosny, codzienne życie ludzi pracujących na roli. Ale co dla mnie jest szczególnie interesujące to fakt, że porusza kwestie kobiet - Marty Korczyńskiej, która nie wyszła za mąż za Anzelma, aby jak twierdziła nie utracić pozycji społecznej, Emilii rozleniwionej egoistki, Andrzejowej - arystokratki pielęgnującej pamięć przeszłości oraz Justyny Orzelskiej zubożałej szlachcianki, która wbrew sprzeciwowi całej rodziny postanowiła wyjść za mąż za Jana - mężczyznę wywodzącego się ze szlachty zagrodowej. Jej decyzja była osobliwa i samodzielna, nie wahała się iść za głosem serca.
KH – Mam nadzieję, że to nie za bardzo osobiste pytanie, ale proszę powiedzieć co dla Pani jest w życiu najważniejsze, tudzież co Pani uważa za najważniejsze w życiu człowieka?
IS - Dla mnie bardzo ważne, aby być po prostu sobą. W każdej sytuacji.
KH – Czy pracuje Pani nad nową powieścią?
IS – Tak, wspominkową, jeśli tak to można nazwać. Będzie to spojrzenie w przeszłość, z teraźniejszej perspektywy. Bohaterkami będą trzy kobiety spokrewnione ze sobą, mieszkające na stałe w Stanach Zjednoczonych, które w zaciszu domowego ogniska będą w czasie każdego kolejnego spotkania wracały do wspomnień, do beztroskich młodzieńczych lat, jak to dawniej bywało, ale to będzie chwilowe, bo nie można żyć przeszłością. Teraźniejszość też jest ważna, a więc codzienna bieganina, radości, kłopoty, smutki, ale także coś dla duszy, a więc wiersze, krótkie opowiadania, plotki o dalekich i bliskich, fragmenty listów. Różnorakie nastroje; niewinne romanse, przelotne miłostki, ale i rozczarowania czy zawody miłosne, które przeżywa każda w nas. Może to błahe, ale ja myślę, że warto jest przenieść na papier dla potomnych minione obrazy z przeszłości, stąd taka książka...
KH – Życzę lekkiego pióra i satysfakcji podczas powstawania nowej książki. Dziękuję serdecznie za rozmowę!