Zycie Kolorado
Blog 6_24.jpg

Na skróty

„Barbie”, czyli wiele hałasu o nic | KARINA BONOWICZ

Jeśli ten film nie jest satyrą na matriarchat, patriarchat, kapitalizm, feminizm, pseudointelektualizm, konsumpcjonizm, etc., ale jest zrobiony na serio, to ja tego nie kupuję.

Jak się łatwo domyślić, Greta Gerwig nie zrobiła filmu o lalce dla zrobienia filmu o lalce. Oczywiście producentów nie obchodzi, o czym jest ten film; oni już zarobili na milionach mam idących do kina ze swoimi córkami. Film jest apetycznie różowy, z wybornymi kostiumami i pyszną scenografią, o efektach specjalnych nie wspominając (nic dziwnego, firma Mattel rozpruła sakwę z dolarami, co zwróci jej się w milionnasób), co niektórym (większości?) widzom w zupełności wystarcza. Na pewno dzieciom, bo one idą na film o lalce. Gorzej z dorosłymi.

Witajcie w Barbie-landzie

Film zaczyna się od toksycznej kobiecości, przechodzi do toksycznej męskości, a kończy się równie toksycznym pojęciem równości. Dlaczego? Bo reżyserka zupełnie poważnie traktuje feminizm, matriarchat, patriarchat i modne ostatnio - i zdecydowanie lepiej brzmiące po angielsku - pojęcie „equality”, które są jedynie konceptami i w postaci czystej nie występują w naturze. Barbie-land, w którym mieszkają Barbie z towarzyszącymi im Kenami, to utopia feminizmu. Nawet Ken (w milionie różnych osłon) jest produktem feminizmu. Większego koszmaru (i tylu różu) w żadnym innym filmie w tym roku jeszcze nie widziałam. Ale chwilę później tytułowa Barbie (ta „stereotypowa”, grana przez Margot Robbie, co do której nawet nie jestem w stanie powiedzieć, czy dobrze gra, czy nie) doznaje olśnienia i zaczyna przeżywać rozterki egzystencjalne, które okazują się być tak naprawdę rozterkami właścicielki lalki. W związku z tym Barbie wyrusza odkryć, kim jest owa właścicielka i naprawić problem.

Tak trafia do świata realnego, który z kolei jest utopią patriarchatu. Tutaj odnajduje się doskonale pasażer na gapę – Ken (wyjątkowo zgrabna rola Ryana Gosslinga), który również przeżywa olśnienie, ale takiego rodzaju, że w końcu ktoś zaczyna go traktować z szacunkiem, i to tylko dlatego, że jest mężczyzną. Równie koszmarna wizja patriarchatu. Nie wiem, czy mężczyznom przypadłaby do gustu. Koniec końców (daruję wam wątki poboczne, a już na pewno tyradę w wykonaniu Ameriki Ferrery grającej rolę właścicielki lalki) Barbie i Ken wracają do Barbie-landu, gdzie „stereotypowa” Barbie, która odkryła, że Ken zamienił Barbie-land na Ken-land, przeprowadza rewolucję społeczną, tłumacząc wszystkim, że tak naprawdę wszyscy jesteśmy równi i powinniśmy się odkryć na nowo, czyli kobiety w patriarchacie, a mężczyźni w feministycznym świecie. Zabrakło mi jeszcze tylko tańców, jak w każdym szanującym się filmie z Bollywood, w którym, nieważne jak się kończy, zawsze wszyscy tańczą i śpiewają.

I co z tego wynika? Nic.

Barbie jest w tym filmie symbolem przebudzonego feminizmu. Dziewczynki, które pojawiają się na początku filmu, odrzucają zwykłe lalki na rzecz Barbie, czyli zamieniają patriarchat na feminizm. Jednym słowem, zamieniają jeden koncept na drugi i nadal z tego nic nie wynika. A właściwie wynika, ale nie to, co chciałyby feministki (swoją drogą, nie rozumiem słowa feminizm, feminista i feministka, rozumiem antyfeminizm, rozumiem antyfeminista i antyfeministka, ale czym tak naprawdę jest feminizm?). Czy pachnąca plastikiem lalka Barbie (nie na darmo nazywamy wypełnione silikonem kobiety właśnie Barbie), w niebotycznie wysokich szpilkach, minisukience i pełnym, zawsze idealnym makijażu, to ikona kobiecości i matriarchatu? Bo dla mnie jest to jedynie produkt, który służy wyłącznie męskiemu oku. Chyba mi żadna nie powie, chociaż wiele usiłuje mnie przekonać, że dekolt po dwunastnicę służy wyłącznie do siedzenia w domu przed telewizorem. Gdyby tak było, kobiety obierałyby ziemniaki w kuchni w szpilkach i minispódniczkach. Monolog Ameriki Ferrery o tym, że kobieta powinna być ładna, ale nie za ładna, bo wtedy jest wulgarna, pewna siebie, ale nie zdecydowana, bo wtedy jest zimna, i tak dalej, i tak dalej, to tak naprawdę konsekwencja posunięć samych kobiet. To właśnie kobiety stworzyły te kryteria. To właśnie kobiety narzuciły innym kobietom te zakazy i nakazy. Nikt wam nie każe chodzić w szpilkach. Nikt wam nie każe zajmować się dziećmi i robić w tym samym czasie karierę. Nikt wam nie zabrania studiować, co chcecie i pracować, gdzie sobie wymarzycie. To wy tworzycie mity o szklanych sufitach i dyskryminacji ze względu na płeć. A że zdarzają się faceci-świnie… Zapewniam was, że ja na swojej drodze spotkałam więcej kobiet-świń. Kobiety kobietom gotują najgorszy los. Może chociaż nad tym warto by się byłoby zastanowić po wyjściu z kina. Równość jest tylko konceptem. Nigdy nie będziemy w stu procentach równi; mężczyzna nie urodzi dziecka, kobieta nie zachoruje na prostatę. Ja nie mam z tym problemu. Może gdybyśmy pomyśleli, jak pięknie się różnimy - my, ludzie - byłoby nam wszystkim łatwiej żyć. A tak to tylko łatwiej tylko mnie.

https://bookpani.blogspot.com

Katarzyna Hypsher