Tragiczne konsekwencje geniuszu | MAŁGORZATA CUP
Szarlatan, zdrajca, szpieg, komunista, diabeł w ludzkiej skórze. Triumfator i bezpośredni sprawca ludzkiej tragedii. Ojciec bomby atomowej i masowy zabójca. Geniusz i złamany człowiek. W trzech słowach - Julius Robert Oppenheimer. Wynalezienie bomby atomowej było jednocześnie przełomem w nauce na skalę światową i porażką czlowieka. Jednocześnie homo sapiens dowiódł, że potrafi zapanować nad nauką i posiąść jej najbardziej skrywane tajniki, ale nie umie znależć drogi porozumienia i rozwiązania konfliktów na drodze pokojowej. Że bez problemu przychodzi mu mordowanie setek tysięcy ludzi (najlepiej bezbronnych), ale zdecydowanie trudniej mu sięgnąć po argumenty dyplomatyczne. Że łatwo mu w stosunkowo szybkim czasie dostać się do jądra atomu, ale zrozumienie drugiej istoty przychodzi mu z wielkim bólem, a czasem jest wręcz niemożliwe. Że prawdziwą skalę skutków swoich działań jest w stanie ocenić dopiero post factum, kiedy pewne wydarzenia są nieodwracalne.
Z wielkim zainteresowaniem czekałam na film „Oppenheimer” w reżyserii Christopher’a Nolana’a. Kilka dni przed premierą filmu słuchałam audycji radiowej, w której omawiano tę produkcję. Premiera miała miejsce dokładnie wtedy, kiedy do kin wchodził komercyjny hit „Barbie”. Szalenie ciekawe było rozłożenie akcentów – oczywiste było, że w szrankach finansowych „Oppenheimer” nie ma najmniejszych szans z różowo-plastikową „Barbie”, której obecność widoczna była nie tylko na plakatach, ale nawet na kalifornijskich (i zapewne nie tylko) autostradach, gdzie różowe kabriolety mknęły z blond-Barbie i Kenem, promując produkcję wśród kierowców i pasażerów. Jasne jest, że trudniejszy temat zwykle nie przebije się przez klasyczną komercję, przy której nie trzeba się zastanawiać nad sensem istnienia czy powodami zabijania. Może i dobrze się stało, że te dwa filmy weszły na ekrany jednocześnie – to trochę tak, jakby producenci już na wstępie zestawiali ze sobą dwa światy i nawet na tym etapie zdawali sobie sprawę, że w tym przypadku w ogóle nie chodzi o konkurencję.
Nie widziałam i zapewne nie zobaczę „Barbie”. Nie, że gardzę komercją i mam się za lepszą, ale to po prostu nie moja „bajka”, a na dodatek nawet jako dziecko nie posiadałam żadnej z tych lalek, więc nie mam najmniejszej relacji uczuciowej. Choć przyznać muszę, że podba mi się sam pomysł sięgnięcia do istotnej wszak części amerykańskiej historii przemysłu zabawkarskiego. Poznałam wiele lat temu jedną z osób, które towarzyszyły narodzinom fenomenu Barbie i cieszę się, że jej historia ujrzała światło dzienne (choć sama nie widzę powodu, żeby się jej bliżej przyglądać).
Co innego z „Oppenheimerem”. To postać i życiorys, który de facto wpłynął na życie każdego człowieka (albo potencjalnie może na nie wpłynąć, choć wielką mam nadzieję, że więcej tych „esperymentów” nie będziemy musieli oglądać). Wraz z sukcesem Roberta Oppenheimera i jego ekipy pewna epoka, nazwijmy to „ludzkiej niewinności”, odeszła w zapomnienie. I niestety nigdy nie powróci, bowiem widmo możliwości ponownego użycia broni atomowej jest absolutnie realne, a obecnie nawet bardziej niż kiedykolwiek od czasów zakończenia drugiej wojny światowej.
J. Robert Oppenheimer był fizykiem teoretycznym. Na zamówienie rządu amerykańskiego zajął się swtorzeniem od podstaw laboratorium w Los Alamos w Nowym Meksyku. W miejscu, gdzie wcześniej widoczna była wyłącznie niczym nieograniczona przestrzeń, w ciągu kilkunastu miesięcy powstał tajny zakład badawczy, którego podstawowym zadaniem było opracowanie broni, która mogłaby zabić jak najwięcej ludzi w jak najkrótszym czasie i przy stosunkowo niskich nakładach. Oppenheimer i kilkoro innych utalentowanych naukowców adoptowało reakcję jądrową na potrzeby człowieka w ramach Projektu Manhattan.
Od początku kariery naukowej, przynajmniej w filmie Nolana, Oppenheimer ukazywany jest jako znękany człowiek. Jako student przeżywa apokaliptyczne wizje. Próbuje pojąć twórczość Picassa czy zagłębić się w nowoczesną prozę (umysł ścisły mógł mieć problem z ogarnięciem mniej linearnych dzieł, choć z racji rodzinnej kolekcji obrazów wyżej wymienionego, van Gogha i Vuillarda nie były mu zupełnie obce). Studiuje literaturę francuską i angielską, ale jednocześnie uwielbia minearologię i chemię. Jest niezwykle utalentowanym, ciekawym świata uczniem – w ciągu jednego roku przeskakuje dwa lata. Kiedy choroba na rok wyłącza go z normalnego życia, zaczyna jeździć konno i coraz bardziej lubi prostotę życia na wsi. Kilka lat później kocha żonę (którą z resztą „odbił” innemu fizkowi), ale jednocześnie nie może się oprzeć atrakcyjnym kobietom (jedna z kochanek była żoną bliskiego przyjaciela) – wszak nic w tym nowego, choć bardziej wrażliwi na pewno przeżywają z takich powodów katusze (a mniej wrażliwi prawdopodobnie lepiej sobie radzą z tą wrażliwością). Romansuje, ale oddałby za rodzinę życie, a żona do końca pozostaje chyba największą jego przyjaciółką, choć nękany wiealokrotnymi napadami depresji Oppenheimer twierdził, że bardziej niż przyjaciół, potrzebuje wsparcia psychologa lub psychiatry. Palił przekraczające wszelkie granice rozsądku ilości papierosów. W okresach wielkiej koncentracji naukowej potrafił nie jeść całymi dniami, a kiedy opadały emocje, pogrążał się w depresji.
Pierwsze laury naukowe Oppenheimer uzyskał podczas studiów chemicznych na Harvardzie, który to ukończył obierając przyspieszony, zaledwie 3-letni kurs ( w skałd curriculum wchodziła także fizyka eksperymentalna, matematyka, historia, literatura i filozofia. Kolejny naukowy przystanek – na Oxfordzie – szalenie Oppenheimera znużył, bardzo nie podobały mu się zajęcia laboratoryjne, do tego stopnia, że podobno zostawił na biurku nielubianego profesora Blackett’a nasączone trucizną jabłko (szczęśliwie nie zostało ono spożyte, a Blackett doczekał przyznania mu nagrody Nobla w dziedzinie fizyki w 1948 r., natomiast samemu Oppenheimerowi zaordynowano regularne spotkania z psychiatrą).
Doktorat (w wieku jedynie 23 lat) z fizyki zrobił na Uniwersytecie Goettingen w Niemczech (uniwersytet ów słynął w tamtych latach ze wspaniałego wydziału fizyki teoretycznej), gdzie studiował u profesora Maxa Born’a, jednego z ojców mechaniki kwantowej. Wydaje się, że w Geottingen Oppenheimer odżył, może nawet bardziej, niż oczekiwaliby tego koledzy studenci – według ich relacji, kiedy dyskusja wciągała go ponadprzeciętny sposób, nie dopuszczal do głosu innych studentów, którzy nawet w pewnym momencie zagrozili bojkotem zajęć, jeśli nadgorliwego Oppenheimera nie udałoby się uciszyć.
Lata 1927-28 Oppenheimer dzielił między Caltech i Harvard. Na Caltech zaczęły się jego problemy w relacjach przyjaźń-romans, kiedy zaprosił na romantyczny wypad do Meksyku żonę przyjaciela i kolegi, z którym wspólnie prowadził badania – Linus’a Pauling.
O skali geniuszu Oppenheimera może świadczyć fakt, że bezproblemowo wykładał w języku holenderskim zagadnienia z zakresu fizyki teoretycznej na Uniwersytecie Leiden, choć nie języka tego nie studiował dogłębnie. Precyzyjność, z jaką się wyrażał, wzbudzała powszechny podziw. Co tam jednak język holenderski! Kiedy Oppenheimera zafascynował mistycyzm i religia buddyjska, postanowił nauczyć się sanskrytu – kilka lat później czytał w oryginale najważniejsze dzieła z hinduizmu. Bratu miał nawet wspominać, że to stosunkowo łatwy język, a „Pieśń Boga” to najpiękniejsza pieśń, jaka kiedykolwiek powstała w jakimkolwiek narzeczu. Kopie „Pieśni Boga” przez długie lata ofiarowywał bliskim i przyjaciołom w prezencie, sam zawsze miał mocno już zużyty własny egzemplarz dzieła w podręcznej biblioteczce. Według niektórych kolegów naukowców, mistycyzm przeszkadzał Oppenheimerowi w osiągnięciu najwyższych naukowych szczytów – nauka wydawała się prosta, ale kiedy na jej drodze stawało coś, co miało związek z religią (choć Oppenheimer zdecydowanie nie był wyznawcą żadnej religii), nagle obraz się zamazywał i wszystko zaczynało się komplikować.
W 1936 r., kiedy zakończył badania naukowe w kilku instytucjach europejskich i amerykańskich, Oppenheimer przyjechał do Kalifornii i tu dołączył do grona dydaktycznego Uniwersytetu Berkeley, wkrótce uzyskując tytuł profesora. Zanim to się jednak stało, ponownie spędził kilka miesięcy na ranczu w Nowym Meksyku, gdzie odzyskiwał siły po lekkim ataku gruźlicy. W czasie tego pobytu doprecyzował swoje dwie największe miłości – fizykę i pustynię.
W Berkeley, wspólnie z kolegami po naukowym fachu oraz studentami badał i poczynił wielki wkład w fizykę teoretyczną, mechanikę kwantową, fizykę nuklearną (w tym równanie Borna-Oppenheimera obliczające funkcję fali). Pracował nad teorią elektronów i pozytronów, fuzją nuklearną czy tunelowaniem kwantowym. Wraz ze swoimi studentami badał gwiazdy neutronowe, czarne dziury, teorię pola kwantowego i interakcje z promienowaniem kosmicznym. Był niezwykle cenionym wykładowcą i badaczem – w szczególny sposób dostrzegano jego intelektualną wirtuozerię i szerokie spektrum zainteresowań. Niektórzy oceniali go jako niemal hipnotycznego interlokutora w relacjach bezpośrednich i – mówiąc pospolicie – sztywniaka i odszczepieńca, kiedy występował publicznie. Studenci zwykle go kochali i doceniali jego zaangażowanie w ich naukowe zagadki. Spotykał się z nimi co najmniej raz na dzień, by omówić zagadnienia, które rozważali, żył nimi i chętnie dzielił się swoimi przemyśleniami, jeśli dostrzegł wystarczające zainteresowanie z drugiej strony. Inspirował, zarażał ciekawością świata, zachęcał do dalszych wysiłków, zadawał dokładnie te pytania, które były niezbędne do rozwiązania danego problemu.
Zakres zainteresowań Oppenheimera był praktycznie nieograniczony. Zajmował się astronomią teoretyczną, fizyka nuklearną, spektroskopią, teorią pola kwantowego i elektrodynamiką kwantową. Obliczał efekt fotoelektryczny dla wodoru i fal rentgenowskich. Wspólnie ze swoimi doktorantami defnioewał wartość sztucznegp promieniowania podczas bombardowania deuteronami. W wielu swoich badaniach i koncepcjach Oppenheimer wyprzedzał naukę o dziesięciolecia – na przykład w 1939 r. wspólnie ze studentem Hartlandem Snyderem opublikował pracę „O ciągłej kontrakcji grawitacyjnej”, która de facto stanowiła zapowiedź odkrycia czarnych dziur (których istnienie potwierdzono dopiero w latach sześćdziesiątych). Praca ta należy do jednej z najczęściej cytowanych publikacji Oppenheimera.
Stosunkowo spokojne życie profesora na uniwersytecie w Berkeley zmieniło się drastycznie, kiedy w październiku 1941 r. został zrekrutowany przez amerykański rząd do pracy przy Projekcie Manhattan. Powyższe jest o tyle ciekawe, że we wczesnej młodości Oppenheimer nie interesował się niczym poza nauką, był tak odizolowany od świata, że nie dostrzegał tego, co się dookoła niego działo nawet w czasie Wielkiego Kryzysu. Po raz pierwszy głosował dopiero w wyborach prezydenckich 1936 r. Polityka, w tym ta międzynarodowa, wtargnęła do jego uporządkowanego świata w połowie lat trzydziestych, kiedy w Europie do władzy dochodził Hitler, a w Hiszpanii miała miejsce wojna domowa.
Kiedy po śmierci ojca w 1937 r. okazało się, że otrzymał w spadku całkiem spory majątek, natychmiast postanowił go przepisać na rzecz Uniwersytetu Kalifornijskiego ze wskazaniem, by fundusze wykorzystano na cele stypendialne dla absolwentów. Był ideowcem, jak wielu młodych intelektualistów. Nawet dziś ideowcom często stawia się wspólny mianownik z komunistami. Oppenheimer wspierał wiele organizacji progresywnych, które wkrótce uznano za lewicowe (co w późniejszym okresie stanowiło dla niego olbrzymie obciążenie polityczne). Kilkakrotnie organizował zbiórki pieniężne na rzecz wojny w Hiszpanii i wspierał, w tym finansowo, działania antyfaszystowskie. Nigdy nie został członkiem Partii Komunistycznej Stanów Zjednoczonych, ale w późniejszym okresie władze USA miały mu bardzo za złe, że przekazywał na rzecz tej partii datki.
Nie jest do końca wyjaśniona sprawa jego partyjnej przynależności, bowiem w formularzu bezpieczeństwa, jaki wypełniał, kiedy rozpoczynał pracę przy Projekcie Manhattan, miał podobno napisać, że jest członkiem właściwie każdej partii komunistycznej na Zachodnim Wybrzeżu USA. Później wycofał się z tego oświadczenia mówiąc, że był to żart, jednak nie wszyscy mu uwierzyli. W Berkeley udzielał się towarzysko w „klubie dyskusyjnym”, jak go nazywał, a który w latach pięćdziesiątych uznano za tajną jednostkę Partii Komunistycznej Uniwersytetu Berkeley. Przez te sympatie Oppenheimer trafił na listę FBI, na której znajdowały się osoby podejrzane o daleko głębiej sięgające powiązania komunistyczne i które miały zostać natychmiast zatrzymane w przypadku zaistnienia niebezpieczeństwa narodowego. Również przez to, kiedy ponownie występował o otrzymanie dopuszczenia do dokumentów poufnych w związku z pracą dla Laboratorium, jego wniosek nie został rozpatrzony pozytywnie, choć Oppenheimer kategorycznie zaprzeczył członkowstwu w partii. Przyznał, że choć ideowo komunistyczne przekonania są mu bliskie, to jednak jako naukowiec i człowiek wolnego wyboru, nie potrafiłby i nie chciał poddawać się nakazom jakiegokolwiek aparatu partyjnego. Na jego niekorzyść przemawiało także i to, że żona, Kitty Peunig, jak i wieloletnia (choć z przerwami) kochanka Jean Tatlock, były aktywnymi członkiniami partii (obie jednak w pewnym okresie z członkostwa zrezygnowały). Między innymi z powodu uczuć lokowanych w kobietach powiązanych z partią, Oppenheimer był niemal nieustająco obserwowany zarówno przez FBI, jak i wewnętrzne służby bezpieczeństwa Laboratorium w Los Alamos.
Kilka tygodni przed zaproszeniem Oppenheimera do udziału w Projekcie Manhattan, prezydent Roosevelt podpisał dekret o rozpoczęciu programu opracowania i budowy bomby atomowej. W maju 1942 r. poproszono go, by podjął się obliczeń dotyczących szybkich neutronów, zadanie to wykonywał z wielkim zaangażowaniem, a wyniki jego prac znane są obecnie jako „propagacja reakcji łańcuchowej szybkich neutronów w bombie atomowej”. W czerwcu tego roku część odpowiedzialności za projekt przeniesiona została na armię amerykańską, a we wrześniu generał Leslie Groves został dyrektorem Projektu. W październiku generał Groves i Oppenheimer wspólnie podjęli decyzję o stworzeniu scentralizowanego ośrodka badawczego, który ze względów bezpieczeństwa musiał być zlokalizowany w odludnym i tajnym miejscu. Groves ustanowił Oppenheimera szefem projektu, choć początkowo miał obawy co do tego, czy ten poradzi sobie z dużym zespołem naukowym oraz czy pozostali zechcą podporządkować się komuś, kto nie posiadał nagrody Nobla, nie wspominając już o lewicowych zapatrywaniach przyszłego szefa. Generała przekonała jednak szeroka wiedza profesora w wielu dziedzinach i umiejętność precyzyjnego formułowania aspektów praktycznych, jakie stały przed nimi. Nie bez znaczenia było również to, że w opinii Groves’a Oppenheimerem powodowała „arogancka ambicja”, co dawało pewność, że uczyni on wszystko, byle tylko doprowadzić do sfinalizowania projektu w jak najszybszym czasie. Zdając sobie sprawę, że Oppenheimer jest kluczowym jego elementem, Groves nakazał przyznanie dostępu do tajnych dokumentów panu profesorowi, bez względu na jego afliacje polityczne. Na miejsce realizacji projektu wybrano Los Alamos w stanie Nowy Meksyk, a na jego potrzeby przejęto budynki prywatnej szkoły dla chłopców, pozostała część infrastruktury powstawała w wielkim pośpiechu.
Z tą częścią historii Oppenheimera wiąże się pewna anegdotka – otóż z uwagi na fakt, że projekt przejęła armia, mówiło się, że również wszyscy weń zaangażowani winni być oficerami. Oppenheimerowi tak bardzo spodobał się ten plan, że zamówił dla siebie mundur oficerski i poprosił, by przeprowadzono na nim test sprawności fizycznej. Niestety testu nie przeszedł. Również badania medyczne nie dały pozytywnych wyników – uznano, że jest niedożywiony (ważył jedynie 58 kg), ma gruźlicę i poważne problemy ze stawami.
W stosunkowo krótkim czasie liczba osób zaangażowanych w projekt wzrosła z około 600 do blisko 6 tysięcy (a w końcowym okresie do 130 tysięcy). Oppenheimer dobrze sobie radził z kwestiami naukowymi i ogarniał je stosunkowo łatwo. O dziwo, również interakcje międzyludzkie nie sprawiały mu większych kłopotów i brylował w wielokulturowym gronie naukowo-administracyjnym. Szczególnie doceniano fakt, że był fizycznie obecny w każdej części projektu, potrafił szybko zorientować się w omawianym problemie i zmotywować do dalszych poszukiwań.
W 1944 r. zdecydowano o skierowaniu prac naukowców na broń implozyjną. Skoncentrowano się na chemicznych soczewkach wybuchowych, dzięki którym materiał rozszczepialny mógł być umieszczony na mniejszej powierzchni i być bardziej zagęszczony. Masa krytyczna mogła być osiągnięta w krótszym czasie. W sierpniu tego roku wszystkie prace Laboratorium skupiły sie na zjawisku implozji. W lutym 1945 r. w ich efekcie powstał Little Boy. Warto przypomnieć, że pierwsze próbki wzbogaconego uranu pojawiły się w Los Alamos w 1943 r. Była to oczyszczona ruda uranu, jaką na Staten Island od 1939 transportował z Belgijskiego Konga Edgar Sengier i sprzedawał Amerykanom w cenie $1.60 za funt. Belg był dyrektorem kopalni uranu w Kongo i przekonany, że Niemcy zaatakują jego ojczyznę i w krótkim czasie zarekwirują wydobywaną rudę, postanowił maksymalnie utrudnić im to zadanie, wywożąc ją do USA. Okazało się to jednym z podstawowych elementów, jakie pozwoliły Stanom w krótkim czasie zbudować bombę atomową.
16 lipca 1945 r. nadeszła chwila testu – w Alamogordo w Nowym Meksyku przeprowadzono pierwszą eksplozję atomową. Według świadków wydarzenia, ostatnie minuty przed wybuchem były dla Oppenheimera wyjątkowo trudne, ledwo panował nad swoimi emocjami. Dopiero z chwilą, kiedy zobaczył oślepiający błysk, a następnie usłyszał potężny huk, na jego twarzy pojawił się uśmiech triumfu. Wiele lat później, kiedy opowiadał o tej próbie, wyraźnie poruszony wspominał swoje ulubione hinduistyczne dzieło „Pieśń Boga” i cytował wers „I teraz staję się śmiercią, niszczycielem światów (...).” W jego pamięci moment ten zapisał się jako chwila, w której „część obserwatorów płakała, inni śmiali się lub trwali w ciszy, ale prawdopodobnie wszyscy zdawali sobie sprawę, że świat już nigdy nie będzie taki sam.”
Wszyscy zaangażowani w Projekt Manhattan zadawali sobie pytanie, czy sama próba Trinity będzie wystarczająco przerażająca dla Japonii i spowoduje poddanie się cesarstwa. Jedną z osób, które twierdziły, że to za mało, był sam Oppenheimer. Powstała lista miast, spośród których miano wybrać dwa cele – na liście znalazły się Kokura, Hiroshima, Niigata i Kyoto, które następnie zamieniono na Nagasaki. Kiedy 6 sierpnia 1945 r. na Hiroshimę spadła bomba atomowa, pracownicy Laboratorium zebrali się, by posłuchać profesora. Złożywszy ręce w geście zwycięstwa powiedział, że żałuje, iż bomba powstała za późno, by mogła być użyta przeciwko Niemcom. Wszyscy zebrani wiwatowali. W filmie Nolan’a ukazano postać Oppenheimera, który po zakończeniu krótkiego przemówienia schodzi z podium i samotnie oddala się w ciemną noc, mając już zapewne w głowie myśli, które skłoniły go do podróży do Waszyngtonu zaledwie 10 dni później.
W Waszyngtonie spotkał się z Sekretarzem Wojny Henrym Stimsonem, któremu wręczył list, wyrażający żal z powodu tego, co się wydarzyło oraz nadzieję, że użycie broni atomowej zostanie w przyszłości zakazane. Być może miało to związek z tak zwanym raportem Francka, który powstał na miesiąc przed pierwszą próbą atomową – grupa naukowców z zespołu Jamesa Francka, niemieckiego fizyka nagrodzonego Noblem za badania elektronów, przygotowała raport, który stanowił próbę odwiedzenia rządu USA od zamiaru użycia broni na celach cywilnych, co miało wymusić na Japonii kapitulację.
Niecały miesiąc po zrzuceniu bomb na Hiroshimę i Nagasaki, 2 września 1945 r., Cesarstwo Japonii skapitulowało. W październiku 1945 r. Oppenheimera przyjął w swoim gabinecie prezydent Truman. Profesor miał powiedzieć „Panie Prezydencie, czuję, że mam na swoich rękach krew.” Truman podobno odparł, iż całkowita za to odpowiedzialność spoczywa wyłącznie na nim. Nigdy więcej nie chciał Oppenheimera widzieć, jednak w 1946 r. odznaczył go Medalem Zasługi.
Po zakończeniu wojny Oppenheimer wyjechał do Princeton, gdzie otrzymał pracę w Instytucie Studiów Zaawansowanych, wielki dom z ogrodnikiem i pokojówką, bardzo dobre wynagrodzenie. Podjął działania, które miały zbliżyć naukowców z wielu dziedzin, jednak nie spotkało się to z dużą przychylnością środowiska. Zaczął kolekcjonować działa sztuki post-modernistycznej i europejskie meble. Uciekał w świat sztuki, choć angażował się również w badania swoich podopiecznych naukowców, spośród których wielu uzyskało nagrodę Nobla.
Oppenheimer był od początku jej istnienia członkiem Komisji Energii Atomowej i jedną z tych jej postaci, jakie miały największy wpływ na kształ raportu z 1946 r. Jego autorzy apelowali o powstanie międzynarodowego ciała, jakie miałoby kontrolować rozwój badań nad bronią atomową. W 1947 r. Oppenheimer został powołany na Przewodniczącego Generalnego Komitetu Doradczego Komisji. Doradzał we wszystkich kwestiach związanych z badaniami nad bronią jądrową, ale przede wszystkim bardzo aktywnie lobbował na rzecz międzynarodowej kontroli zbrojeń i próbował wpływać na polityków, by hamować coraz bardziej napędzany nienawiścią wyścig. W jego pamięci pozostała wielka liczba ludzkich ofiar, jakie zginęły w wyniku użycia broni atomowej w Hiroshimie i Nagasaki. Nawet kiedy w 1949 r. Soweci przetestowali swoją pierwszą bombę atomową, Oppenheimer (oraz wielu jego kolegów) nadal apelował o zaprzestanie dalszych prac nad bronią – wszyscy oni mieli świadomość, iż użycie nowszej bomby wodorowej przyniesie jeszcze większe, milionowe straty w ludziach. Pomimo tych obaw, Prezydent Truman podjął decyzję o kontynuacji badań, Oppenheimer początkowo chcial zrezygnować z udziału w Komitecie, jednak ostatecznie pozostał, by móc mieć jakikolwiek wpływ na sytuację. Kiedy w 1951 r. polski matematyk Stanisław Ullman i fizyk Edward Teller wyprowadzili wzór na bombę wodorową, wydawało się, że jej konstrukcja jest fizycznie możliwa. Po latach Oppenheimer mówił: „Pozostawała jedynie kwestia wojskowa, polityczna i humanitarna – wszak co można zrobić z bombą, kiedy się ją już fizycznie posiada?”
W 1952 r., kiedy zakończyła się jego kadencja w Komitecie, Oppenheimer odszedł. Prezydent Truman, ale również kilku członków Komitetu będących w opozycji do profesora, nie chciało, by dłużej pozostawał jego członkiem. Nie oznaczało to jednak końca kariery Oppenheimera, właściwie do samej śmierci pozostawał aktywnym naukowcem i lobbistą na rzecz kontroli zbrojeń. Wydaje się, że naukowa świadomość potencjału, jaki reprezentuje broń masowego rażenia nie pozwalała mu na zaprzestanie prac, mających na celu wykorzystanie energii atomowej wyłącznie w działaniach pokojowych. Wielokrotnie podkreślał, że w dążeniu do udowodnienia dominacji wojskowej, Stany Zjednoczone i Związek Radziecki nie będą mogły osiągnąć porozumienia inaczej, niż tylko doprowadzając do wzajemnych katastrofalnych szkód na niespotykaną dotąd skalę.
Był jeszcze jeden element, który w atomowej układance dręczył Oppenheimera od czasów Hiroshimy. Rząd amerykański utrzymywał w tajemnicy przed obywatelami skalę zniszczeń po ataku na Japonię. Nie wspominano ani o olbrzymiej liczbie cywilów, którzy zginęli w chwili napaści, ani o ofiarach, jakie przez lata w olbrzymim cierpieniu umierały na choroby popromienne.
Apelował o to, by Amerykanie otrzymali pełną wiedzę na ten temat. W 1953 r. administracja prezydenta Eisenhowera podjęła tę kwestię. Bojąc się odzyskania wpływów w rządzie przez Oppenheimera, jego przeciwnicy postanowili ostatecznie zakończyć jego karierę – oskarżono go o bycie sowieckim szpiegiem. Choć prezydent Hoover raczej w to nie wierzył, zarządził jednak przesłuchania profesora. Wkrótce potem odwołane zostały jego dopuszczenia do tajnych dokumentów, co prawdopodobnie spowodowane było bardziej chęcią odpłacenia przez komisarza Komitetu Energii Atomowej Lewis Straussa za dawne upokorzenie. Oppenheimer poprosił o przesłuchanie, w wyniku którego uznano, że „jest lojalnym obywatelem USA.” Jednak aż do 2022 roku nie odzyskał dopuszczenia do tajnych dokumentów. W ubiegłym roku Sekretarz Stanu USA Jennifer Granholm pośmiertnie je przywróciła podkreślając, że „przeprowadzony wcześniej proces był niesprawiedliwy, niezgodny z przepisami, a kolejne lata dowiodły, że Oppenheimer był lojalny wobec Stanów Zjednoczonych i kochał swój kraj.” W 1959 r. to Straussa pozbawiono dostępu do dokumentów tajnych, kończąc tym samym jego karierę polityczną. W 1962 r. Komitet zaoferował Oppenheimerowi ponowne przesłuchanie, jednak ten stanowczo odmówił.
W 1954 r. Oppneheimer przeprowadził się na wyspę Św. Jana wspólnie z żoną Kitty i córką. Zbudował dom, dużo czasu spędzał na żeglowaniu. Działalność naukową ograniczył znacznie, a kiedy występował publicznie, bardzo często mówił o odpowiedzialności, jaką naukowcy mają wobec świata. Z biegiem lat coraz bardziej dręczyła go wizja niebezpieczeństwa, jakie kolejne wynalazki mogą mieć na istnienie ludzkości. Bardzo często podkreślał, jak trudno jest zarządzać wiedzą w świecie, w którym wolność wymiany myśli naukowej jest coraz bardziej wykrzywiona przez politykę. Nawoływal do studiowania historii nauki, bo to z niej należało czerpać wiedzę i mądrość na przyszłość.
W 1963 r. Komitet Energii Atomowej przyznał Oppenheimerowi nagrodę imienia Enrico Fermi, miała ona zostać wręczona przez urzędującego wówczas Prezydenta J.F. Kennedy’ego. Kennedy został zamordowany zanim zdołał wręczyć nagrodę, w jego imieniu zrobił to prezydent Johnson. W uroczystości brała udział Jackie Kennedy, która chciała mu przekazać, jak bardzo Kennedy cenił jego pracę.
W 1965 r. u nałogowego palacza, jakim był Oppenheimer stwierdzono raka krtani. Przeszedł operację, naświetlania i chemioterapię, wszystko to jednak bezskutecznie. Zmarł 18 lutego 1967 r. w swoim domu w Princeton. Był trzykrotnie nominowany do nagrody Nobla, jednak nigdy jej nie otrzymał. Dla wielu był zdrajcą, dla innych bohaterem i człowiekiem, który jako jeden z pierwszych odczuł prawdziwą odpowiedzialność za rozwój nauki i jej wpływ na świat. Bez wątpienia był skomplikowaną, ponadprzeciętnie uzdolnioną jednostką ludzką, która poniosła olbrzymie konsekwencje swojego geniuszu.