Święci, kochankowie, grzesznicy i głupcy | HANNA CZERNIK
Witamy we Flandrii! - głosi pierwsza scena na wystawie w budynku Libeskinda (muzeum ze szczotką, jak mówi czteroletni wnuczek naszych przyjaciół:-) z interakcyjną mapą, której centrum jest Antwerpia położona nad Skaldą, w XV i XVI wieku najważniejsze i najbogatsze miasto handlowe północnej Europy. Uwypuklenie roli tego miasta nie jest przypadkowe, gdyż to antwerpska fundacja Phoebus patronuje ekspozycji i z jej zbiorów pochodzi większość obrazów, rzeźb, ksiąg, atlasów i innych przedmiotów pokazanych w denwerskim muzeum po raz pierwszy poza rodzimą Belgią. Flandria jest pojęciem mało precyzyjnym, gdyż jej nazwa i jej granice, podobnie do wszystkich europejskich zresztą, fluktuowały w historii. Ogólnie jednak używamy tego terminu dla określenia południowej części Niderlandów, która po osiemdziesięcioletniej wojnie wyzwoleńczej spod panowania hiszpańskiego na przełomie szesnastego i siedemnastego wieku pozostała w strefie wpływów hiszpańskich, a potem austriackich Habsburgów i która w przeciwieństwie do hrabstw północnych pozostała również katolicką. Obecnie leży mniej więcej w granicach Belgii, zamieszkana głównie przez ludność mówiącą językiem flamandzkim, odmianą holenderskiego.
Nie miała łatwych dziejów - ale czyż jest zakątek Ziemi, który je miał? Zamożna dzięki wczesnemu rozwojowi rzemiosła i handlu, jej miasta należały do hanzeatyckiego związku, jedno z nich, Brugia - ta Wenecja północy - uważana bywa za kolebkę kapitalizmu. Stanowiła więc smakowity kąsek dla wielu władców przechodząc z rąk do rąk pomiędzy Francją, Burgundią, Świętym Cesarstwem Rzymskim i Hiszpanią. Hrabia Flandrii, cesarz rzymski i król hiszpański (poza licznymi innymi tytułami), Karol V Habsburg, który urodził się i wychował w Niderlandach i znał biegle język flamandzki, zwykł był mawiać: Mówię po hiszpańsku do Boga, po włosku do kobiet, po francusku do mężczyzn, a po niemiecku do mojego konia… Już po jego śmierci Hiszpania, wówczas pod berłem jego syna, Filipa II, w listopadzie 1576 roku w odpowiedzi na bunty holenderskich protestantów urządziła w Antwerpii rzeź niekatolików mordując 8 tysięcy ludzi, rozpoczynając surowe rządy Inkwizycji i prowokując następne krwawe walki. Tak więc z jednej strony dobrze rozwinięte, zamożne miasta sprzyjały rozwojowi sztuki, której zbiory stawały się symbolem statusu, a zawód artysty był ceniony i poważany ( jak głosiło miejscowe porzekadło - więcej we Flandrii malarzy niż piekarzy!), z drugiej niespokojne i groźne czasy zasiewały poczucie niepewności i niepokoju. Wystawa często nam o tym przypomina. Cytaty z epoki: Fortuna and glass breaks easily; Soon ripe, soon rotten, soon wise, soon foolish; The World in turmoil - wyznaczają etapy zwiedzania, a i motyw vanitas (marność, kruchość istnienia) tak popularny w sztuce zwłaszcza średniowiecza i baroku, przewija się przez ekspozycję.
Mimo że jej tytuł zapowiada najpierw świętych - i ich wizerunków rozsianych po wystawie jest sporo, przede wszystkim Marii z Dzieciątkiem i ich otoczenia, autorstwa także wybitnego Hansa Memlinga - pierwszy obraz, który od razu przykuwa naszą uwagę to płótno ze szkoły Hieronima Boscha, wywodzącego się z malarskiego rodu z Akwizgranu ( dawnej stolicy imperium Charlemagne) niezwykłego malarza, uważanego za prekursora dwudziestowiecznych surrealistów, przedstawiające grzeszników w piekle:
Tylko mali grzesznicy spowiadają się długo
w niepokoju gorących warg -
potem niebo ich goni spadających
gwiazd smugą,
jak pożary Joannę d’Arc.
Ale wielcy grzesznicy na błysk mały przyklękną
i wypłaczą się jednym tchem,
potem noc mają cichą i jak dobry łotr świętą,
byłem z nimi, klękałem, wiem.
Pisał łagodny ksiądz-poeta, Jan Twardowski. Do przerażającego obrazu inspirowanego Boschem bardziej być może pasują mroczne słowa Charlesa Baudelaire’a z cyklu Kwiaty zła:
Diabeł to trzyma nici, te kierują nami!
Na rzeczy wstrętne patrzym sympatycznym okiem -
Co dzień do piekieł jednym
zbliżamy się krokiem
Przez ciemność, która cuchnie
i na wieki plami.
Jak żebraczy rozpustnik,
co gryząc przyciska
Męczeńską pierś strudzonej nierządnicy,
Kradniem rozkosz przejściową
- w mroków tajemnicy
Jak zeschłą pomarańczę,
z której sok nie tryska…
(Charles Baudelaire, Do czytelnika)
Piekło było czymś wyraziście obecnym w wyobraźni ludzi średniowiecza i wczesnego renesansu, choć jego motyw przewija się przez naszą kulturę nieustannie. Miejsce, gdzie płacimy cenę za grzechy, za zło wyrządzane, musiało przez samą swoją funkcję być strasznym. Dlatego na obrazie widzimy całą gamę wymyślnych tortur, na które skazani są potępieni, nie ich abstrakcyjne dusze, ale ich ciała.
Ciało się wije, szarpie i wyrywa,
ścięte z nóg pada, podkurcza kolana,
sinieje, puchnie, ślini się i broczy…
(Szymborska, Tortury)
W pisanej w czternastym wieku Boskiej Komedii Dantego, tej wizjonerskiej podróży przez Piekło, Czyściec i Raj, to Piekło wyróżnia się wyrazistością przerażających obrazów. Ma ono kształt gigantycznego, składającego się z dziewięciu kręgów stożka zwężającego się ku dołowi; w kolejnych kręgach piekielnych spotykamy coraz cięższych grzeszników, poddawanych coraz okrutniejszym karom, a na samym dnie Lucyfera. Nad bramą widnieje złowieszczy napis: Lasciate ogni speranza, voi ch’entrate - Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie… W późniejszych stuleciach, piekło staje się coraz bardziej metaforyczne. W Raju utraconym Miltona, barokowego siedemnastowiecznego poety, budują je upadłe anioły w środku świata chaosu, Pandemonium, a przegrany w walce z Bogiem szatan wyznaję, że prawdziwe piekło przeżywane jest w duszy:
Piekło jest we mnie, a na dnie otchłani
Głębsza, ziejąca otchłań się otwiera
Przy której piekło, gdzie cierpię,
jest Niebem.
W XX wieku jest już czystą metaforą. U Sartre’a obywa się ono nawet bez metafizycznej obsługi. Jest bezkresnym hotelem - labiryntem, z niezliczoną liczbą pokoi i korytarzy, za którymi znajdują się kolejne pokoje i kolejne korytarze (No Exit, jak brzmi złowróżbnie tytuł dramatu przetłumaczony na angielski; po polsku Przy drzwiach zamkniętych). Jego definicja sprowadza się do prostej formuł piekło to inni. U Zbigniewa Herberta Pan Cogito pozornie widzi piekło jak Alighieri - w formie kolejnych kręgów, ale jak różni są jego mieszkańcy!
Najniższy krąg piekła. Wbrew powszechnej opinii
nie zamieszkują go ani
despoci, ani matkobójcy, ani także ci, którzy chodzą za ciałem innych.
Jest to azyl artystów pełen luster, instrumentów i obrazów. Na pierwszy rzut
oka najbardziej komfortowy dział infernalny, bez smoły, ognia i tortur
fizycznych…
***
Średniowieczne skupienie artystów na Bogu, Jego narodzinach, na nagrodzie za święte życie i karze za grzeszne, powoli zaczyna ustępować temu, co świeckie. Już niekoniecznie ad maiorem Dei gloriam, na większą chwałę Boga tworzy się sztukę, ale pokazuje się w niej zwykłych ludzi, w tej kolekcji przede wszystkim flamandzkich mieszczan, na tle ich domów, wnętrz zapełnionych obrazami, rzeźbami, cennymi przedmiotami świadczącymi o ich społecznym i materialnym statusie. Nawet kochankowie to często pary małżeńskie w ich naturalnym otoczeniu, spędzające czas nie na modlitwie czy pokucie, ale na zwykłych czynnościach domowych, czy spokojnej rozrywce. Obok nich zalotnicy, flirtujące pary, jak na obrazach Jacoba Jordaensa czy Petera Paula Rubensa.
Przechodzenie od tego, co święte, do tego, co zwyczajne, od sacrum do profanum, to także humor, zawsze towarzyszący ludziom, pozwalający lżej znosić trudy życia, pozwalający przyglądać się naturze ludzkiej przez żartobliwą czy krytyczną soczewkę. Kolekcja z Antwerpii i to nam pokazuje. Obrazy nierzadko przyjmują formę swoistych rebusów, dydaktycznych karykatur.
Wchodząc w szesnasty i siedemnasty wiek widzimy, jak w sztuce flamandzkiej zapisują się echa wydarzeń światowych. Wyprawy geograficzne, handlowe - miasta niderlandzkie stają się potęgą morską - przynoszą wieści o nowych lądach, o nowych kontynentach. Amerigo Vespucci, florentczyk w służbie hiszpańskiej, w przeciwieństwie do swojego poprzednika Kolumba, zrozumiał że ląd, do którego dotarł, to nie Azja, nie Indie, ale nowy, dotąd nieznany kontynent. Przybywszy w sierpniu 1500 roku nad jezioro Maracaibo, jego żeglarze zobaczyli Indian żyjących w palafitach - chatach zbudowanych na palach wbitych w dno akwenu. Vespucci w liście do jednego ze swych przyjaciół we Florencji nazwał to miejsce Małą Wenecją (wł. Venezuela) - Venezuela... Uczczono go nazywając od jego imienia ów nowy kontynent, na którym teraz mieszkamy. Wieści o nowych krainach urastały czasem do pół baśniowych relacji, a daleka Ameryka rysowała się w wyobraźni Europejczyków jak świat tajemny. Na jednej z grafik antwerpskich widzimy alegorię Ameryki jako ziemi zamieszkałej przez nagich ludzi, uprawiających kanibalizm, na której żyją także dziwnie wyglądające zwierzęta - świat barbarzyński i grzeszny.
Niemniej jednak rozwój wiedzy, poznania rozpalał ludzką intelektualną ciekawość, zainteresowanie tym, co nowe, odmienne, niezwykłe. Stąd wielka moda w tych czasach na tzw. kunstkamery, gabinety osobliwości, w których eksponowano obrazy, rzeźby, numizmaty, ceramikę, minerały, zasuszone rośliny etc. Kolekcje te, ukazujące splendor natury i ludzkiego artyzmu, dawały też świadectwo erudycji i zamożności swoich mecenasów, z których wielu podzielało fascynację tym, co niecodzienne i ezoteryczne. Gabinety ciekawości kultywowały uczucie zachwytu, łącząc urzekające egzotyką i pięknem przedmioty i ukazując ogrom ziemskiego stworzenia. Z czasem te najbogatsze z nich ewoluowały w muzea, które teraz odwiedzamy. Perpetum mobile ludzkiej kultury.
***
Niewątpliwie wśród artystów prezentowanych na wystawie najwybitniejszymi obok Memlinga, są dwaj antwerpczycy: Peter Paul Rubens i jego uczeń Anthony Van Dyck. Obaj zaznali już za życia międzynarodowej sławy, podróżując po różnych dworach i ciesząc się mecenatem duchownych i świeckich możnowładców. Van Dyck część życia spędził w Anglii, gdzie odniósł ogromny sukces, zawarł związek małżeński i otrzymał tytuł szlachecki z rąk Karola I. Rubens, niezwykle płodny i ze świetnie zorganizowaną pracownią malarską, ze swoją wybujałą osobowością i takimż talentem, wychował wielu wybitnych uczniów i narzucił styl malarstwu flamandzkiemu na kilkadziesiąt lat. Był par excellence malarzem barokowym, zarówno w rozmachu, dynamice, kolorycie, jak i w przesłaniu - wyrażającym splendor i niepokój tej epoki. Malował portrety, sceny mitologiczne pełne postaci pokazanych w ruchu i skłębieniu gestów, sceny miłosne i obrazy religijne tak bardzo potrzebne Kościołowi Katolickiemu w okresie kontrreformacji. Zbory protestanckie cechowała posunięta do granic surowości prostota, kult ikon - obrazów świętych był tam zakazany. Kościoły, przeciwnie, zachwycały przepychem, roztaczały wizję raju. Rubens obrazował z pasją chrześcijańskie tematy cierpienia, chwały, cudów, ekstazy. Był wszestronnym twórcą - projektował tkaniny, przygotowywał liczne rysunki przeznaczone do rytowania, szkice dla architektów i dekoracje miejskie. W 1632 wydana została w Antwerpii luksusowa edycja tomu poezji Lyricorum librorum polskiego światowej sławy poety jezuity, kaznodziei i teoretyka sztuki barokowej, Macieja Kazimierza Sarbiewskiego, właśnie z miedziorytami Rubensa. Można go lubić lub czuć niechęć, nie sposób odmówić wielkiego talentu.
Kobiety Rubensa:
Waligórzanki, żeńska fauna,
jak łoskot beczek nagie/…/
Córy baroku. Tyje ciasto w dzieży,
parują łaźnie, rumienią się wina,
cwałują niebem prosięta obłoków,
rżą trąby na fizyczny alarm.
O rozdynione, o nadmierne
i podwojone odrzuceniem szaty,
i potrojone gwałtownością pozy
tłuste dania miłosne!
Ich chude siostry wstały wcześniej,
zanim się rozwidniło na obrazie.
I nikt nie widział, jak gęsiego szły
po nie zamalowanej stronie płótna.
Wygnanki stylu. Żebra przeliczone
ptasia natura stóp i dłoni.
Na sterczących łopatkach próbują ulecieć.
Trzynasty wiek dałby im złote tło,
Dwudziesty - dałby ekran srebrny.
Ten siedemnasty nic dla płaskich nie ma.
Albowiem nawet niebo jest wypukłe,
wypukli aniołowie i wypukły bóg -
Febus wąsaty, który na spoconym
rumaku wjeżdża do wrzącej alkowy.
(W. Szymborska, Ekfraza)
***
Wystawa Saints, Sinners, Lovers, and Fools dostępna dla publiczności do 22 stycznia 2023 roku.
https://www.denverartmuseum.org