Kobieca siła inspiracji | HALINA DĄBROWSKA
W reportażach, notatkach o Florence jej nazwisko pojawia się bardzo często. Piszący proszą ją o informacje lub ich weryfikacje, bo Peg Piltingsrud wie o Florence prawie wszystko. Przyjechała tu z rodzicami w 1963 roku. Miała wówczas trzynaście lat. Ojciec farmaceuta sprzedał rodzinny biznes w Nebrasce i przenieśli się bliżej gór. Liczna rodzina Foxów powiększyła się we Florence do jedenaściorga dzieci. Peg, najstarsza z nich, miała do wyboru w ramach obowiązków rodzinnych pomagać ojcu albo opiekować się młodszymi. Z radością pracowała w sklepie. Sprzątanie, wykładanie towaru, sporządzanie raportów kasowych należały do jej codziennych obowiązków. Bardzo lubiła obsługiwać klientów, a szczególnie górników, którzy jeszcze w roboczych ubraniach z białymi plamami wokół oczu po zdjęciu gogli ustawiali się w kolejce po codzienny zakup paczki papierosów.
Po ukończeniu katolickiej szkoły średniej w Canon City zaczęła studiować w pobliskim Pueblo. Chciała zostać nauczycielką wychowania fizycznego. Lubiła sport, szczególnie gry zespołowe. Któregoś dnia w kampusowej kawiarni spotkała Toma, studenta historii. Zwyczajne koleżeńskie spo-
tkanie wkrótce sfinalizowano za- warciem związku małżeńskiego. Ona osiemnaście, on dziewiętnaście lat. Tom wstąpił do armii, więc Peg, żona żołnierza, też często przenosiła się z jednego miejsca na drugie.
W jednym z fortów Virginii urodził się Richard Gunnar, czwarte pokolenie Piltingsruds na amerykańskiej ziemi.
Młode małżeństwo wykazało się dużym rozsądkiem ekonomicznym. W trzy lata po ślubie kupili 120 akrów ziemi i zbudowali dom w Penrose, niedaleko Florence. Gdziekolwiek byli, ich dom-siedlisko czekał na nich. Wysłani do Niemiec po trzech latach wrócili do USA. Tom Pilitinsgrud urodził się w 1949 roku w Nowym Meksyku. Jego ojciec, fizyk z wykształcenia, pracował w jednym z laboratoriów w Los Alamos. Tom był jednym z 267 dzieci tu urodzonych, którym w rubryce miejsce urodzenia wpisywano numer skrzynki pocztowej.
Zwierzchnicy zdecydowali prze-
niesienie Toma do pracy w kwaterze NATO w Oslo. Tę decyzję poprzedził pobyt w Tacoma w stanie Washington i w Monterey w Kalifornii, gdzie w międzynarodowym centrum uczyli się języka norweskiego. W Tacoma
mieszkała spora grupa emigrantów norweskich. Spotkanie z nimi wprowadziło Peg w nieznany jej dotąd świat rosemalingu. To sztuka zdobnicza z wiejskich terenów Norwegii polegająca na malowaniu stylizowanych róż i geometrycznych figur. Rosemaling wyzwolił talent Peg i tej sztuce pozostała wierna do dziś.
Wyjechali z Tacoma bogatsi o znajomość języka norweskiego, dwoje nowych dzieci i miłość Peg do malowania.
Kilkuletni pobyt w Oslo to dla Toma codzienna praca, doskonalenie się w zawodzie, nowe stopnie i awanse, a dla Peg opieka nad dziećmi, prowadzenie domu i malowanie. Wrócili do USA w 1992 roku z wypracowanymi emeryturami wojskowymi, z odchowanymi dziećmi, ale jeszcze młodzi. Szukali pomysłu na zagospodarowanie reszty życia. Tom, młody emeryt w stopniu pułkownika, po uzyskaniu uprawnień asystenta adwokata pracował w lokalnych biurach i przez siedem lat był managerem miasta Florence. Peg zawsze interesowała się handlem. Już od dzieciństwa. Kiedyś matka zabrała dziesięciolatkę na aukcję i zostawiła ją na chwilę samą. Peg wylicytowała marmurowy blat stołu za dwadzieścia pięć centów. Taki był początek kolekcjonerstwa i handlu antykami.
Mała Florence budziła się z wieloletniego ekonomiczno – kulturalnego letargu dzięki budowie wielkiego więzienia federalnego. Co można wymyślić w małej miejscowości w pobliżu istniejącego już Walmartu? - Rozważała Peg. Wraz z siostrą i szwagierką zdecydowały otworzyć sklep z antykami. W mieście tego typu sklep istniał już od kilku lat, ich był drugi. Wysiłek włożony w realizację pomysłu powiódł się. Duże zainteresowanie, duże obroty, znaczne zyski. „Mezzanine Antiques” prosperował dobrze.
Zainteresowanie sklepami z antykami we Florence wzrastało. Pojawili się ludzie, którzy wyrazili chęć kupienia ich sklepu. Transakcję zrealizowano. Peg kupiła następny budynek i otworzyła mniejszy, łatwiejszy do prowadzenia Fox Den of Antiquity, trzeci sklep w mieście, doskonale zorganizowany starymi dobrze znanymi Peg metodami, bez pomocy komputera.
Powoli puste budynki down town zaczęły się wypełniać. Głównie powstawały sklepy z antykami, galerie. Nowym inwestorom Peg pomagała w sposób naturalny: radami, motywacją, znajomością miejscowych realiów, osobistym przykładem. To, że dziś o Florence mówi się „Antiques Capitol of Colorado” jest w dużej mierze jej zasługą. Ona w mojej opinii jest matką chrzestną tego sukcesu.
W latach dziewięćdziesiątych we Florence dużo się działo. Peg i Tom aktywnie uczestniczyli w pracach nad rewaloryzacją downtown, szczególnie historycznego Rialto Theater, pracach Chamber of Commerce, organizacji różnych imprez, które na stałe weszły do miejskiego kalendarza wydarzeń. A tymczasem dzieci wydoroślały, usamodzielniły się po zdobyciu zawodów, założyły rodziny, pojawiły się wnuki.
Syn Richard związał się zawodowo z armią, kontynuując rodzinne tradycje. W czasie służbowego pobytu w Petersburgu poznał i ożenił się z Rosjanką, ładną kobietą, utalentowaną artystycznie. Swietłana jest matką trójki dorodnych dzieci. Jedna z córek Peg realizuje się w sprzedaży nieruchomości i w administracyjnych pracach związku zawodowego agentów tej branży, młodsza jest zastępczym nauczycielem, pomaga w prowadzeniu farmy i wychowuje trzech synów.
Babcia Peg – kobieta w roli głównej, stara się organizacją różnych imprez integrować swoją a także rodziny licznego rodzeństwa. Realizuje podróże mapy serca: z każdym wnukiem, w miarę ich dorastania, odbywa indywidualną podróż będącą spełnieniem ich marzeń. Z najstarszym, interesującym się historią, była w Washington DC, z innym na Florydzie. Jack baseballista zwiedził z babką Chicago. Ingrid, jedyna jak do tej pory wnuczka spośród siódemki wnucząt, interesująca się zwierzętami, była w Oregon i nad Pacyfikiem. Realizacje wycieczkowych planów zakłóciły problemy pandemii, ale zostaną one z całą pewnością zrealizowane z pożytkiem dla wnuków i satysfakcją dla babki.
Dwanaście lat temu Peg zachorowała. Diagnoza była jednoznaczna. Wdrożenie właściwego postępowania, w porę rozpoczęte naświetlania, operacja doprowadziły do opanowania choroby. Wróciły siły. Dziś Peg czuje się znakomicie. Ani śladu komórek rakowych w organizmie.
Z dokumentacji medycznej i literatury przedmiotu wynika, że na świecie odnotowano tylko dwa przypadki tego typu raka i w obu leczenie dało pozytywne rezultaty. Peg Piltingsrud w USA, a drugi w Anglii.
W 2013 roku członkowie kościoła baptystów przekazali historyczny kościół na rzecz FAC. Członkowie FAC (Florence Arts Council) organizacji powstałej w 2004 roku przystąpili do remontu budynku, jego zagospodarowania i uczynienia tego obiektu miejscowym ośrodkiem kultury. Grupa entuzjastów, której przewodzi Peg, prowadzi wielokierunkową działalność edukacyjną inspirującą młodzież i starszych, angażując społeczność do wspierania artystów różnych form sztuki dla podniesienia i wzbogacenia jakości życia we Florence.
Oprócz prezesowania Peg prowadzi warsztaty malarstwa olejnego, rose- malingu i chyba, bo wszyscy bardzo ją o to proszą, utworzy kółko haftu i tkactwa. Wiele imprez we Florence jest przez nią wykreowanych albo dzieje się z jej dużym udziałem. Zawsze spokojna, opanowana, wszystko ogarnia w czasie i przestrzeni. Czerpie siły ukryte w codzienności, zwykłych chwilach i pozytywnej energii innych ludzi. Kocha swój dom i rosąnce wokół kaktusy, rozległe widoki aż po horyzont.
Lubi prowincję, gdzie nie ma tłoku, nie czeka się długo na obsługę w restauracji, wszędzie blisko i zna się dużo ludzi. Jest się zawsze z rodziną, najbliższą i dalszą. Peg, Polka w jednej czwartej, dużo wie o swoich przodkach i ich kraju, a przede wszystkim o polskiej sztuce ludowej. Warto brać z niej przykład i być blisko niej.