Zycie Kolorado
Blog 6_24.jpg

Na skróty

Muzyczna „stajnia” braci Czyżów | MAŁGORZATA CUP

Kilka miesięcy przerwy w moim pisaniu nie było (niestety) wakacjami, a jedynie koniecznością. Przeprowadzka zawsze jest przeżyciem traumatycznym (niektórzy twierdzą nawet, że drugim na liście zaraz po odejściu kogoś bliskiego), a do tego w warunkach niebywałej koniunktury mieszkaniowej oraz ciągle obecnej i nie mającej zamiaru nigdzie znikać pandemii, była dość stresująca i pochłonęła mnóstwo energii. Szczęśliwie mamy to (tymczasowo) za sobą, więc pora na powrót na łamy „Życia Kolorado”.

W ciągu tych kilku miesięcy pojawiało się na horyzoncie kilka tematów, które intrygowały i „wisiały nade mną”, ale nie mogłam się zdecydować, który z nich będzie pierwszy. Nasza najlepsza redaktorka na świecie, czyli Kasia, podpowiedziała mi jeden temat, który zapisałam w pamięci. Jadąc rano do pracy, słuchałam mojej ulubionej stacji radiowej i tu utwierdziłam się w przekonaniu, że Kasia miała rację, temat podjąć trzeba! Palec Boży! W nawale wiadomości o wojnie, kolejnych wariantach Covida, ociepleniu klimatu i szalejącej inflacji, okazał się być jak powiew świeżości i zdecydowany odskok od rzeczywistości.

W radio wystąpił przedstawiciel Smithsonian Institute, Aaron Bryant, który jest kuratorem działu kultury wizualnej. Szalenie ciekawie opowiadał o jednym z ostatnich dodatków do kolekcji, którym było zdjęcie Josephine Baker, zrobione podczas jej pierwszych występów we Francji. Rzeczywiście, jak się tak dobrze zastanowić, to obiekt jest fascynujący. A raczej historia, jaką ze sobą niesie. Zdjęcie pochodzi z lat 20. ubiegłego wieku. Josephine miała na nim około 20 lat, była śliczna, zapewne wzbudzała zainteresowanie. Młoda czarnoskóra kobieta, która wyjechała ze Stanów Zjednoczonych, ot tak sobie, nie znając języka postanowiła nagle przenieść się za ocean i śpiewać jazz. Dziś byłoby to spore przeżycie, ale 100 lat temu musiało stanowić nie lada wyzwanie. Josephine rozpoczynała w Paryżu prawdziwą karierę, a jazz stanowił dobrą podstawę ku temu. Został przywieziony do Europy wraz z amerykańskimi wojskami, które brały udział w I wojnie światowej. To głównie Afroamerykanie rozpowszechniali ten gatunek muzyki wśród kolegów, a jazzowa fala szybko ogarnęła Europę. Josephine trafiła w dziesiątkę, wspaniale poradziła sobie na rynku i wkrótce stała się główną atrakcją słynnego paryskiego Folies Bergè. Była też pierwszą czarnoskórą aktorką filmową (Syrena Tropików z 1927 r. w reżyserii Mario Nalpas’a i i Henri Étiévan’a), a także agentką francuskiego ruchu oporu i aktywistką na rzecz praw obywatelskich. Za sobą pozostawiła skrajną rodzinną biedę, slumsy oraz śpiew i taniec na ulicach St. Louis, gdzie się urodziła.

To jedna część mojego „znaku”, ta decydująca. Inicjująca działanie pochodziła od Kasi (Kasiu, dziękuję!). Kasia podesłała mi link do filmu „Cadillac Record”. W pierwszej chwili nie zwróciłam na niego uwagi, ale potem poczytałam i dotarło do mnie, że to kolejna intrygująca historia.

Mniej więcej w tym czasie, kiedy Josephine podbijała Paryż, do Chicago wprost z Polski (OK, z krótkim przystankiem w Nowym Jorku) przybyła rodzina Czyżów. Pochodzili z Motola, który obecnie leży w granicach Białorusi, prawdopodobnie na skutek wojny polsko-bolszewickiej przeprowadzili się do Częstochowy. Ojciec Czyż, z zawodu stolarz, przypłynął do Stanów Zjednoczonych wcześniej i w dobie szalejącej prohibicji zajął się… handlem alkoholem (inne źródła podają, że był właścicielem złomowiska). Musiał radzić sobie nieźle, bowiem już w 1928 r. ściągnął do siebie żonę oraz dwóch synów – Lejzora i Fiszela. Obaj szybko odnaleźli się w nowej ojczyźnie, zmienili imiona na Leonard i Phil Chess i rozpoczęli nowy biznes. Kiedy Phil służył w wojsku podczas II wojny światowej, Leonard wpadł na pomysł skupowania sklepów monopolowych. Część z nich następnie przerabiał na kluby nocne. Po wojnie Phil pomagał Leonardowi w prowadzeniu firmy.

Pierwszy klub, jaki stworzyli w 1946 r. nazywał się El Mocambo i położony był w południowej części Chicago, którą wówczas zamieszkiwali głównie Afroamerykanie. Początkowo była to zwykła jadłodajnia, ale z biegiem czasu przerodziła się w klub jazzowy, do którego chętnie chodziło się po pracy. Częstymi gośćmi były również panie lżejszych obyczajów, jednak już wkrótce klub zdobył reputację ciekawego miejsca, które zawsze serwowało dobrą muzykę. Wszyscy miłośnicy bebop wcześniej czy później trafiali do El Mocambo.

Obu braci fascynowała muzyka, najpierw zainwestowali zatem nieco kapitału w wytwórnię Aristocrat Records, a następnie przejęli ją i zmienili nazwę na Chess Records. W 1948 r. Muddy Waters nagrał w Aristocrat płytę „I Can’t Be Satisfied” i to dzięki niej właśnie bracia odnieśli pierwszy sukces – w ciągu jednego dnia, bez Internetu, reklam i mediów społecznościowych sprzedano 3 tysiące płyt! Tak oto w latach 50. wytwórnia została jednym z najbardziej dochodowych amerykańskich wydawnictw bluesowych.

Zadaniem Leonarda, który był twarzą Chess Records, było wyszukiwanie talentów, podróżował zatem nieustająco. W czasie jednej z podróży poznał Sama Philipsa, późniejszego odkrywcę Elvisa Presley’a. „Rocket 88” Jackiego Brenstona i jego Delta Cats, uznawany za pierwszy w historii utwór rock-and-rollowy, wydano właśnie w Chess Records. Wśród gwiazd wytwórni były takie nazwiska, jak wspomniany wcześniej Muddy Waters, Keith Rogers, Etta James czy The Rolling Stones. W Chess Records powstała akustyczna wersja „I Can’t Get No Satisfaction”. W 1964 r. Stonesi nagrali też utwór „2120 South Michigan Avenue”, który zadedykowali wytwórni. Pod tym adresem w Chicago firma rezydowała w okresie swoich największych sukcesów. Obecnie w budynku znajduje się Fundacja Blues Heaven Willie’go Dixona.

Muddy Waters rozwijał swoją karierę w klubach nocnych braci Chess. Grał chicagowskiego bluesa, był ojcem bluesa elektrycznego, kochał się w blues rock’u. Chess Records otworzyła dla niego drzwi i dzięki braciom Czyż (oraz naturalnie wielkiemu talentowi muzyka), blues wypłynął na szerokie wody popularności.

Wytwórnia Czyżów dała początek licznym karierom muzycznym czarnoskórych artystów – Jimmy Rogers, Chuck Berry, Willie Dixon, Howlin’ Wolf, Little Walter, by wymienić tylko kilu z nich, złączyło swoje losy z Chess Records. Firma specjalizowała się w bluesie i rhythm and blues, a następnie rozszerzyła działalność o muzykę soulową, gospel, rock and roll i jazz. Przez wielu znawców tematu Chess Records określana była jako „najlepsza amerykańska wytwórnica bluesowa”.

Chess Records – amerykańska wytwórnia płytowa mająca swoją siedzibę w Chicago przy 2120 S. Michigan Avenue.

Jej właścicielami byli bracia Leonard (siedzi w siedzi w środku) i Phil Chess (Czyż) - po prawej obok Leonarda.

Na tym jednak nie koniec. „Stajnia” Czyżów gromadziła twórców, których piosenki zyskiwały popularność tak w oryginale, jak i wykonywane przez kolejnych muzyków – ze skarbnicy Chess Records korzystali między innymi the Beatles, Beach Boys czy Eric Clapton.

Wytwórnia początkowo koncentrowała się na wydawaniu singli, zapewne także z powodów czysto technologicznych. W 1958 r. firma rozpoczęła produkcję LP. Rozwijała się i szybko reagowała na zmieniające się warunki rynkowe – wraz z pojawieniem się przepisów ograniczających liczbę nagrań z jednego wydawnictwa, jakie stacje radiowe miały prawo nadawać, Chess Records powołało do życia kilka nowych spółek, z których każda zajmowała się innym gatunkiem muzycznym. Dzięki temu zabiegowi artyści Chess Records byli grani niemal bez ograniczeń. Inny pomysł, jaki pozwolił na zwiększenie obecności muzyków Chess Records na antenie radia było opłacanie radiowych djów, którzy otrzymywali ustaloną kwotę za każdym razem, kiedy puścili jeden z utworów nagranych w wytwórni.

Większość znawców tematu oddaje Chess Records szczególne miejsce w historii muzyki. Mówi się, że wytwórnia stanowi swego rodzaju zapis ewolucji muzyki o afro-amerykańskich korzeniach, w którym to rozwoju pomógł instynkt polskich emigrantów. Można chyba śmiało powiedzieć, że bracia Chess wypuścili amerykańskiego bluesa, soul i wczesnego rocka na wody międzynarodowe i wpłynęli na kilka pokoleń twórców. Ustanowili Chicago światową stolicą bluesa. Podobno Mick Jagger i Keith Richards, kiedy zakładali swoją grupę, nadali jej imię The Rolling Stones na cześć płyty «Rollin’ Stone» Muddy’ego Waters’a, wydanej w 1951 r. właśnie przez Chess Records.

Bracia nie ustrzegli się oskarżeń o przywłaszczanie tantiem należnych artystom. Kilku z nich na początku lat 60. rozstało się z firmą i założyło własne wydawnictwo Hoochie Coochie Music. Podobno nie zgadzali się z praktykami Czyżów, jakie bracia stosowali wobec nich – zdarzało się, że zamiast powszechnie przyjętego zwyczaju przekazywania należności w formie pieniędzy, Czyżowie ofiarowywali artystom podarunki (na przykład cadillaci), z tym, że obdarowywani przekonywali się o tym, że nie jest to prezent, a zapłata dopiero wtedy, kiedy przychodziło do rozliczenia się z osiągniętych przez firmę dzięki artystom zysków.

W 1963 r. Czyżowie postanowili zwiększyć obecność swoich muzyków w radio, zatem kupili stację radiową WVON, pierwszą w Chicago, która nadawała całą dobę. VON stanowiło akronim «voice of the negros». Bardzo szybko stacja podbiła serca młodych ludzi i zaczęła brać aktywny udział w budowaniu ruchu społecznego.

W 1969 r. Leonard i Phil zdecydowali o sprzedaży tak radia, jak i Chess Records. Leonard nie cieszył się długo zasłużoną emeryturą, zmarł w październiku tego samego roku na atak serca. Po śmierci brata Phil pozostał w firmie przez kolejne 3 lata. W 1972 r. przeniósł się do Arizony i zamieszkał w Tucson, gdzie zmarł w wieku 95 lat (2016 r.).

Warto wspomnieć, że w 1987 r. Leonard Chess otrzymał należne mu miejsce w Rock-and-Rollowej Galerii Sław za swoją „pionierską rolę w propagowaniu muzyki”. W komentarzu napisano: “Chess nie tylko stał się repozytorium amerykańskiej muzyki bluesowej, ale także prezentował czarną muzykę, by zbudować dla niej białą publiczność na świecie.”

W 2013 r. obaj bracia otrzymali nagrodę National Academy of the Recording Arts and Sciences za całokształ osiągnięć.

Żaden z Czyzów nigdy nie brał lekcji muzyki, nie potrafili czytać nut. W jednym z wywiadów Phil powiedział: „Gdyby ktoś pokazał mi nuty i kazał powiedzieć, które to do re mi, nie potrafiłbym tego zrobić. Nie potrafiłby tego zrobić także Leonard. Ale nasze uszy doskonale to wiedziały. To one decydowały za nas.”

Dla chętnych polecamy obejrzenie

filmu pt. „Cadillac Records”.

Film opisuje losy artystów nagrywających w wytwórni Chess Records. Traktuje o przemocy, różnicach rasowych, rockn rollu i początkach bluesa na ulicach Chicago

w latach 50. i 60. XX wieku.

W rolę Leonarda Chessa wcielił się Adrien Brody.

Reżyserria Darnell Martin, rok produkcji 2008. Dostępny na Netflix.

Katarzyna Hypsher