Z dystansem do siebie | WALDEK TADLA
Spowiedź
Kryzys wieku średniego? Chyba jeszcze nie, a już na pewno nie ze względu na wiek. Bo jeżeli średni jest połową, to miałbym na swoim celowniku około 120 lat życia. Pobożne życzenie. Takie osiągi zanotowano ostatnio w Starym Testamencie. Dzisiaj, w dobie złowrogiego wirusa, globalnego ocieplenia, poprawności politycznej, wszechobecnej inflacji i rosyjskiej wojny, długowieczność najprawdopodobniej nie jest mi pisana. Jednak usilnie proszę; za słowo mnie nie trzymajcie. Postaram się żyć długo i umierać krótko. Lecz obiecać tego nie mogę. Nie mogę też oprzeć się wrażeniu, że świat, który mnie otacza zmienił się diametralnie. Nawet ludzie wydają się być inni. Wszak prawie wszystko ulega dewaluacji. Słynne przysłowie o „nadziei”, należałoby jak najszybciej zmodyfikować, bo; „Nadzieja umiera przedostatnia”, a dopiero potem zrobię to ja. Slogan ten tyczy nas wszystkich. Nieprawdaż?
Nostalgią pogrążony, idę przed siebie wytrwale i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że dzisiaj nie jest takie same jak wczoraj. Co gorsze, nie wiem co czai się za rogiem jutra. Żyję jak w Matrixie, gdzie bliska przyszłość jest nieprzewidywalna. Trochę mnie to ugniata. Nawet zwykłej podróży zaplanować nie można, a co dopiero tej niezwykłej. Ostatnio moja Córka Amandzia oznajmiła mi, że jej wesele odbędzie się w Mexico City. Siedzę więc na walizkach i cierpliwie czekam, kiedy odwołają mój lot. Mexico City? Nawet nie pytajcie. Podobno tylko tam podbity stempel gwarantuje dozgonną miłość i małżeńską wierność. Pożyjemy, zobaczymy, opiszemy... Tymczasem jedno, co jawi się na bliskim horyzoncie to magiczny uroku kosmopolitycznego miasta; gdzie tradycja miesza się z postępem, a kultura Azteków przeplata z architektonicznym bogactwem europejskiego wdzięku. Najbardziej popularne dzielnice Mexico City - Polanco, Condesa czy też Roma to nic innego jak mieszanka urokliwych klimatów Barcelony, Paryża czy też Nowego Jorku. Wyśmienita kuchnia oraz barwny styl życia 20 milionów ludzi miejskiej aglomeracji, inspiruje i przywraca wiarę w drugiego człowieka. Należy mieć tylko nadzieję, że walizki mi nie ukradną, bo mogło by to, bardzo poważnie zachwiać moją wiarą.
*
Tymczasem na denverowskim podwórku, dłuższą chwilę hałaśliwie dźwięczy odpalony silnik samochodu. Siedzi w nim głęboko zamyślony kanonik. Pukam w okno i pytam nienachalnie: „Dokąd jedziesz pasterzu?” Powoli opada w dół, otwierana korbką szyba. Z auta wydostaje się na zewnątrz leniwa odpowiedź: „Tego jeszcze nie wiem…”
Klasyka sama w sobie - według, której przyszło nam dzisiaj żyć. A skoro dokładnie nie wiemy co nas czeka, to ubóstwo społecznego komunikatu (jak wyżej) wydaje się być w pełni usprawiedliwione. Przychodzi mi tu na myśl historia prawdziwa, w którą niemożliwe jest wręcz uwierzyć: Do pochmurnej Polszy i słonecznej Italii z jednej ukraińskiej wioski, na zarobek emigrują dwie, bliskie sobie sąsiadki. Pani Natalia zamieszkuje w moim rodzinnym domu i radzi sobie wyśmienicie. Pani Maria trafia do włoskiego domu i problem z komunikacją, od samego początku daje się mocno we znaki. Na domiar złego opiekuje się leżącym na łożu śmierci starszym mężczyzną. Wprawdzie Włoch wielkich oczekiwań krasomówczych względem pani Mari nie miał. Gazet i książek też czytać mu nie musiała, aczkolwiek bez minimum zrozumienia nie dało się im nijak ze sobą koegzystować. Należało się więc stale domyślać, aż w końcu przyszedł sądny dzień, w którym domyślać się - nie było już potrzeby. Po dwóch tygodniach posługi pani Marii chlebodawca zmarł. I właśnie w tej to chwili, odbył się jej życiowy egzamin maturalny. Powiem więcej – życiowy doktorat. Nie będzie też przesadą, jeżeli moment ten podciągnę pod włoską profesurę - kobiety z ukraińskiej wsi. Otóż pani Maria miała wykonać telefon do dzieci zmarłego pracodawcy, informujący ich o śmierci ojca. Okoliczność ta była niejako przewidziana, ponieważ numer telefonu widniał na kartce, zapisany możliwie największymi literami. Jedynie co nie było przewidziane to forma przekazu tej treści. Zdenerwowanie i roztrzęsienie z każdą sekundą potęgowało powagę chwili. Informacje o śmierci drugiego człowieka niezwykle trudno jest przekazać w języku, który się zna. A co zrobić, kiedy rzeczy ważne musimy komunikować w kompletnie nieznanym nam języku? Co zrobić, aby było dobrze i skutecznie zarazem? Okay, dobrze nigdy nie będzie, ale skutecznie…
Przebieg rozmowy wyglądał mniej więcej tak: Ciao Maria! - Cisza - Cosa è successo? - Szloch - Dimmi cosa è successo? – Aż w końcu Maria nie wytrzymała i w płaczu wykrzyczała do słuchawki: Hitler kaput!!!
W luźnym tłumaczeniu pani Maria przekazała dzieciom komunikat o śmierć ich ojca, w najbardziej uniwersalnej i zrozumiałej dla wszystkich formie. Wypadło z niej proste - Hitler kaput – bo inne wypaść nie umiało. Zastosowała przy tym formułę międzynarodową; coś w rodzaju Esperanto w wersji zbliżonej do niemieckiego. Należy jeszcze dodać, że komunikat ten został właściwie zrozumiany, czyli był skuteczny. Na roztrzęsioną „sygnalistkę” nikt się nie oburzał ani nie obrażał. Maria zdała egzamin celująco, jednak swojej profesorskiej katedry nie utrzymała. Może właśnie dlatego jej druga włoska praca, to drugi włoski domek, a nie Uniwersytet w Padwie. Od tej pory Maria była „za pan brat” ze słownikiem włosko – ukraińskim. Aby jednak zachować polityczną poprawność powiem inaczej; była z nim „za pani siostra”. Teraz poprawnie! Tylko czy mądrze?
Kiedy ostatni raz byłem u swojego psychoterapeuty powiedział mi, że jestem atrakcyjnym celem dla kobiet, które pragną mnie wykorzystać. Nie dopytałem tylko czy chodziło o cielesne, duchowe czy też materialne atrybuty, które miałyby być mi skradzione. Żałuję, że nie dopytałem, bo teraz myśl ta spędza z mych oczu sen. Myśl niczym boska nimfa, która pokrywa ściany kwieciem i wydobywa z mej duszy głęboko drzemiące pokłady poetyckości. Może właśnie to, miało być mi skradzione? Nie wiem. Rozmowa o uczuciach jest niezmiernie ważne, ale... emocje to nic innego, jak reakcje chemiczne w mózgu. Miłość na przykład to chemiczno-biologiczna reakcja łańcuchowa złożona z fenyloetyloaminy, noradrenaliny, dopaminy i serotoniny. Bardzo kompleksowa przypadłość. Nie wszystko się da wyjaśnić, na kozetce, przy świecach, w ciągu jednej godziny. Oczywiście nie mam tu na myśli romantycznej partycypacji z płcią piękną, lecz mym nudnym do bólu szrinkiem. Och - i tak myślą zgrzeszyłem…
A skoro o grzechu mowa, to zupełnie inaczej sprawa się ma z moim spowiednikiem sakralnym. Instytucja konfesjonału fascynuje mnie od zawsze. My ludzie generalnie jesteśmy niedoskonali. W ujęciu sakralnym dzieje się tak dlatego, że jesteśmy namazani grzechem pierworodnym. Jednym z naszych przykazań jest przynajmniej raz w roku przystąpić do Sakramentu Pokuty. Czyli z popełnionych grzechów co roku sumiennie się wyspowiadać. Tak więc nawet w teorii nie zakładamy, że możny być bezgrzeszni. Nawet – lub - a zwłaszcza spowiednik nim nie jest. W świecie świeckim wcale nie jest łatwiej. Doczesność jest tu wszystkim, wszystkim tym - co kończy się śmiercią. Jest to tak banalnie przejmująca prawda, że dalej nie ma już kompletnie nic – totalny koniec myślowej skali. Koniec gry - przeszliśmy całą planszę. Nie zaglądaj za nią, bo tam nie ma już nic. Skoro tak, to jesteśmy tymczasowi i nie-do-sko-nali! A już myślałem, że gdy ominę konfesjonał to przechytrzę los i będę zwycięski. Tymczasem zanurzyłem się w banalnej życia prozie i płynę pod prąd. Najpierw mam urodę i zdrowie, ale jestem biedny. Potem mam pieniądze, ale urodę i zdrowie muszę sobie kupić. Dzieje się tak do czasu aż pieniądz zdewaluuje się całkiem, a gra skończy się marnie. Marnie, bo w smutku, a nie w radości - „Maria, gdzie jesteś?” Dopada mnie świecka niedoskonałość. Coraz częściej, ukradkiem spoglądam na konfesjonał. Bardzo mnie on fascynuje, bo to właśnie w nim - nadzieja umiera przedostatnia.
Czy wierzysz w cykle? Tak, te pogodowe też. Te ekonomiczne i te mistyczne. Te które wzajemnie się przeplatają i niejako same z siebie wynikają; „Raz jest zimno, raz ciepło. Raz bogato, raz biednie. Raz wesoło, raz smutno. Bezwiednie!” Rymy pchają się same. A ja nie chcę dzisiaj rymować, nie chce też wierszować, a sio rymy, a sio! Wracając do cykli, wydawać by się mogło, iż świat kręci się wokół klucza tajemnego. Podle klucza tego żyjemy i bezwiednie kreujemy logiczną racjonalność. Będę rzucał teraz słowa na wiatr. To tylko słowa - więc bez obrazy: Wyobraźmy sobie na sam przód naszych Dziadów – Ciężkie czasy kreują silnych ludzi. Prawda? Wyobraźmy sobie naszych Ojców – Silni ludzie kreują dobre czasy. Prawda? Wyobraźmy sobie Nas – Dobre czasy kreują słabych ludzi. Prawda? Wyobraźmy sobie nasze Dzieci – Słabi ludzie kreują ciężkie czasy. Prawda? Wyobraźmy sobie naszych Wnuków - Ciężkie czasy kreują silnych ludzi! Tylko na Boga nie obrażaj się, bo to wcale nie znaczy, że masz rację.
Nazywam się Waldek Tadla, jestem: „Katolem, Prawakiem, Patriotą, Mężem, Ojcem, Wolnościowcem”… niedoskonałym. Więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie serdecznie żałuje, a Ciebie drogi Czytelniku proszę o wyrozumiałość i wsparcie.
Życie Kolorado 2009-2022
Jak co roku, w imieniu polonijnej gazety proszę Was o wsparcie. Jest to rzecz, której robić nie lubię, lecz muszę. Generalnie wolałbym dawać niż brać. Jednak idea gazety jest celem nie tylko chwalebnym i wzniosłym, ale również przerastającym możliwości „jednostek niedoskonałych”. Społeczny miesięcznik „Życie Kolorado”, aby żyć potrzebuje społecznego wsparcia.
Dlatego w imieniu gazety bardzo proszę Państwa o pomoc.
Chcemy aby polska treść w Kolorado i nie tylko nadal nas jednoczyła i pozytywnie z nami trwała. Za nami prawie 13 lat publikacji a w nich cała nasza historia: moc fantastycznych przeżyć, emocji, imprez, sylwetek polonijnych - pięknych ludzi, którzy są nierozłączną częścią tego projektu.
Aż w końcu doszliśmy do Ciebie. Tak do Ciebie kochany Czytelniku! Jesteś głównym celem tego przedsięwzięcia. Nadajesz sens naszym myślom i rytm naszym słowom. Jesteś fundamentem tego co widzisz i źródłem tego co czytasz. Wertując kolejne odsłony naszych polonijnych dusz, wraz z nami stajesz się - „Życiem Kolorado”.
Serdecznie zachęcam Wszystkich Was Drodzy Czytelnicy do udziału w naszej Akcji Życie Kolorado 2022 - https://www.gofundme.com/f/ycie-kolorado-2022