Zycie Kolorado
Blog 6_24.jpg

Na skróty

Zdolności pisarskie uczniów polonijnych | ANIA CAMPLIN

Chciałabym się dziś podzielić twórczością uczniów klasy siódmej Polskiej Szkoły w Denver, którzy napisali krótkie eseje na wybrane przez siebie tematy. Eseje te były pracą ponadprogramową, a nagrodami były karty płatnicze Amazona oraz opublikowanie prac w gablotach szkolnych jak i na stronie internetowej szkoły. Jak widać poniższe tematy bliskie są zainteresowaniom młodzieży w Kolorado, która oprócz pracy szkolnej potrafi się zrelaksować i odświeżyć umysł.

KLASA VII

Jestem zawsze pełna podziwu czytając prace uczniów, gdyż, pomimo że można zauważyć nieznaczny wpływ angielszczyzny, w zasadzie młodzież nasza posługuje się językiem polskim zupełnie swobodnie i naturalnie. Podczas gdy wieszałam eseje w gablotach, zaczepiła mnie mama drugoklasisty, która właśnie przeczytała te prace. Nie mogła uwierzyć, że takimi umiejętnościami władają dzieci po wielu latach uczęszczania do polskiej szkoły i że tego samego może się spodziewać po postępach swojego dziecka. Widziałam w jej twarzy wzmocnione przekonanie, że warto chodzić do szkoły polskiej.

Gratulacje dla naszych utalentowanych uczniów, którzy w swoje prace włożyli wiele wysiłku jak i dla ich dumnych rodziców!


Eva Poczobutt, Klasa VII - Wspinaczkowe marzenia

- O nie! Dlaczego tego nie zrobiłam?! -zapytałam samą siebie.

- A ja wiem? Po prostu ci nie poszło. - odpowiedział tata.

Znowu źle zrobiłam drogę. Trenuję na zawody wspinaczkowe Middle School Climbing League. Będę walczyła o drugie miejsce. Ostatnio dostałam trzecie miejsce, ale brakowało mi tylko 80 punktów, żeby zdobyć drugie. Dostałam 7900 punktów, a Giovanna, dziewczynka, która dostała drugie miejsce, miała 7980 punktów.

Moja kolej. Poprowadzę tą jedenastkę - powiedział tata - Złapiesz mnie?

- Ok, no dobra - odpowiedziałam.

EVA POCZOBUTT

Zaczęłam asekurować tatę. W tym czasie zaczęłam myśleć o wierszu, który czytaliśmy w klasie. „ They said it couldn’t be done, and he did it.” Pamiętałam tę linijkę. Wzruszyła mnie. Mogę tą drogę zrobić, muszę w to wierzyć.

- Blok! - tata zawołał z góry.

- Masz blok!

- Dół!

- Masz w dół!

Spuściłam tatę na dół i powiedziałam:

Tata, ja tę drogę zrobię. Nie możemy iść do domu, dopóki tej drogi nie zrobię.

- Eva, daj sobie spokój. Jesteś zmęczona, jest dwudziesta pierwsza godzina - tata odpowiedział.

- Nie.

Zaczęłam się wiązać.

- Jesteś uparta jak osioł - tata szepnął pod nosem. Ja to usłyszałam, ale to mi nie przeszkadzało. Popatrzyłam się na tatę czy wszystko wyglądało dobrze i tak było.

- Mogę iść?

- Tak.

Zaczęłam się wspinać.

Droga, którą tak bardzo chcę dzisiaj czysto poprowadzić jest jedną z najtrudniejszych dróg na naszej ściance. To bardzo techniczne i wymagające dużego skupienia i siły 5.12. Mój trener twierdzi, że ponieważ ciężko trenuję powinnam być w stanie to zrobić. Żadne dziecko z naszej drużyny jeszcze się po tej drodze nie wspięło.

Z tym wielkim bagażem emocji i z nadzieją w duchu zaczęłam robić pierwsze ruchy.

Oddychałam coraz ciężej, gdy się zbliżałam do najtrudniejszego miejsca. Skupiłam się. Bardzo ostrożnie robiłam najtrudniejsze ruchy, żebym nie spadła.

I......

Udało mi się! Zrobiłam najtrudniejsze ruchy. Teraz muszę tylko dotrzeć do góry. Prawa ręka, lewa noga, lewa ręka, prawa noga.

***

Już niedaleko, ostatnie metry.

Ból w zesztywniałych przedramionach stawał się nie do zniesienia. Zagryzłam usta prawie do krwi sycząc głośno przez zaciśnięte zęby.

Wytrzymaj! Wytrzymaj! - słyszałam dramatyczne okrzyki taty.

Jeszcze jeden długi ruch i będzie po wszystkim.

Strzał! Hura!

- Brawo! Brawo! Brawo!” - krzyczał tata z dołu.

Ziu! I szybko byłam na dole. Tata wyciągnął ręce i ścisnął mnie mocno. Dyszałam ciężko, ledwo łapiąc oddech. Moje ręce trzęsły się jak liście na wietrze. Byłam bardzo zmęczona, ale jeszcze bardziej szczęśliwa.

Udało się wreszcie! Teraz mam większe szanse osiągnąć mój cel i pobić Giovannę.


Kuba Czaja, Klasa Vll - Zimowe szaleństwo 

 

KUBA CZAJA

Otacza mnie rozrzedzone powietrze, gdy zaczynam mój ostatni dzień na nartach w Vail w stanie Kolorado. Siedem dni jazdy na nartach mija raczej bezboleśnie. Od czasu do czasu upadam, ale wieczór w jacuzzi łagodzi moje drobne bóle. Zbliża się ostatni dzień naszej podróży, kiedy przygotowuję się do ostatniego zjazdu moich wakacji. Prosto z wyciągu, płynę w kierunku skrzyżowania na opustoszałym, eksperckim zboczu górskim. Po chwili namysłu, idę ścieżką tak stromą, że z mojego punktu obserwacyjnego widać tylko wejście. 

Kiedy doświadczam początkowego spadku, moje ciało ładuje się adrenaliną. Ciężar mojego ciała przesuwa się mechanicznie, przecinając śnieg w wyćwiczonym tempie. Szlak skręca ostro i zbliżam się zacienionego obszaru góry. Nagle moje nogi trajkoczą gwałtownie, drapiąc ukryte pod śniegiem płaty lodu, które wypełniają trasę. Po nadmiernej kompensacji i niemal katastrofalnym poślizgu, moja równowaga załamuje się, a kolana bezradnie się uginają. W kłębach śniegu i narciarskiego sprzętu, części mojego ciała zderzają się z naturą. Moje lewa ręka mocno wbija się w lód, boleśnie łamiąc nadgarstek. Przez trzydzieści sekund moje ciało spada w dół, głowa obija się o lód, jeszcze bardziej nadwyrężam nadgarstek. W końcu wpadam w krzaki i sosny. Moje policzki płoną, a złamany nadgarstek pulsuje z bólu. Wstaję zdezorientowany i próbuję wspiąć się na górę, ale siła grawitacji zwycięża i tracę kolejne dwadzieścia stóp. 

Patrzę w dół i zauważam, że moja lewa narta utknęła w zaroślach w oddali. Jeden z moich kijków narciarskich leży niedbale w pobliżu szczytu, uwięziony w szczelinie po muldach. Samotna zimowa atmosfera nie jest zbyt komfortowa i zdaję sobie sprawę, że szlak pozostanie pusty do siódmej rano następnego dnia. Dlatego też podejmuję natychmiastowe działania. Gdy boleśnie zdejmuję lewą rękawiczkę, aby sprawdzić, czy nie ma uszkodzeń, monotonne buczenie windy ustaje. Wstaję i odpinam prawą nartę, po czym wspinam się po zaspach otaczających szlak w poszukiwaniu brakującego sprzętu. Po osiągnięciu wysokości brakującego kija ponownie wspinam się po stromym zboczu… 

Katarzyna Hypsher