Zycie Kolorado
Blog 6_24.jpg

Na skróty

Czy Kopernik byłby z nas dumny? | ELIZA SARNACKA-MAHONEY

Nigdy nie byłam fanką literatury sci-fi, nawet w dzieciństwie i wczesnej młodości. Dzisiaj szczerze tego żałuję. Wszystko wskazuje na to, że opowieści sci-fi jednak mogą posłużyć za wcale niezgorszy przewodnik po przyszłości, która nas rzeczywiście czeka. Jest niedziela 19 lutego. Miłe święto, bo to dzisiaj przypada 550 rocznica urodzin Mikołaja Kopernika. Centrum Kopernika w Warszawie postanowiło uczcić tę okazję w szczególny sposób – odsłonięciem, choć nie wiem czy to tutaj najlepsze słowo, humanoidalnej wersji wielkiego uczonego. Nowa atrakcja muzeum, za którą zapłacono ogromne pieniądze, wygląda jak Kopernik, ale przemawia zdecydowanie lepiej niż Kopernik. Na życzenie nie tylko zacytuje nam słowo po słowie dzieła astronoma, ale opowie o aktualnych osiągnięciach w dziedzinie astronomii i w ogóle pogada o wszystkim. Kuratorka muzeum prezentująca bota w filmowym reportażu z dziecięcą niemal egzaltacją wyjawiała, że z Bot-Kopernikiem rozmawia się zupełnie jak z żywą osobą, bo, jak na SI (Sztuczna Inteligencja) przystało, udziela on własnych odpowiedzi i nigdy nie wiadomo czym nas zaskoczy. Ochom o achom nie było końca, tym bardziej więc dziękuję autorowi reportażu, że nie popadł w tę zbiorową ekstazę i pożegnał się z widzami bardziej filozoficzną refleksją. Jeśli tak wygląda nasza przyszłość, to jest się czego bać.

Zastanawiam się, i nie jest to już wcale myślenie kategoriami sci-fi, czy za jakiś czas, wcale nie za długo, bo może nawet mniej niż dekadę, nie popatrzymy na dzisiejszą uroczystość w warszawskim Centrum Kopernika jak na datę oficjalnie zmieniającą bieg świata. „Wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię”, mówi się o naszym słynnym rodaku. Wstrzymali Człowieka, ruszyli Maszynę - znajdziemy zapis w historii o ludzkości z przełomu 2022/23 roku, choć pewnie nie my, zrobią to za nas boty. Jeśli tempo zmian, jakie się w ostatnich kilku zaledwie miesiącach dokonały w sferze SI może być indykatorem szybkości i rozmachu, z jakimi będą się dokonywać dalej to powtórzę za autorem reportażu o Bot-Koperniku – powinniśmy się bać.

Nie tego jednak, że roboty nas już za moment unicestwią. To ewentualnie przyjdzie później, o potrzebie kontroli i regulacji killer-botów ONZ mówi już od dwóch lat. I nie tylko o to, że boty odbiorą nam pracę, choć to prawda, odbiorą, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Tymi dobrymi – np. w wielu dziedzinach obsługa stanie się szybsza, tańsza i dostępna 24/7, tymi, które będą i dobre, i złe – w sferze np. wynalazków we wszystkich dziedzinach, w tym nowych leków i metod transportu, i tymi stricte złymi – mówimy o milionach miejsc pracy, które będą znikać niemal z dnia na dzień bez opcji równie szybkiej wymiany ich na nowe. Te nowe przyjdą, ale dopiero za jakiś czas i prawdopodobnie nie w ilościach odpowiadających potrzebom.

I tu właśnie jest pies pogrzebany. Czy raczej powinno się powiedzieć: ludzki los jest pogrzebany. Posłużę się przykładem. Mój ostatni tekst na tych łamach był bajką na Walentynki. Następnego dnia w sieci pojawiło się tłumaczenie tej bajki na angielski. W sumie nic dziwnego, sporo moich utworów, zwłaszcza dla dzieci posiada swoje angielskie tłumaczenia. Część jest mojego autorstwa, we wszystkich innych przypadkach byłam w kontakcie z tłumaczami i miałam wpływ na ostateczną formę przekładu. Bajeczkę przetłumaczył na angielski bot. Problemów jest mnóstwo. Po pierwsze - nie jestem z tłumaczenia zadowolona wcale. Poprawność gramatyczna to w tłumaczeniu tekstów literackich minimum i zaledwie punkt startowy. W tłumaczeniu mojej bajki przez bota nawet i ona stoi w kilku miejscach pod znakiem zapytania. Po drugie i o wiele ważniejsze – nikt się ze mną w sprawie tłumaczenia nie kontaktował, wystąpiło więc jawne naruszenie moich praw autorskich. Do kogo się zwracać z reklamacją, jeśli po drugiej stronie stoi maszyna?

Natychmiast przypomniała mi się historia malarki, było o niej głośno kilka miesięcy temu, która wyjawiła, że ktoś gdzieś zarabia na obrazach malowanych w jej stylu tylko przez boty. Nie może nikogo zaskarżyć, ani pociągnąć do odpowiedzialności, bo czerpanie inspiracji z dzieł innych to nie przestępstwo, przeciwnie - to zasadniczy warunek postępu we wszystkich dziedzinach sztuki. Najsmutniejszy w tej historii jest fakt, że o ile osoby czy agencje, które wysługują się botami w roli malarzy czerpią z tego korzyści, artystka, bez której nie byłoby żadnego z botowych dzieł, ledwie wiąże koniec z końcem.

Żeby jednak nie było, że drąży mnie tutaj jakieś poczucie strasznej krzywdy, absolutnie nie o to chodzi. Proszę Państwa, byście pomyśleli o odtwórczej, acz kreatywnej roli botów inaczej. Doskonale zobrazowała to niedawna, słynna już dzisiaj na całym świecie, rozmowa dziennikarza New York Timesa z botem Sydney współpracującym z microsoftową wyszukiwarką Bing. Sydney zaskoczył i do pewnego stopnia przeraził nas swoją „głębią refleksji”, udzielając odpowiedzi, które przyprawiają o ciarki na plecach. Microsoft odpowiedział na ten „glitch” zakładając botowi (metaforycznie), smycz na szyję, co powinno nam tym bardziej uzmysłowić z czym się mierzymy. Znając ludzkość nie powinniśmy wykluczać, wręcz powinniśmy zakładać, że programując boty znajdą się wśród nas tacy – już pewnie zresztą są – którzy będą, niektórzy perwersyjnie, większość dla korzyści finansowych, celowo wprowadzać nas za pośrednictwem botów w błąd. A i ci, którzy mają dobre intencje, na razie mają co naprawiać, boty nie są jeszcze nieomylne, choć na takie pozują i o swym perfekcjonizmie nieustannie nas zapewniają.

Mam braki w tytułach z gatunku sci-fi, ale nie brakuje mi wyobraźni, która podpowie, jak wygląda świat pogrążający się w chaosie. Świat ludzi, którym maszyny odebrały miejsce pracy, sens codziennego życia, także i źródło utrzymania. Ludzi rozgoryczonych, pogubionych, domagających się sprawiedliwości i ukarania „winnych”, a w związku z tym coraz łakomiej łykających teorie spiskowe. Już mamy z dezinformacją szerzoną za pomocą mediów społecznościowych ogromny problem, a będzie nam jej tylko przybywać i to lawinowo. Świat ludzie, wreszcie, burzących się przeciwko establishmentowi, bo to zawsze pierwszy chłopiec do bicia, nawet jeśli prawdziwa przyczyna problemu leży gdzie indziej. Establishment, by zaradzić bolączkom nadciągającego „nowego świata” musiałby de facto implementować jakieś drakońskie kontrole odnośnie tego do jakich informacji boty dostęp mają, wymyślić i implementować (zastosować, wprowadzić?) system weryfikacji, co z dostępnych informacji jest prawdą, a co nie i szerzej - które źródła informacji są, a które nie są wiarygodne. Tego zrobić się po prostu nie da. I życzyć sobie niczego podobnego też nawet nie powinniśmy.

I rzecz ostatnia. Scenariusze, które w literaturze czy filmach sci-fi zawsze są najlepsze to takie, gdzie ani maszyn ani SI nawet nie widzimy, mamy tam „tylko” do czynienia ze zmianami w relacjach między ludźmi, które się za pośrednictwem maszyn lub pod ich wpływem dokonały. Większość tych opowieści ma wojny w tle. W większości role główne należą do ludzi opętanych paranoją, strachem, nieufnością wobec siebie, poczuciem nieustannego zagrożenia.

Stoimy przed czymś naprawdę wielkim. Dokonaliśmy przełomu, po którym nic już nie będzie takie samo. Przed nami więcej pytań niż odpowiedzi. Jednym z nich jest pytanie: Czy Mikołaj Kopernik byłby z nas dumny?

Źródło: Nowy Dziennik

Katarzyna Hypsher