Zycie Kolorado
Blog 6_24.jpg

Na skróty

Nie przecinaj korzeni łączących Cię z Podhalem | FRANCISZEK ŁOJAS KOŚLA

Po trzech rokach bytności na hameryckiej ziemi i wtopiyno sie w tamtom rzecywistość coroz trudniej przychodziyło mi przywołać na pamięć wygląd domu rodzinnego, znajomych mi ludzi, okolicnego widoku. Dobijała mnie tęsknica, a nobarzej to, ze nie znołek dnia swojego powrotu.

Do Kraju tego gdzie mają Rodzice

/Norwidowi/

po trudach życia wiecznie spoczywanie

- pamięci znicze.

Tęskno mi Panie...

Gdzie pieśń skowrończa budzi ranne zorze na chwałę Stwórcy – zanim dzień nastanie - wszelakich stworzeń.

Tęskno mi Panie...

Do Ludu który przykładem narodom

przez Krzyż wydźwignął do Wolności ramię - w cierpieniach brodząc.

Tęskno mi Panie...

Do Częstochowy Lichenia Ludźmierza

gdzie Matka Boża ma swe królowanie

- kolebki Papieża.

Tęskno mi Panie...

Do stron rodzinnych – szczytów Tatr wysokich wplecionych w zieleń owiec na polanie - i szlaków orlich.

Tęskno mi Panie...

Na budynek kak robiył przyjon sie chłop zo Zębu. Jeździył na brzuchu wymiatajęcy brudy spod labolatoriów. Pedziołek dóń – sanujcie sie, nie poniywierojcie sobom, bo tom robote mozno inacej zrobić nie cołgając sie po ziymi. Jo wom doradze jakó... Na te słowa ochurzył sie na mnie i pedzioł: Ty wces cobym mioł brudno i coby mnie wywalyli z roboty! Góniył po florach do zopolenio, bo nie dawoł se rady na cas wywiązać sie z nałozonego obowiązku.

Poniejakim casie przylisył sie ku mnie i obezwoł wte słowa: Co ty robis, ze robote swojom zrobis i jesce komu pomogos? Pedziołek: Nie cyście tam ka cysto! Tym zjednołek se go do reśty. Opedzioł mi o swoim zyciu, bo umiołek go słuchać. Franuś, jo całe zycie głodny, bo kie doróst do portek, to dali mnie na słuzbe, ka cęsto z moskolem pod pachom i sulkom bryndzy trza było iść na cały dzień paść zywine. A kiek sie ozyniył to dziyń ode dnia harowoł, oscędzoł, nie dojodoł, ba zganiołek towor na budowe. Pote tego jedzenio za komuny po sklepach nie było i trza było se radzić jakó-tako. Dziecik odchowoł. Jedno tu sie nasło i siedze se tymcase przy nim. W dóma syłek papucie jednym cięgem i nazganiołek 12 tysięcy dularów. Nie myśli se, ze jo tu prózno przyjechoł. Zrazu za głowek sie chyciył kiek uwidzioł ze telo tu jedzenio po sklepach. To teroz se pojecie choć tu – obezwołek sie. He chłopce, kieby to była prowda? Doktory naśli mi wnuku wrzody na flakach i kozali mi ino po odróbce jeść. Najonek sie do roboty, bo popróźnicy nika nie usiedze. Jo tu kwilowy, za niedługo bierem sie ku swoim ścianom. Telo porobiym, coby ino odrobić jazde. Jo mu zaś opedzioł co ka i kany u mnie słychno.

Na budynku w Naperville jak wtory z pracowników mioł urodziny, cy imieniny, to dziyń cy dwa wceśniej zbiyrołek od całej załogi po 5 dularów i kupowołek kwiotki w kwiaciarni „Krokus Flowers” przy Archer ave., zaś supervajzerka Danusia Poliński zamowiała ciasto, wtore przywoziyli na lunch. Pytali mnie śpiywać „sto lat”, bo inni sie krępowali.

A jak było Święto Babskie to do ozdawanio kozdym kwiotusia zatrudniołek społecność chłopskom. Przez te spotkania wytworzała sie rodzinno atmosfera wśród ludzi, wtorzy byli z róznych stron Polski. Od dziesiątków roków na emigracji było nowięcej ludzi z Podhola, bo była tu nowiykso biyda – „kraina kęp i wiecnej nędzy”. Na drugim miyjscu byli to ludzie z okolic Białegostoku, inacej „Śledziki”. Wtosi za zezwoleniem superwajzerki (brygadzistki) zrobił skłodke pinięznom na chorom pracownice. Jak zwykle docyniyłek sie i jo. Useł wtorysi cas jak dosło moich usy, ze te dulary posły na postrodanie dziecka, matce czworga dzieci ostawionych pod opiekom ślubnego w Polsce. Reśte dudków pokrył winowajca. Pote straśnie biyłek sie z myślami; kieby jo prowde wiedzioł!? Juz ta baba nie przysła nazod ku nom do roboty. Słyselimy, ze wyrtła do Polski i chłop jom nie puściył do chałupy. Moi przyjociele Anielcia i Karolek Kulawiokowie zwerbowali mnie ku sobie, w casie bozonarodzeniowym i powieźli kajsi podalej do kościoła, ka była w nim zywo Sópka o treści patriotycnej. Mszę świętą odbywoł arcybiskup diecezji tarnowskiej ksiądz Józef Życiński i radziył do swoich owiecek tak: ...jest wśród was ojciec jednej z moich młodych parafianek. Jej ojciec wyjeżdżając z Tarnowa do Ameryki zaplanował swój pobyt w Stanach na rok, najwyżej dwa. Posyłał systematycznie pieniądze żonie do Polski, a swojej najdroższej córeczce modne ubranka i buciki „Polamerem”. W szkole była obiektem zazdrości wśród koleżanek, bo żadna z nich takich „ciuchów” nie miała. Czuła się w pełni dowartościowana i zadowolona z życia. Tatusiowi minął obiecany czas powrotu i jakoś mu nie było spieszno wracać na łono rodzinne. Dalej słał prezenty rodzinie. Telefonicznie zapewniał ukochaną córeczkę o powrocie, a żonę o wierności. Powiedział im, że jeszcze rok pobędzie i wraca. Trzeci rok jakoś szybko zleciał. Wykupił bilet na samolot i poszedł do pracy ostatni raz, by pożegnać się z swoim szefem, gdy ten zaproponował mu podwójną stawkę godzinną i namówił do pozostania, gdyż był bardzo dobrym pracownikiem. Na ten czas pieniądz zadecydował o odłożeniu swojego wyjazdu ku ukochanej żonie i najukochańszej córeczce. Przyszły kolejne święta Bożego Narodzenia. Jak zwykle nadeszła znów paczka zza Oceanu. Moja młoda parafianka nie otwierając paczki położyła ją na stół i poleciała do pomieszczenia gospodarczego po siekierę. Zaczęła wściekle siekierą rąbać paczkę i głośno krzycząc: Ja nie chcę paczek, ja chcę tatusia!!!

W Związku Podholan stała sie rzec okropno. Ustępujący prezes tej organizacji nie wycofoł z Urzędu Miasta swoich papiyrów na prowadzenie działalności gospodarcej Domu Górola z chwilom przejęcio „bissnesu” przez nowego wybranego prezesa, a tyn na sie papiyrów zrobić ni móg, bo ni mioł zalegalizowanego pobytu w Stanach. Usło dość godnie casu zanim sie urzędnicy osotali i kozali policji zamknąć Chałupe Góralskom i opiecętować. Narobiyło sie w te koło tej sprawy wielkiej wrzawy, tak jak kiebyś kij wruciył w mrowisko. Straśnie fuceli na sie, brojeli. Zabolało mnie to nalatowanie jeden na drugiego i zaroz po otwarciu Domu Podhalan dokrzycołek fajnie moich Braci Góroli:

Podhalanie! Sztandar upadł...

Sztandar miłości – braterstwa

pod ciężarem zwykłej ludzkiej słabości

ten Sztandar – mój Bracie

nieżądny krwi, męstwa

on w swoim jestestwie symbolem jedności

Podnieś go z upadku

nie zostań w żałobie

ofiarą czynu unieś dumnie czoła

cóż powiedzą inni, co przyjdą po tobie

kto im – powiedz – do Światła

drogę wskazać zdoła?

Nie szukając zemsty

sercem kształtuj słowa

Orła korona już dosyć ma cierni!

Przypatrz się sam sobie

i zacznij od nowa żyć

jak ojcowie twoi boskim prawom wierni

W tobie wielkość Podhala

w tobie nadzieja –

odejdzie ten, co gra na nutę żałobną

bliski Duch Pokoju mieszkać

w naszych dziejach

dlatego nam poetom

jest milczeć nie wolno!

Katarzyna Hypsher