Zycie Kolorado
Blog 6_24.jpg

Na skróty

Perła Afryki | WITOLD FRĄCZEK - tekst & zdjęcia

Uganda jest Perłą Afryki. Zdanie to opublikował w 1908 roku po powrocie z podróży po Afryce Winston Churchill. Jego opinia jest współcześnie często cytowana obcokrajowcom przez Ugandyjczyków. Gdy to mówią, tryska z nich duma narodowa. Mogę o tym zaświadczyć po 6 tygodniowym pobycie w Ugandzie. Poniższe obserwacje dotyczą tego, czy i jak jaśnieje Perła Afryki.

Matoke na motorze. Na motocyklu wieziony jest tuzin, a może więcej kiści bananów matoke, z których każda waży kilkadziesiąt kilogramów. Jak to się razem trzyma?

Naród

Jak powstał ugandyjski naród? Jak wiemy, kraje kolonialne arbitralnie ustalały granice swoich posiadłości nie zwracając uwagi na skład etniczny dzielonych ziem. Aż 56 odmiennych grup etnicznych zamieszkuje w Ugandzie, państwie wielkości Białorusi. Od oddania władzy przez Brytyjczyków 1962 roku, czyli ponad 60 lat temu, trwa tu i w wielu innych państwach Afryki budowanie narodu, wygląda, że z dobrym skutkiem.

W niektórych krajach po opuszczeniu ich przez kolonizatorów świadomie użyto sportu, szczególnie piłki nożnej, do jednoczenia ludności i pobudzenia identyfikowania się z państwem. Piłkarze ugandyjscy dotychczas nie zaistnieli nawet w rozgrywkach kontynentalnych, choć chłopcy mali i więksi kopią piłkę z wielkim zaangażowaniem. Ich piłki często są w opłakanym stanie. Za to w muzeum narodowym w Kampali wyeksponowane są 3 złote medale olimpijskie ugandyjskich biegaczy na długich dystansach. To przedmiot dumy narodowej.

Wiejski znachor (medicine man) twierdzi, że za pomocą ziół, nasion, i sproszkowa-nych korzeni jest w stanie wyleczyć każdą chorobę, oprócz Aids, Eboli, Covida i raka. Leczy też choroby psychiczne. Opłaty za leczenie są honorowe. Pacjent przynosi zapłatę za lekarstwo i poradę tylko jeśli wyzdrowieje. Jeśli lekarstwo nie pomoże, pacjent nic nie jest znachorowi winien! Ojciec, dziad, i pradziad pana znachora też byli znachorami. Z tego fachu utrzymywana jest rodzina od pokoleń!

W Ugandzie mieszka 50 milionów ludzi. W wielu wypadkach, ich języki są na tyle różne, że zrozumienie języka sąsiadów jest niemożliwe. Istnieją tam trzy królestwa, które co prawda funkcjonują na rozdzielnych obszarach i bez istotnych roszczeń terytorialnych, ale za to z trzema ambitnymi królami i ich dworami. Historycznie to królestwo Buganda, od którego nazwy Brytyjczycy nadali nazwę całemu krajowi, dominowało przez kilka wieków nad południową i środkową częścią obecnego państwa. Do dziś król Bugandy ma największe znaczenie, choć jego wpływy ograniczają się jedynie do połowy terytorium kraju. I tak np. wszystkie kobiety Ugandy są wg zwyczajowego prawa żonami władcy najpotężniejszego królestwa Buganda. Oficjalnie ma on prawo wezwać do siebie na 2 miesiące każdą kobietę, zarówno zamężną, jak i niezamężną. Zgodnie z tradycją na terenie należącym do pałacu królewskiego w Kampali, w którym obecny król Ronald Muwenda Mutebi II już nie rezyduje, mieszka w osobnych domkach 56 kobiet (po jednej z każdego plemienia), które są potomkiniami dawnych żon króla. Kobiety te mieszkają wraz ze swymi dziećmi, a utrzymywane są z podatków. Król Mutebi II ma formalnie jedną żonę, a tylko nieco mniej oficjalnie jest ich osiem. Państwem nie rządzi jednak żaden z królów, lecz niepodzielnie autokratyczny prezydent Yoverni Museveni. Zdobył on władzę w 1986 roku, a od 1996 jest co 5 lat „wybierany” przez „olbrzymią większość” obywateli. Po wyborach w 2021 roku, w których to naród po raz szósty „wybrał” Musoveniego na prezydenta, trwały wielodniowe gwałtowne protesty. Wg szacunków w rezultacie stłumienia zamieszek przez wojsko, zginęło kilka tysięcy ludzi. Pomimo intensywnej kampanii propagandowej usiłującej przekonać ludność jak wiele dobrego zawdzięcza „jego ekscelencji” prezydentowi, większość ludności wypowiada się o nim krytycznie, jednocześnie bardzo ostrożnie, sprawdzając, aby ktoś niepewny nie usłyszał ich słów. Panuje strach przed konsekwencjami, które mogą być tragiczne!

W Ugandzie jest używanych ponad 70 języków, należących do pięciu odrębnych grup językowych. Na północy Ugandy najłatwiej porozumieć się w języku swahili, używanym także w sąsiednich państwach. Jednakże tylko kilkanaście procent ludności tych terenów zna ten język. Na gęsto zaludnionym południu, w centrum oraz w stolicy kraju, co najmniej dwumilionowej Kampali, dominuje język luganda. Urzędowym językiem kraju jest bardziej uniwersalny angielski. Żadnym z nich jednak, nawet angielskim, nie posługuje się więcej niż połowa ludności kraju. Pomimo iż Ugandyjczycy nie używają wspólnego języka, nie ma poważniejszych tarć etnicznych. Problemem w tym kraju jest zły stan gospodarki, korupcja, nepotyzm i brak perspektyw rozwoju, dopóki Ugandą rządzić będzie obecna ekipa.

Religie, zarówno chrześcijaństwo jak i islam, wbrew swemu uniwersalizmowi wydają się mieć silny wpływ na kształtowanie się państwowości w Afryce. Nie powinno to dziwić znając historię naszego własnego kraju. W Ugandzie, gdzie aż 86% ludności stanowią chrześcijanie (w tym 40% to katolicy, 32% anglikanie, 11% zielonoświątkowcy), religia dopomogła w tworzeniu poczucia przynależności narodowej. Chrześcijaństwo na teren obecnej Ugandy przywędrowało wraz z pierwszymi misjonarzami w 1885 roku. Zarówno katoliccy misjonarze francuscy, jak i anglikańscy misjonarze angielscy szybko zyskali nowych oddanych wyznawców chrześcijaństwa, acz obu rytów osobno. Nie podobało się to ówczesnemu królowi Bugandy, który rozkazał zamordować swoich chrześcijańskich poddanych, o ile nie wyrzekną się nowej wiary. Nie wiemy, czy byli tacy którzy się wyrzekli, ale 45 osób zostało zamordowanych, często po wyjątkowo bestialskich torturach. Ich męczeńska śmierć przysporzyła chrześcijaństwu wielu nowych wyznawców i stanowi swego rodzaju podwaliny chrześcijaństwa w Ugandzie. W 1920 roku papież Benedykt XV beatyfikował 22 katolickich męczenników, a 1964 roku Paweł VI wszystkich ich kanonizował. W miejscu śmierci dwóch pierwszych męczenników konsekrowano w 1975 roku Bazylikę Mniejszą Ugandyjskich(!) Męczenników. Od tego czasu odwiedziło ją gromadząc milionowe rzesze wiernych trzech papieży, Paweł VI, Jan Paweł II dwukrotnie i Franciszek. Ugandyjczycy wydają się być bardzo dumni ze swoich męczenników, z bazyliki i z faktu, że ich kraj aż 4-krotnie, jak żaden inny w Afryce, był odwiedzany przez papieży.

Blaski i cienie

Uganda jest Perłą Afryki z uwagi na swój łagodny, jak na kraj położony na równiku, klimat. Wynika to częściowo z faktu, że jest to kraj wyżynny, gdzie lekko pofałdowany teren o wysokości pomiędzy 1000, a 2000 metrów npm zajmuje ponad 90% powierzchni kraju. Anglicy z pobliskich kolonii przybywali tu na wypoczynek, bo było chłodniej, mniej komarów (a tym samym mniejsze było zagrożenie malarią), kraj obfitował w produkty rolne, w tym wyśmienite owoce, a ludność była przyjaźniej nastawiona do białych niż w okolicznych brytyjskich koloniach. Być może ta wyjątkowa życzliwość, przyjazne usposobienie lokalnej ludności, uśmiechnięte twarze i zauważalna grzeczność są efektem niezaistnienia konieczności walki o byt, w tym o pożywienie. Na olbrzymiej większości powierzchni kraju jest dostatek produktów rolnych.

Prócz dogodnego klimatu Uganda otrzymała w darze od natury bardzo urodzajne gleby, na których wszystko rośnie. Mimo że są tu dwie pory deszczowe i dwie suche, to żadna z nich nie jest intensywnie wilgotna, ani intensywnie sucha. Sprzyja to uprawom ryżu, kukurydzy, kawy, herbaty oraz wielu gatunków owoców, łącznie z najbardziej rozpowszechnionymi bananami, oraz bananami matoke. Matoke z wyglądu przypominają powszechnie znane banany, to po dojrzeniu pozostają intensywnie zielone, nie zawierają wiele cukru, nie psują się, a są bardzo odżywcze i pozostają podstawą wyżywienia Ugandyjczyków. Powszechność upraw matoke i ich konsumpcja zdają się predysponować je do pozycji potrawy narodowej. W przeciwieństwie do większości krajów Afryki nie spotyka się tu żebraków. Być może osoby mniej zaradne życiowo są wspierane przez rodziny i sąsiadów, a że żywności produkuje się dosyć, więc dla każdego wystarczy.

Ugandyjczycy są wyjątkowo gościnni. Kilkakrotnie zaproszono mnie do domu, na „little something to eat”, które to skromnie brzmiące zaproszenie okazało się być wielodaniowym i wystawnym posiłkiem! Jednakże nigdy nie podano alkoholu. A i w restauracjach serwuje się go chyba niewiele, bo nawet cena butelki piwa stanowi barierę dla większości mieszkańców kraju. Dla Ugandyjczyków to towar luksusowy. Bardzo niewiele produktów przetworzonych wytwarza się w Ugandzie. Piwo stanowi jeden z niewielu wyjątków. Kawę uprawia się tu od wielu stuleci, a Brytyjczycy założyli rozległe plantacje herbaty. W zbiorach obu tych używek Uganda znajduje się w pierwszej dziesiątce światowych producentów. Jednakże eksportuje się stąd do Europy i Brazylii zaledwie podsuszone ziarna kawy, a do Chin, Pakistanu i Rosji liście herbaty. Nie ma na terenie Ugandy palarni kawy ani zakładów produkujących herbatę. Importuje się np. Nescafe z Brazylii bądź ze Szwajcarii. Interesu na tym Uganda nie robi. Podobnie jest np. z wydobywaną w trudnych warunkach z dna kaldery uśpionego wulkanu solą. Eksportuje się ją do Kenii, a sprowadza z powrotem już oczyszczoną. Z punktu widzenia gospodarki kraju, przy bezrobociu ocenianym na 70%, wydaje się to być totalnym marnotrawstwem własnej siły roboczej. No ale plantacje jak i wydobycie soli daje dochód właścicielom, a ktoś inny importuje gotowy produkt i sprzedaje z zyskiem.

Nie powstała tu tradycja spożywania alkoholu, oprócz ważonego z bananów lub kukurydzy domowego piwa pitego w męskim gronie przy wieczornych wiejskich naradach. Być może dzięki temu wypadki drogowe zdarzają się wyjątkowo, ale jeśli, na ogół kończą się tragicznie!

Boda-boda

Boda-boda wypełniają krajobraz miast, miasteczek, wiosek, and nawet można ich zobaczyć przy drodze, gdzie w polu widzenia nie ma ani jednego domostwa. Czekają na lepsze jutro?

Perła Afryki przemieszcza się na wszechobecnych motocyklach zwanych tu boda-boda. Szczególnie w miastach ruch kołowy jest olbrzymi, a że przepisy drogowe nie są egzekwowane (policja drogowa stanowiąca zmorę kierowców zajmuje się czym innym, ale o tym za chwilę). Powstaje więc chaos, przyprawiający Europejczyka o osłupienie. Ten chaos to jednak tylko pozór, bo tysiące motocyklistów poruszających się stadami liczącymi po kilka lub kilkaset sztuk, na wzór ławic ryb, bezkolizyjnie, jakże sprawnie mijają się „na milimetr”, przejeżdżają pojedynczo lub ławicą przez ruchliwe skrzyżowania nie powodując ani zatorów, ani (częstych) wypadków. W zamierzeniu motocykliści prowadzący swoje boda-boda to swoiści taksówkarze, którzy za niewielką opłatą zawiozą każdego w dowolne miejsce. Jest ich jednak co najmniej 100 razy zbyt wielu, co oznacza, że choć klientowi na „złapanie” boda-boda wystarczy kilka sekund, to 99 na 100 motocyklistów czeka. Olbrzymia większość przez całą dobę nie doczeka się na klienta. To wydaje się wcale ich nie deprymować. Zbierają się więc te chłopaki w grupy i siedząc godzinami na swoich lśniących rumakach gadają o sprawach światowych i lokalnych, prezentując jednocześnie przed dziewczynami swoje męskie ego. Posiadanie motocykla stanowi priorytet dla młodego mężczyzny. Bez boda-boda facet jest nikim. Ilość motocykli w Ugandzie oceniana jest na 10 milionów! Sprowadzane są one z Indii i Chin, rzadziej z Japonii, bo droższe. A i tak najtańszy motocykl kosztuje około 1000 dolarów. Import ich pochłania astronomiczne sumy, których brak jest na służbę zdrowia, edukację czy infrastrukturę. Nadto, owi młodzi motocykliści nie przyczyniają się do wzrostu dochodu narodowego. Najczęściej dzienny zarobek nie wystarczy nawet na benzynę! Koszty nabycia boda-boda dla młodego chłopaka pokrywają ich rodziny, tj. matki, żony, siostry pracujące na polu, czy sprzedające produkty rolne na prowizorycznych straganach. Jednocześnie owi motocykliści często wprawiają w zdumienie niczym cyrkowcy wykonując zadania niemożliwe, jak np. przewiezienie na motorze 5 – 6 osobowej rodziny, lodówki, a nawet żywej krowy (wideo z nagraniem krowy na motorze dostępne w Redakcji!), o kozach i klatkach z setką kur nie wspominając! Wydawać by się mogło, że tylko po pijanemu można przyjąć takie zlecenie. Ale nie w Ugandzie. Tutejsi motocykliści podejmują się dowolnych niemal zadań zupełnie na trzeźwo.

Motocykliści całe dnie spędzają siedząc bezczynnie na motorach. Niektórzy nawet potrafią spać na motorze w pozycji leżącej. Taki tam obyczaj!

Wspomniana policja drogowa na ogół boda-boda nie zatrzymuje, bo prowadzący je i tak nie mają pieniędzy. Zaledwie jeden procent mieszkańców kraju może poszczycić się posiadaniem konta bankowego. Praktycznie wszystkie transakcje i zakupy odbywają się przy użyciu gotówki i to banknotami, które sądząc po ich wyglądzie, przeszły już przez bardzo wiele rąk. Zatrzymywane są pojazdy przewożące zarobkowo ludzi bądź towary, kiedy to policjanci, pod byle pretekstem domagają się udziału w zysku kierowcy. Ponieważ jest to proceder nieco wstydliwy i ryzykowny, obcokrajowcy z białą skórą prowadzący pojazdy nie są na ogół zaczepiani. Biali mogą poskarżyć się komuś ważnemu i tylko kłopot byłyby.

W kraju powstają nowe dobrej jakości drogi i mosty. Budują je firmy chińskie. Chińskich napisów jest niemal tyle, ile jest ich w języku angielskim. Chińskich turystów spotkać można w każdym z licznych parków narodowych. Zżymać się można nad przyczynami masowego budowania infrastruktury przez Chińczyków (ułatwia eksploatację bogactw naturalnych), ale od czasu opuszczenia Afryki przez Wielką Brytanię i Francję nie zbudowano tu prawie żadnych nowych dróg, ani linii kolejowych. Te zbudowane przez kolonizatorów przed ponad 60 laty uległy naturalnemu zużyciu. Dotyczy to większości kontynentu, a nie tylko Ugandy. Jedyna w kraju droga szybkiego ruchu o długości 55 km, łącząca stolicę z międzynarodowym lotniskiem w Entebbe, także zbudowana przez Chińczyków, jest codziennie skrupulatnie sprzątana przez kobiety posługujące się zrobionymi z gałęzi miotłami. Przebiegają one z jednej strony jezdni na drugą pomimo pędzących samochodów, których kierowcy nie ułatwiają im zadania.

Dzieci

Uczennice i ucznowie szkoły na 1000 dzieci prowadzonej przez katolicką parafię w Kampali. Na lunch był ryż z fasolą. Wszyscy zjedli wszystko, ale nikt nic nie pobrudził się.

Te dzieci mają tylko jedno ubranie, to co na sobie. Nie wiedzą, że inne dzieci mają inaczej.

Zabawek dzieci nie mają. Kolejno każdy z chłopców siedząc na cienkim kawałku plastiku jest ciągnięty po żwirze. Sądząc po minie „jeżdzca” to boli, ale ile radości mają ci, którzy ciąną!?

Perła Afryki jest krajem dzieci, ale nie dlatego iż jest im tam dobrze. Bardzo wiele dzieci pracuje, a jeśli nie pracuje to spędza czas w szkole, w której zajęcia trwają zwyczajowo 8-9 godzin w szkołach podstawowych, a 10 do 12 godzin w szkołach średnich! Długie sznury dzieci idących wczesnym rankiem do szkoły lub o zmroku wracających wzdłuż szosy do domu są trwałym elementem krajobrazu. Jeśli obywatel Ugandy ma lat 16, to zawyża średnią wieku w kraju, jako że mediana wieku wynosi lat 15! W szkole obowiązują mundurki o charakterystycznej dla każdej szkoły barwie. Mundurki te bez względu na kolor wydają się byś nieskazitelnie czyste! W szkole obowiązują także buty. Niejednokrotnie widziałem dzieci nakładające buty dopiero przy wejściu na teren szkoły. Każdy uczeń szkoły podstawowej musi być co najmniej raz na miesiąc ostrzyżony na łyso. Dotyczy to także dziewczynek. Dzieci są nieprawdopodobnie zdyscyplinowane i bardzo grzeczne. Gdyby tak nie było, nauczanie w klasach liczących po 60-70 uczniów, siedzących czasem po troje lub czworo w jednej ławce, nie było by chyba możliwe?

Tę wodę trzeba zanieść do domu. Mama czeka. Woda jaka jest, każdy widzi.

Król Lew

Wątpię, aby znaczący odsetek uczniów widział jakikolwiek film. Tym mniej prawdopodobne jest, że widzieli oni animowany szlagier filmowy produkcji amerykańskiej z 1995 roku pt.: „Król Lew”. Odniesień do bohaterów tego filmu jest w Ugandzie mnóstwo, jak na przykład „Simba restaurant”, „Mufasa lodge”, czy „Rafiki hotel”. A często spotykany na terenie sawanny w Ugandzie guziec, ssak z rodziny świniowatych, zyskał światową sławę dzięki postaci Pumby z tegoż filmu. Ku memu zaskoczeniu na widok tego sympatycznego zwierzęcia Ugandyjczycy, Europejczycy, Amerykanie, jak i Chińczycy czy Hindusi wykrzykiwali z radością „Pumba”, a nie żaden tam z angielska zwany „warthog”. Znane z tego filmu określenie „Hakuna Matata” oznaczające w języku swahili „wszystko jest dobrze”, można spostrzec napisane w wielu odwiedzanych przez turystów miejscach. Pomimo iż to Uganda jest Perłą Afryki, to wcale nie jest tam hakuna matata.

Woda

W 20 litrowych kanistrach dzieci codziennie przynoszą do domu wodę. Pełen pojemnik waży ponad 20 kg. Ile waży dziecko?

Jednym z wielkich problemów Ugandy jest brak wody pitnej. Oczywiście, jeśli kogoś stać, to może nabyć wodę w plastikowych butelkach. Tam, gdzie kanalizacja doprowadzona jest do domów, tylko wyjątkowo nadaje się ona do picia, nawet w drogich hotelach. Jednakże olbrzymia większość mieszkańców Ugandy nawet nie marzy o kranie z wodą we własnym domu. Wodę do konsumpcji trzeba przynieść. Obowiązkiem tym zwyczajowo obarczane są dzieci. Ku memu miłemu zaskoczeniu w Ugandzie w wodę swoje rodziny zaopatrują nie tylko dziewczynki, jak to ma miejsce w niektórych krajach Afryki, ale i chłopcy. Dzieciaki te, począwszy od lat 5-6 (choć ci najmłodsi mają taryfę ulgową i dźwigają mniejsze pojemniki) chodzą po wodę do lokalnych strumieni, stawów czy jeziorek. W większości wypadków woda pobierana w 20 litrowe plastikowe kanistry jest nie tylko mulista (przeźroczystość rzędu 3-5 cm), ale i zanieczyszczona biologicznie. Byłem świadkiem jak dzieci stojąc w wodzie po kolana głębokiej wprawnie odgarniały ręką rzęsę i inne glony. W ten sposób nabierały do pojemników wodę, aby zanieść ją do domu często kilka kilometrów pod górę, bo gdzież indziej znaleźć można wodę, jak nie na dnie doliny? W zależności od sytuacji rodzinnej, bywa, że po wodę trzeba iść dwa razy dziennie! Widziałem dzieci niosące na głowach kanistry z wodą, idące krawędzią ruchliwej szosy po godzinie 22:00! Serce pęka na taki widok!

Bezpieczna woda, zdatna do picia występuje w Perle Afryki w obfitości, tyle że warstwa wodonośna znajduje się 45 do 80 metrów pod powierzchnią wyżyny. Dokopanie się do tej wody nie jest możliwe. Można czerpać wodę z wód podskórnych (głębokość 1-3 metry), ale woda ta nie nadaje się do konsumpcji. Do wody głębinowej można się dowiercić, ale to wymaga specjalistycznego sprzętu i jest kosztowne, szczególnie że przewiercić się trzeba przez kilkadziesiąt metrów litej skały, najczęściej spękanego prekambryjskiego gnejsu. Tu szczęśliwie z pomocą przychodzą międzynarodowe organizacje charytatywne. Do jednej z nich i ja dołączyłem. Tego roku udało się nam uruchomić trzy studnie w wioskach odległych od głównych dróg, tam, gdzie dzieci musiały wyjątkowo daleko chodzić po wodę i tam gdzie nie doprowadzono elektryczności. Takich wiosek jest w Ugandzie niestety większość! Ze względów technicznych do wioski musi istnieć na tyle dobry dojazd, aby mogły doń dojechać, choćby bardzo powoli, dwa samochody ciężarowe. Jeden z potężnym urządzeniem do wiercenia, a drugi z generatorem prądu zasilającym działanie świdra. Wierci się otwór o średnicy talerza, aż woda tryśnie. Po kilku minutach naturalny wypływ wody ustaje. Aby można ją było wydobywać na powierzchnię montuje się pompę elektryczną zasilaną przez panele słoneczne, które także trzeba dostarczyć, zainstalować i niestety solidnie ogrodzić. Pompowaną wodę przechowuje się w wielkim na 10 metrów sześciennych zbiorniku posadowionym na wysokiej na kilka metrów wieży, skąd woda grawitacyjnie rozchodzi się do kranów. Wodociągi nie są doprowadzane do indywidualnych domów, ale we wsi powstają 1 lub 2 stanowiska z kranami, skąd te same dzieci przynoszą do domu czystą, bezpieczną wodę. I nie chodzą po nią kilka kilometrów, lecz kilkadziesiąt metrów. W ten sposób jedna studnia głębinowa zaopatruje w wodę kilkaset osób. 

Otwarcie naszej pierwszej w tym roku studni głębinowej. Było mnóstwo radości i podziękowań. Moja żona Joanna została wydelegowana do pozowania na wieży ze zbiornikiem na wodę o pojemności 10 metrów sześciennych.

Zwierzęta

Perła Afryki zasługuje na swe miano również z powodu urzekających mnogością zwierząt i pięknem krajobrazów parków narodowych. Są one dobrze zorganizowane, a opieka nad zwierzętami i ich bezpieczeństwem jest troskliwa i skuteczna. Parków strzegą i nieprzerwanie zabezpieczają zwierzęta przed kłusownikami strażnicy przyrody uzbrojeni w karabiny maszynowe Kałasznikowa, AK-47, znane w Polsce jako „kałachy”. W te same karabiny uzbrojeni są ugandyjscy policjanci i ugandyjska armia. Sądząc z wyglądu tych karabinów, służą już lat wiele, a ich posiadacze nie mają zwyczaju czyszczenia broni.

Choć może na pozór „Pumba”, czyli guziec nie wzbudza wielkiej sympatii, to bardzo miłe zwierzę. Żyje w tradycyjnych rodzinach – mama, tata i 2-4 dzieci w różnym wieku.

Wracając do zwierząt, Uganda szczyci się podobnym sukcesem jak Polska, która uratowała żubry przed wyginięciem. W Ugandzie białe południowe nosorożce (w odróżnieniu od północnych, których przy życiu pozostały już tylko dwie samice, oraz czarnych nosorożców), wyginęły w końcu XX wieku wskutek bezwzględnej działalności kłusowników zabijających je dla potężnych rogów sprzedawanych intratnie do Azji. Choć w 2005 roku w Ugandzie od kilkunastu lat nie było już ani jednego białego nosorożca ustanowiono program odbudowania populacji tego unikalnego zwierzęcia. Pozostałe wówczas przy życiu sześcioro nosorożców tego gatunku sprowadzono z ogrodów zoologicznych Kenii, RPA i USA. Obecnie na terenie Ziwa Rhino Sanctuary jest ich już ponad 60, podzielonych na 3 odrębne stada, bo to zwierzęta stadne do tego stopnia, że cała rodzina razem udaje się do stałego miejsca, które sama sobie wyznaczyła na toaletę i jednocześnie defekuje i tylko tam! Owych w zasadzie spokojnych, roślinożernych nosorożców było by co najmniej o kilka więcej, gdyby nie… same nosorożce. Kilka samców zginęło w walkach o dominację nad stadem samic. Jak mnie przekonywali wspomniani rangerzy, gdy dwa ważące po blisko 3 tony samce zaczną walczyć, jeden musi zginąć. Nie pomagają nawet strzały z kałachów nad uchem obu zacietrzewionych przeciwników.

Piękny kraj

Uganda, jak chyba każdy kraj jest pełen paradoksów. Jak wspomniałem, na olbrzymiej większości powierzchni kraju jest pod dostatkiem produktów rolnych. Zaskakiwać nas może, że Uganda znajduje się w ostatniej dziesiątce państw świata pod względem dochodu narodowego na jednego mieszkańca, a mieszkańców przybywa wyjątkowo szybko. Stąd Uganda jest też w pierwszej dziesiątce krajów o najwyższym przyroście naturalnym. Oznacza to, że wolno rosnący dochód narodowy jest dzielony na coraz to większą liczbę szybciej rozmnażającej się ludności! Truizmem jest powiedzieć, że nie jest ów dochód dzielony równomiernie. Pomimo rozjuszonych nosorożców, kałachów na sznurkach, setek tysięcy boda-boda jeżdżących z iście ułańską fantazją, i autokratycznego, bardzo niepopularnego prezydenta, kraj wydaje się być bezpieczny i przyjazny.

Podczas mego pobytu w Ugandzie parę razy byłem mocno zadziwiony tzw. różnicami kulturowymi. Paradoksalnie, chyba jeszcze więcej razy byłem zaskoczony, jak identyczne są nasze (Ugandyjczyków i moje) reakcje emocjonalne.

Katarzyna Hypsher