Zycie Kolorado
Blog 6_24.jpg

Na skróty

Radość pisania - Część II - Dalekie kraje | HANNA CZERNIK

Nie po to chcę je­chać do Chin,
by wi­dzieć pięk­ne świą­ty­nie,
wie­żę ja­kąś Ming czy Tsin
lub pej­zaż w Kao-li­nie.
Może
ja­kiś szu­mią­cy do­stoj­nik,
nie­zna­ny, żół­ty i ciem­ny,
w ra­mio­nach je­dwa­biem
stroj­nych
na­uczy mnie chiń­skich ta­jem­nic?
Ja­kich?
Ta­jem­nic laki, her­ba­ty,
pła­skich jak liść ka­pe­lu­szy
pa­gód i smo­ków ro­ga­tych
i mo­jej wła­snej du­szy. 
 
— (Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Chinoiserie, 1924) 

Kiedy Rzym prowadził z Kartaginą tzw. wojny punickie - od łacińskiej nazwy ludu, który Kartaginę założył, Fenicjan - i wielki Hannibal wiódł swoje słonie przez Alpy, w Chinach z rozproszonych, drobniejszych królestw powstawało imperium tworzone u schyłku trzeciego wieku przed naszą erą przez Qin Shi Huanga, zwanego popularnie po prostu Pierwszym Cesarzem. Był to początek wielkich Chin, ale kultura tego ludu rozwijała się już od tysięcy lat. Jej narodziny, jak wszystkich kultur, owiane są i tajemnicą, i legendą. Mity założycielskie są powszechne i te na wielką skalę - określające narody i te pomniejsze - definiujące poszczególne nurty w historii i w polityce. Dzieci chińskie od stuleci poznają więc opowieść o trzech dobrych władcach, którzy sukcesywnie nauczyli ludzi hodować zwierzęta, gospodarować na roli, prowadzić handlową wymianę i, co dla nas tu najważniejsze - nauczyli ich pisma.  Jakbyśmy dziś powiedzieli, minister oświaty ostatniego z nich, tzw. Żółtego Cesarza, niejaki Cangjie, inspirację dla zadania otrzymał, jak należałoby się po legendzie spodziewać, w cudowny sposób. Oto wielki ptak zrzucił mu z nieba ślady łap nieznanego mu zwierzęcia, jak się później dowiedział - mitycznego uskrzydlonego lwa. Prawda nieprawda, historia ta pokazuje jednak i związki z innymi kulturami - Sumerowie wierzyli, że pierwsi skrybowie to były święte ptaki - i wiąże pismo chińskie z naturą na całe tysiąclecia. „Narody przemijają, ale góry i rzeki trwają wiecznie” - napisze w ósmym wieku naszej ery Du Fu, uznawany przez wielu za największego poetę Państwa Środka, bo tak nazywano Chiny, wg prastarej legendy otoczone z czterech stron morzami.

Chiński napis wróżebny na plastronie żółwia ok. 1200 pne

Nie wiemy oczywiście dokładnie, kiedy i jak powstały pierwsze znaki, które dały początek jednemu z najstarszych i najbardziej złożonych systemów pisma na świecie.  Najwcześniejsze znalezione ślady pochodzą z okresu dynastii Shang, circa 1600-1045 p.n.e., która panowała w dolinie Żółtej Rzeki, czyli są młodsze od pierwszych sumeryjskich tabliczek o prawie dwa tysiące lat i więcej niż o tysiąc lat od najstarszych egipskich papirusów. Może wydawać się więc, że pismo akurat stanowi jedno z niewielu osiągnięć dawnych czasów, w których Chińczycy nie byli pierwsi. Rzecz nie jest pewna, oczywiście, bo nasza wiedza o zamierzchłej przeszłości stale jest poszerzana przez nowe odkrycia, nierzadko przypadkowe i zdajemy sobie sprawę - mimo szalonych postępów wiedzy ludzkiej - jak mało ciągle wiemy. Świadomość coraz większej wiedzy przynosi przecież również świadomość ignorancji, by sparafrazować Sokratesa. Wiele pozostałości po dawnych ludach leży gdzieś przykryte piachem, ziemią, wodą, skałami, wiele wreszcie rozpadło się w proch i przeminęło na zawsze. Zresztą nieważnym jest naprawdę, kto i gdzie był pierwszym. Ważne jest, że trajektoria rozwoju kultur mimo indywidualnych cech charakterystycznych dla poszczególnych społeczeństw wszędzie przebiega w głównych punktach podobnie. Na którymś etapie pojawia się potrzeba zapisania wydarzeń czy idei, miar, wag i ich wartości, potrzeba zapisania modlitwy i ludzie zbiorowo, przez dziesiątki, a raczej setki lat uczą się utrwalenia tych faktów, myśli i przeżyć. Wszędzie też same początki pisma wiążą się z religią z jednej strony i wymianą handlową z drugiej - odwieczny splot sacrum i profanum zaczyna swój cywilizacyjny taniec.

Porównania: mezopotańskie pismo klinowe, egipskie hieroglify i chińskie znaki

Te pierwsze bowiem odnalezione w okolicach Żółtej Rzeki zapiski to fragmenty żółwiowych skorup i kości zwierzęcych, na których wyryto znaki pytań i odpowiedzi dotyczących wróżb i przepowiedni: o przyszłości, wojnie, urodzaju, zdrowiu, narodzinach. Podgrzewano je, aby spowodować pęknięcia, które szamani interpretowali jako odpowiedzi duchów przodków czy bogów. Duchy te najwyraźniej nie były wszechwiedzące, trzeba było informować je o wydarzeniach, także kiedy składano ofiarę, co więcej nie można było pytać czy przekazywać wiadomości wprost - pismo stanowiło więc medium porozumienia z istotami spoza doczesnej rzeczywistości. Znaleziono ponad 150 tysięcy takich fragmentów, na których zapisano tysiące różnych symboli. Kości wróżebne są najstarszym świadectwem chińskiej cywilizacji. Są one również nie do przecenienia źródłem informacji o historii, języku i wierzeniach ludzi z epoki brązu.

Wśród ponad trzech tysięcy tych znaków większość ma charakter piktograficzny lub ideograficzny, symbole przedstawiają obrazy lub pojęcia, tak podstawowe i istotne, jak słońce, księżyc, góra, rzeka, człowiek, kobieta, dziecko, koń, pies, ryba, ptak, niebo, ziemia, woda, ogień, deszcz, wiatr, chmura, drzewo, kwiat, zboże, dzban, ofiara, modlitwa, wojna, pokój, radość, smutek, miłość, nienawiść, życie i śmierć.  Niektóre z nich są połączeniami lub kombinacjami innych tworząc nowe znaczenia lub dźwięki. Na przykład znak dla słowa „władca” składa się z trzech części: „niebo” na górze, „człowiek” na dole i „jeden” pośrodku. Oznacza to rzecz prosta, że król jest jedynym człowiekiem pod niebem, który ma władzę nad wszystkimi. Inny przykład to znak dla słowa „matka”, który składa się z dwóch symboli: jednego oznaczającego „kobietę” i drugiego „dziecko” - matka jest, wszakże kobietą, która ma dziecko. I tak dalej i tym podobnie budowano pismo chińskie coraz bogatsze, coraz bardziej skomplikowane, coraz ważniejsze dla jego użytkowników. Bo Chińczycy w przeciwieństwie do innych ludów powiększali system pisma zamiast go upraszczać i najpierw zaczęli pisać zanim zaczęli malować. Kiedy w XX wieku dyktator Mao ożywiony zapałem zwalczania analfabetyzmu chciał je uprościć, spotkał się ze zdecydowanym oporem nawet własnych towarzyszy. W końcu przeprowadzona została częściowa reforma zapisu, ale przerwało to logiczny ciąg tradycji i ani Hong Kong, ani Taiwan tej reformy nie zaakceptowały. Wykształceni Chińczycy również. Pismo tradycyjne było i nadal jest przedmiotem dumy i prestiżu. Co więcej pozostawało ono sztuką cenioną dla samej siebie, dla swojej wartości artystycznej w równej niemal mierze, co dla przekazywanych treści. Kaligrafia była zawsze tak ważna, a jej najwybitniejsi twórcy tak cenieni, że nierzadko do dziś fragmenty pisma oprawiane są w ramy i eksponowane jako dzieła sztuki. Zapisywane wertykalnie przyzwyczajało oko do takiego śledzenia rzeczywistości i do przewagi takich kompozycji w malarstwie. Tak powszechny w sztuce Wschodu symboliczny motyw drogi ukazywany jest najczęściej jako ścieżka życia pnąca się gdzieś w górę. U Europejczyków przeciwnie - od kiedy starożytni Grecy zmienili porządek pisma na od lewej do prawej - oko przyzwyczajało się do podobnego śledzenia świata, o czym wie każdy malarz czy reżyser teatralny i filmowy, umieszczając najważniejsze elementy obrazu z prawej strony, gdzie nasz wzrok zatrzymuje się najdłużej.

Pismo było sztuką i co więcej w Chinach było także narzędziem społecznego awansu. W średniowiecznej rycerskiej Europie wojowie, a później i szlachta, najczęściej nie umiejąca czytać i pisać, kształciła się w fechtunku i szermierce i dzielność w walce otwierała drogę do królewskich faworów i zaszczytów. Chińczyk natomiast robił dworską karierę dzięki pięknemu pismu i wiedzy. Jednym z takich faworytów z okresu wielkiego rozwoju chińskiej kultury w epoce dynastii Han, był eunuch Cai Lun, któremu przypisuje się wynalazek papieru na przełomie pierwszego i drugiego wieku naszej ery. Mimo że znalezienie licznych dowodów na istnienie papieru już dawniej niweczy tę legendę, jest on ciągle postacią otoczona w Chinach rewerencją. Może był takim chińskim Edisonem, który ani elektryczności oczywiście, ani nawet idei żarówki pierwszy nie wymyślił, ale umiał ją dopracować, udoskonalić i wdrożyć użytkowo? W każdym razie Cai Lun nagrodzony za swoje osiągnięcia zaszczytami, godnością ministra i mieniem skończył jednak tragicznie - uwikłany w dworskie intrygi, oskarżony o nieuczciwe praktyki, wykąpał się, ubrał w najpiękniejsze jedwabne szaty i popełnił samobójstwo przez wypicie trucizny. Najwyraźniej żył w czasach, kiedy poczucie honoru było ważne.

Wynalazek papieru z pewnością nie był dziełem jednego człowieka. Przede wszystkim w przeciwieństwie do wszystkich poprzednich materiałów służących w Chinach do pisania - skorup żółwi, kości, miedzianych naczyń, drewnianych tabliczek, bambusowych pasków, jedwabiu - jego sama koncepcja była kontrintuicyjna. Papier powstaje bowiem przez rozdrobnienie materii organicznej i rozpuszczenie jej w wodzie, a później przez czerpanie (dotąd w polskim języku funkcjonuje pojęcie papieru czerpanego!) roztworu specjalnymi gęstymi sitami spowodowanie samoczynnego ułożenia się drobniutkich włókien celulozowych w cienką kartę. Celuloza jest wszechobecna w świecie roślin, ale chemicznie opisana została dopiero w dziewiętnastym wieku, pierwsi producenci papieru nie mieli o niej pojęcia.  Jednak jak natura sama przez długotrwały - i wytrwały - proces prób i błędów doszli do wynalezienia idealnego materiału dotąd dominującego w naszym życiu i naszej kulturze!

W całej historii Chin wykonano wiele kopii słynnego dzieła autorstwa Wang Xizhi pt. Lantingji Xu, które opisywało m.in. piękno krajobrazu wokół Pawilonu Orchidei (4 w ne). Oryginał zaginął. Niektórzy wierzyli, że oryginał został pochowany wraz z cesarzem Taizongiem z Tang w jego mauzoleum. Ta kopia z czasów dynastii Tang, autorstwa Feng Chengsu jest uważana za najlepszą ze wszystkich zachowanych kopii. Znajduje się w Muzeum Pałacowym w Pekinie.

Papier okazał się znacznie tańszy i bardziej praktyczny od swoich poprzedników. Zawładnął kulturą chińska, a później i innych narodów dalekiego wschodu na zawsze. Latawce, początkowo używane do komunikacji wojskowej, dopiero później do zabawy, lampy, kapelusze, wachlarze, parasolki, dewocjonalia, w Japonii nawet ściany domów, zwane shōji. Papierowe kubki, ba - papier toaletowy. Dzięki powszechności celulozy papier można wytwarzać z bardzo różnych materiałów - z kory, trawy, liści, najróżniejszego drewna oczywiście, nawet - i tu pierwsze, o półtora tysiąca lat wyprzedzające współczesne idee odzyskiwania materiałów wtórnych - ze szmat z zużytych ubrań. Chińczycy zwykle używali mieszanki materiałów, dopiero mieszkańcy środkowej Azji i Arabowie opracowali metodę otrzymywania papieru wyłącznie ze starych tkanin, która zdominowała też późniejszą europejską produkcję na stulecia. To do niej nawiązywał w siedemnastym wieku cytowany uprzednio Abraham a Sancta Clara, kaznodzieja wiedeńskiego dworu: „Papier bywa trzymany dostojną ręką monarchy, pisze się na nim papieskie i cesarskie imiona. Pochodzi ze złego domu. Jego ojciec był gałganem, jego matka szmatą, ale z biegiem lat to cygańskie dziecko, które rozwinęło się z nieczystego łachmana, osiągnęło olbrzymią sławę. /…/ Papier jest narzędziem uczonego, tworzywem książki, pomocą kancelarii, skarbem uczniów, podporą ludzkiej przyjaźni…”

Produkcja papieru w Chinach

Wynalazek papieru niezwykle przyspieszył rozwój piśmiennictwa i sztuki, bo rozkwitło też malarstwo na papierze - akwarela. W czasach dynastii Han nastąpiła wręcz eksplozja twórczości pisarskiej i artystycznej, a może to ten potencjał intelektualny, to zapotrzebowanie na dostępny materiał piśmienniczy stymulowało poszukiwania nowych produktów, bo bambus i drogi jedwab już nie wystarczały? Związek przyczyny i skutku rzadko w historii prowadzi w jedną tylko stronę. Niewątpliwie natomiast papier zdemokratyzował piśmiennictwo, choć trzeba przyznać, że w myśli chińskiej idea powszechności nauczania pojawiła się bardzo wcześnie. Już na przełomie szóstego i piątego wieku przed naszą erą słynny Konfucjusz (który skądinąd sformułował tzw. złotą zasadę etyczną - nie czyń drugiemu, czego nie chcesz, by czyniono tobie) nawoływał do zakładania szkół dla wszystkich, nie tylko dzieci notabli. Piękne idee przeżywają jednak swoje wspaniałe i trudne lata. Ten sam wspomniany we wstępie Pierwszy Cesarz, który zjednoczył i zrewolucjonizował organizacyjnie Chiny, zniesławił się, o hańbo, pierwszym w historii powszechnym spaleniem książek, w tym spisanych przez uczniów Dialogów Konfucjańskich. Jak wielu satrapów w historii w książkach właśnie, w swobodnej myśli ludzkiej widział zagrożenie dla swojej autorytarnej władzy. Niszczył nie tylko księgi - wówczas jeszcze pisane na bambusie czy jedwabiu - poza praktycznie mu potrzebnymi, niszczył także pisarzy i uczonych, w zamian za to sam sobie wystawił słynną terakotową armię, która miała go strzec w życiu pośmiertnym.

Przez blisko sześć stuleci papier był dalekowschodnią wyłącznością. Państwo Środka przetrwało Rzym i pozostawało najdłużej istniejącą i najbardziej w ówczesnym świecie zaawansowaną cywilizacją. Ale ciężar historii miał znowu wrócić do tego tygla religii i kultur, jakim jest basen Morza Śródziemnego. Raczkowała tam nowa cywilizacja, która miała na kilka wieków zdominować tamtejsze tereny i która wkrótce też będzie potrzebowała papieru.

A ty mi bajaj, O Szeherezado, twych cudnych nocy ach tysiąc i jedną

Początki były skromne. Arabowie, zamieszkujący półwysep noszący do dziś ich imię od kilku tysięcy lat, stworzyli wprawdzie kilka państw, szczególnie w drugim tysiącleciu przed naszą erą, ale były one niewielkimi, krótko trwającymi efemerydami. Pozostawali w większości ludem pasterskim, koczowniczym. Tworzyli poezję śpiewaną, nierzadko o wyszukanej formie, która częściowo tylko przeżyła w przekazie ustnym. Przełomem w ich historii okazało się pojawienie się Mahometa pod koniec szóstego wieku naszej ery i zainicjowanie przez niego islamu - trzeciej religii abrahamicznej, po judaizmie i chrześcijaństwie, bo przejęła ona postaci niektórych proroków starotestamentowych i Jezusa, choć odmawiała Mu boskości. Mahomet urodził się w Mekce, która była wówczas prawdziwą mekką, politeistycznym, kupieckim miastem, a świątynię Kaaba, obecnie stanowiąca cel corocznych pielgrzymek, otaczał wianuszek idoli różnych plemion, które przywoziły tam swoje dobra. 

Młodość albowiem świeża – jak Mahomet

Panteistyczną jest i wszystkie głazy

Zmienia w kobiety, w ogień topi kruszce,

Hurysy widzi zamiast ziarnek w gruszce.

(Słowacki, Beniowski, pieśń III)

Mihrab (nisza modlitewna) z 1310 roku w Meczecie Piątkowym w Isfahanie z kaligrafią wykonaną w stiuku

Islam zmienił Arabów, przede wszystkim wydawał się wyzwolić w nich niesłychaną energię i kreatywność. Koran, który Allah miał objawiać Mahometowi we fragmentach pomiędzy rokiem 610-632, nauczał, wszakże, że zdobywanie wiedzy jest obowiązkiem wiernych. Sam tytuł świętej księgi muzułmanów, od słowa al-kur’ān, oznacza deklamację, bo początkowo nie spisywano sur, rozdziałów, ale recytowano je wiernym. Szybko jednak okazało się to niewystarczające i niepewne, zwłaszcza gdy jego recytatorzy umierali, lub ginęli w walce. Gdyż muzułmanie, jak wiele innych ludów, wyciągali takie wnioski ze świętej księgi, jakie im odpowiadały, a pomijali to, co niewygodne. Tak więc walka za wiarę, ożywiana neofickim zapałem i poczuciem wspólnego celu, stała się siłą pchającą ich do podboju. Szybko opanowali okoliczne kraje - całą Afrykę Północną, Lewant, Mezopotamię, Persję, Turkiestan, część Anatolii, Hiszpanię, Sycylię i Sardynię. Wszędzie nieśli swoją religię, a do tego potrzebne im były media - z więc pismo. Opanowawszy Egipt mieli dobry dostęp do papirusu, przejęli także technologię wytwarzania pergaminu, niemniej jednak oba materiały okazywały się niewystarczające. Kontakty z dalekim wschodem drogami Jedwabnego Szlaku pomogły im poznać, a później udoskonalić technologię produkcji papieru. Nauczyli się nie tylko tego - wchłaniali wiedzę podbijanych narodów, a rozległość geograficzna ich wpływów czyniła z nich doskonałych pośredników w tej wiedzy rozprzestrzenianiu. Od Chińczyków - za pośrednictwem kupców, jeńców, a także mnichów buddyjskich nauczyli się nie tylko wytwarzać papier, poznali także inną chińską innowację - kompas. Z Indii, których nie udało im się podbić, przywieźli jednak wiedzę matematyczną uzupełniającą tę przyswojoną od Greków, w tym koncepcje zera i liczb ujemnych. Nie przypadkiem liczby, którymi dzisiaj się posługujemy nazywamy arabskimi - szybko wyparły one trudne do zapisu i obliczeń cyfry rzymskie. Nie przypadkiem też jedna z podstawowych gałęzi matematyki nazywana jest algebrą. Arabski prefiks „al-” wyrosły z rodzajnika określonego, jak angielskie „the”, spotykamy w wielu wyrazach związanych z technologią bądź nauką: alchemia, algorytm, alkaliczny, alkohol - to Arabowie, paradoksalnie, nauczyli nas jego skutecznej destylacji.

Mahomet wracający do Mekki w towarzystwie aniołów Gabriela, Michała, Israfila i Azraila

Kultura arabska kwitła w wiekach średnich, a ich miasta - pełne ogrodów i pałaców, meczetów, łaźni i bibliotek, jak Bagdad (zanim nie runął złupiony przez Mongołów w 1258 roku), Damaszek, Palermo na Sycylii, Cordoba i później Alhambra w Al-Andalus, w dzisiejszej Hiszpanii - były wielkimi ośrodkami nauki i literatury. Biblioteka publiczna w Cordobie ukończona w 970 roku liczyła 400 tysięcy książek, a była tylko jedną z wielu w tym mieście. Dla porównania Watykanowi, którego ambicją stało się stworzenie najważniejszej biblioteki chrześcijaństwa, zajęło do 1455 roku zgromadzenie pięciu tysięcy tomów. Europa odbije sobie szybko i z nawiązką opóźnienie, kiedy przejmie pałeczkę postępu wraz z renesansem i wynalazkiem druku, ale wieki średnie zdecydowanie należały do świata islamu. Co więcej w tamtych czasach muzułmanie wydawali się bardziej tolerancyjni od chrześcijan. Żydom żyło się na ogół z nimi lepiej i w Andaluzji oni byli często właścicielami papierni, a przy budowie Bagdadu drugi kalif z rodu Abbasydów miał za głównych doradców Persa i Żyda. Oczywiście, że wyznawcy islamu mieli przywileje, jakich nie posiadali inni, że ‘niewierni’ płacili wyższe podatki, ale i tak z gorzką zadumą wspominamy czasy, kiedy Żydzi i Arabowie mogli żyć, współpracować i prosperować w pokoju. 

Nie byłoby rzecz prosta tylu i tak bogatych bibliotek bez literatury i bez czytelników. Arabowie w tym czasie ceniąc najwyżej poezję i teksty święte oczywiście, tworzyli też literaturę ludową, najpierw opowiadaną, później spisywaną przez niezwykle biegłych w kaligrafii skrybów. Coraz większy procent społeczności umiał wszakże pisać i czytać i niektórzy historycy traktują świat arabski tej epoki jako pierwsze wykształcone społeczeństwo. Powstawały książki kucharskie i literatura erotyczna, przypowieści i baśnie, nierzadko bazujące na opowieściach perskich, indyjskich, babilońskich. Najsłynniejszą spośród nich jest niewątpliwie „Księga z tysiąca i jednej nocy”, zaliczana do arcydzieł światowej literatury, której narratorka, piękna Szeherezada, słynie z rozumu, dowcipu, uroku i doskonałej pamięci. Osnową wielu bardzo różnych opowieści staje się jej związek z okrutnym sułtanem, który zdradzony przez pierwszą żonę, nabrał takiego uprzedzenia do kobiet, że żenił się tylko z dziewicami, po czym nakazywał ścinać je po nocy poślubnej. Chcąc najwyraźniej przerwać ten cykl przemocy i śmierci córka wezyra, Szeherezada, ofiaruje - przypuszczalnie wbrew woli ojca! - zostać jego żoną. W czasie nocy miłosnej zaczyna jednak opowiadać mu historię tak zajmującą, że władca słucha bez tchu. Szeherezada nie kończy swojej opowieści odkładając ciąg dalszy na noc następną. I tak trwa ten cykl przez 1000 i jedną noc, kiedy to sułtan nie chce już ani zabijać swojej żony ani nie chce żadnej innej.

„Baśnie z tysiąca i jednej nocy” przeniknęły kulturę europejską, ba - światową. Wszyscy słyszeliśmy o cudownej lampie Aladyna, o Ali babie i czterdziestu rozbójnikach, o Sindbadzie Żeglarzu. Postaci te pojawiają się w wielu utworach literackich i muzycznych późniejszych epok, w baśniach, operach i poematach. Zarówno dla dzieci, jak i jak najbardziej dla dorosłych. W grach komputerowych i komiksach. W licznych aluzjach rozsianych w codziennym języku. Wielki polski poeta, Bolesław Leśmian, nawiązywał do tych opowieści w swoich „Klechdach sezamowych” czy w „Przygodach Sindbada Żeglarza”, a do kanonu literatury muzycznej weszły: „Szeherezada” Rimskiego-Korsakowa i Ravela, także „Szeherezada” z cyklu Maski op.34 Karola Szymanowskiego. A Boy Żeleński pisał ze wzruszeniem w jednym ze swoich nielicznych liryków zagubionych wśród wierszy satyrycznych i bogatej eseistyki:

W twe dło­nie wtu­lę twarz

od tę­sk­not bla­dą,

O twe ko­la­na gło­wę oprę bied­ną,

A ty mi daj ba­jaj, o Sze­he­re­za­do,

Twych cud­nych nocy,

ach, ty­siąc i jed­ną... 

***

Tenochtitlán i niebieskooki diabeł

Był listopad roku 1519, kiedy Hernán Cortés maszerował ze swoimi ludźmi groblą na jeziorze Texcoco w kierunku stolicy imperium Azteków, Tenochtitlán. Nie spotykał oporu, ze zdumieniem natomiast obserwował, że miejscowi doskonale wiedzieli o jego przybyciu, że kolejni posłańcy z wiadomościami o zbliżaniu się gości, za jakich wówczas Hiszpanie byli uważani, przekazywali depesze zapisane, wydawało się im, na papierze. Miasto, położone na wyspie naturalnej i kilku sztucznych, jakie pojawiło się przed ich oczyma, było większe niż którekolwiek znane z rodzinnej Hiszpanii. Wzniesiono je z kamienia i cegły, woda pitna dostarczana była z pobliskich gór siecią akweduktów. Domy i pałace otaczały ogrody. Wielkie świątynie górowały nad horyzontem. „Niektórzy z naszych żołnierzy nawet pytali, czy to, co widzieliśmy, nie było snem? /.../ Nie wiem, jak to opisać, widząc tak, jak my, rzeczy, o których nigdy wcześniej nie słyszano, nie widziano, o których nawet się nie śniło.” - notował świadek tych wydarzeń i ich kronikarz, Bernal Díaz del Castillo.

Wrażenie marzenia sennego szybko przeminęło niestety. To, co nastąpiło w następnych miesiącach i latach przypominało o wiele bardziej przerażający koszmar. Zderzenie kultur i wyraźny cel hiszpańskich konkwistadorów - grabież - przyniosły tragedię na miarę apokalipsy.

Inkowie, twórcy zaawansowanej cywilizacji, posługiwali się skomplikowanym pismem węzełkowym, Muzeum Machu Picchu, Peru

Kultury rozkwitają i gasną, jedne szybciej, inne wolniej, ale jak dotąd żadna nie trwała wiecznie. Czasem powodem jest kataklizm, częściej najazdy innych ludów zwykle zwanych barbarzyńcami, zawsze wewnętrzne podziały i konflikty rozsadzające społeczność od wewnątrz. Niektóre, jak chińska, choć trwają przez milenia, przechodzą różne stadia, by wreszcie tracąc impet twórczy pogrążyć się w inercji. Wszystkie też przechodzą podobne etapy rozwoju bez względu na odległość między nimi i izolację. Cywilizacje Ameryki - nazwanej tak zresztą od imienia jednego ze zdobywców kontynentu - Amerigo Vespucci, bez żadnej łączności ze ‘starym światem’ podążały podobnymi drogami. Wszystkie miały religię, strukturę społeczną, administrację, uprawę roli i hodowlę, rzemiosło i sztukę. Wszystkie też miały pismo. Hiszpanie zobaczyli biblioteki z tysiącami książek - składanych inaczej niż ówczesne europejskie, w harmonijkę, niemniej jednak wypełnionych wiedzą o astronomii, matematyce, historii, medycynie, religii. Zobaczyli mapy i kalendarze, boiska do gry i warsztaty rzemieślników - artystów. Pod wieloma względami ta cywilizacja nie tylko nie ustępowała ówczesnej europejskiej, ale nawet nad nią górowała. Tylko w dwóch aspektach Europejczycy byli silniejsi - mieli strzelby, nauczywszy się wyrobu prochu od, kogóż by - Chińczyków i mieli konie rodem ze stepów środkowej Azji. Byli też, jak ludzie są najczęściej, przekonani o wyższości swoich obyczajów nad cudzymi, własnej religii nad religią innych. To prawda, że niektóre obyczaje Azteków były przerażające - krwawe ofiary składane bogom z ludzi, najczęściej jeńców, wyrywanie bijących jeszcze serc z ciał ofiar… Ale europejski świat też nie był niewiniątkiem - nie mówiąc o rzezi w czasie ciągłych prawie wojen, poddawanie więźniów okrutnym torturom, wbijanie na pal, łamanie kołem, palenie żywcem. To w tamtych czasach przecież stosy ofiar w prześladowaniach religijnych nie tyle rozświetlały Europę, co pogrążyły ją w mroku ciemnoty.

I tak hiszpańscy konkwistadorzy odegrali w Ameryce hańbiącą rolę barbarzyńskich Wandalów - zniszczyli nie tylko cywilizację Azteków w momencie jej kulturalnego apogeum, w czym niestety pomogły im przywleczone przez nich bezwiednie wirusy grypy i ospy, zniszczyli niemal wszelkie ślady kultur Mezoameryki. Z zapałem przystąpili do grabieży, do rozbiórki, do palenia ksiąg. Z bogatego dorobku tych ludów zostało tylko kilka egzemplarzy kodeksów - zapisywanych na przypominających papier kartach zrobionych z wewnętrznej warstwy kory drzewa figowego - i kamieni z wyrytym na nich pismem. Jeden z azteckich manuskryptów odnaleziono kilkanaście lat temu w bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Jak tam trafił, nie wiemy na pewno - to tylko, że w czasie II wojny przechowywany był na zamku w Książu.  Uczeni z tych nielicznych źródeł próbują odczytać i zrozumieć pismo Olmeków, Majów, Azteków. Było skomplikowane - używali oni znaków wyrażających nie tylko dźwięki, ale przede wszystkim pojęcia. Z chwilą, gdy poszło w niepamięć znaczenie tych obrazków, pismo to stało się szyfrem prawie niemożliwym do odczytania. A jednak odszyfrowano je na tyle, by zrozumieć, że zapisywali oni ruchy gwiazd, ważne daty, imiona bogów, przepowiednie kapłanów. W ich tekstach można przeczytać o sojuszach, wojnach, małżeństwach między rodami królewskimi, datach śmierci i narodzin.  Święte pismo Majów ma aspekt wysoce artystyczny. Litery wykuwano na płytach kamiennych, ołtarzach, schodach. Pismem ozdabiano biżuterię, muszle, kości, wyroby garncarskie, drewniane sufity czy też ściany. Trud, jaki wkładamy obecnie w ocalenie od ostatecznego zapomnienia tego pisma, jest być może choć częściową rekompensatą za zbrodnie dokonane na ludziach zachodniego kontynentu i na ich kulturze przez - jak nazywa ich żywa do dziś wśród niektórych ludów Meksyku legenda - niebieskookich diabłów…

A jednak to Europejczycy dotarli do tego nowego dla nich lądu, nie vice versa. Wyruszali w nieznane dopingowani zapewne nie tylko marzeniem o bogactwie, ale też pasją przygody, ciekawością, co kryje się za horyzontem. Umieli zbudować sprawne okręty i poradzili sobie z nawigacją na oceanie, a wrażenia zapisywali bogatym w niuanse językiem - bo Europa w tym czasie wychodziła na prowadzenie w cywilizacyjnym wyścigu, w którym zdystansuje wszystkie poprzednie kultury w dech zapierającym tempie. Ale wrócimy do niej już w następnym odcinku.

Katarzyna Hypsher